Szanse na 20-proc. podwyżki w administracji rządowej są niemal zerowe, ale jej pracownicy mogą walczyć o status urzędnika mianowanego, który zapewnia co najmniej 1 tys. zł dodatku miesięcznie i zwiększony wymiar urlopu. Młodzi pracownicy nie chcą jednak na dłużej wiązać się z budżetówką.
Szanse na 20-proc. podwyżki w administracji rządowej są niemal zerowe, ale jej pracownicy mogą walczyć o status urzędnika mianowanego, który zapewnia co najmniej 1 tys. zł dodatku miesięcznie i zwiększony wymiar urlopu. Młodzi pracownicy nie chcą jednak na dłużej wiązać się z budżetówką.
Członkowie korpusu służby cywilnej w przyszłym roku będą mogli liczyć na kwotę bazową o 158,49 zł wyższą od tegorocznej. W efekcie w 2023 r. wyniesie 2190,45 zł, czyli wzrośnie o 7,8 proc. Takie rozwiązania znajdują się w projekcie ustawy budżetowej, który został przekazany do Rady Dialogu Społecznego. Od wielokrotności tej kwoty są naliczane pensje, więc jej podwyższenie oznacza podwyżki dla wszystkich (podczas gdy w poprzednich latach decydowano się na wzrost funduszu wynagrodzeń). Przykładowo, jeśli urzędnik w umowie o pracę ma zapisany tzw. mnożnik na poziomie 3,0, to jego pensja w styczniu wzrośnie o ponad 475 zł brutto, a jego wynagrodzenie zasadnicze wyniesie wtedy 6571 zł. Co istotne, z tej automatycznej waloryzacji zostaną wyłączone najważniejsze osoby w państwie, m.in. ministrowie i wojewodowie.
O podwyższenie kwoty bazowej od początku zabiegali związkowcy. – Dzięki takiemu rozwiązaniu wszyscy będą mogli liczyć na wyższe uposażenia w przyszłym roku, a nie tylko wybrani. Oczywiście cały czas budżetówka domaga się 20-proc. podwyżek i mamy nadzieję, że zanim projekt ustawy trafi do Sejmu, rząd jeszcze zmieni zdanie na naszą korzyść w sprawie podwyżek. Inaczej w dalszym ciągu będziemy mieli do czynienia z odpływem specjalistów – ostrzega Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Choć średnie wynagrodzenie w służbie cywilnej wynosi 7,4 tys. zł brutto i jest wyższe od średniej krajowej, to wśród młodych nie ma szturmu na liczne wakaty w urzędach. To dlatego, że osoby zatrudnione w administracji rządowej (zwłaszcza w terenie) zarabiają znacznie mniej. Wynagrodzenie na początku kariery referenta to ok. 3,2 tys. zł brutto, czyli niewiele więcej od obecnej płacy minimalnej. Szansą na wyższą płacę jest uzyskanie statusu urzędnika mianowanego. Osoba, która zda państwowy egzamin i znajdzie się w limicie najlepszych lub skończy Krajową Szkołę Administracji Publicznej, może liczyć na dodatek służby cywilnej dla urzędników mianowanych (dodatków jest łącznie dziewięć, ten pierwszego stopnia od nowego roku wyniesie 1030 zł, a najwyższy blisko 4,5 tys. zł brutto miesięcznie, rosną one bowiem wraz ze wzrostem kwoty bazowej), a także na dodatkowy urlop – do 12 dni roboczych.
W czasie pandemii przez dwa lata był zawieszony nabór dla kandydatów na urzędników mianowanych. W tym roku został ustanowiony zaledwie na poziomie 245 miejsc, choć pierwotnie planowano 550. W efekcie liczba urzędników mianowanych maleje. Obecnie na ponad 118 tys. członków korpusu tylko 7,4 tys. to urzędnicy mianowany. Tymczasem eksperci od lat postulują, aby stanowili oni minimum 10 proc. całego korpusu. – Urzędnicy mianowani są niezbędni, ponieważ to oni w głównej mierze dbają o jakość profesjonalnego korpusu – mówi prof. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, była członkini Rady Służby Cywilnej. – Niskie zarobki i brak perspektyw na awans nie zachęcają jednak do tego, aby przystępować do postępowania kwalifikacyjnego na urzędnika mianowanego – dodaje.
Dobrosław Dowiat Urbański, szef służby cywilnej, w kampanii z okazji 100-lecia administracji rządowej zachęcał do ubiegania się o ten status, a nawet doprowadził do obniżenia opłaty za egzamin na urzędnika mianowanego. Mimo tych starań do ostatniego postępowania kwalifikacyjnego przystąpiło zaledwie 544 kandydatów, choć jeszcze kilka lat wcześniej liczba chętnych była niemal dwukrotnie większa.
– Wydaje się, że nie będzie nawet wypełniony limit 245 mianowań, a to pokazuje, że coraz mniej osób chce trwale związać się ze służbą cywilną – zauważa Jerzy Siekiera, prezes Stowarzyszenia Absolwentów KSAP. Podobnie jest z kandydatami do tej szkoły – wnioski o przyjęcie złożyło 57 osób, a do pierwszego etapu rekrutacji zgłosiło się 49 kandydatów. Może być problem, aby utworzyć grupę ok. 35 słuchaczy na roku.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama