Chcą odszkodowań i prawa do likwidacji dzikiej zwierzyny na swoim terenie.
Polska łowiecka / Dziennik Gazeta Prawna
Problem dzikiej zwierzyny, dewastującej gospodarstwa rolne czy zabijającej zwierzęta hodowlane dotyczy całej Polski. W lipcu zeszłego roku rolnicy z woj. podlaskiego protestowali przed Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku przeciwko zbyt niskim rekompensatom za powstałe w ten sposób szkody. To samo działo się w woj. lubelskim, gdzie protestujący zablokowali drogę krajową nr 2.
Z danych GUS wynika, że z roku na rok rosną kwoty wypłacane posiadaczom upraw zniszczonych przez zwierzynę łowną (dziki, łosie, jelenie itp.). W sezonie 2009/2010 było to 50 mln zł, a w 2013/2014 – już ponad 75 mln.
Teraz do rolników dołączają samorządy. Zrzeszenie Gmin Województwa Lubuskiego w apelu do rządu i parlamentarzystów domaga się liberalizacji odstrzału. „Proponuje się zmianę przepisów w taki sposób, aby umożliwić dokonywanie kontrolnych odstrzałów również poza obwodami łowieckimi albo zwiększenie środków oddanych do dyspozycji zarządom województw na przeprowadzenie działań zapobiegawczych w sposób prawny i efektywny” – piszą samorządowcy.
Co tak naprawdę kryje się za tym postulatem? Reprezentujący lubuskie gminy Michał Zwolak, aplikant radcowski z Kancelarii Prawniczej Skibiński, wyjaśnia: – Na obszarach miejskich, w przeciwieństwie do terenów wiejskich, nie działają koła łowieckie i nie można tam przeprowadzać odstrzałów. Chodzi o wprowadzenie możliwości odstrzału dzikiej zwierzyny także w miastach, przede wszystkim na przedmieściach, bo głównie tam występuje problem. Trzeba to skonsultować z zainteresowanymi środowiskami i uregulować prawnie, gdyż rozwiązanie takie musi mieć charakter nadzwyczajny, niemniej wydaje się konieczne – przekonuje Michał Zwolak.
Na dowód gminy podliczają swoje straty. Gubin szacuje, że doprowadzenie do porządku gminnych terenów zielonych, jak również boisk i placów zabaw, zniszczonych przez dziki będzie kosztować ok. 24 tys. zł. Z kolei w gminie Torzym naprawa Orlika kosztowała 18 tys. zł. A Zielona Góra w latach 2013–2014 na odłowy dzików i lisów wydała ok. 100 tys. zł.
Nieprzypadkowo samorządy z woj. lubuskiego zaczęły teraz lobbować za taką możliwością. Z początkiem tego roku Zielona Góra wchłonęła administracyjnie sąsiednią gminę (tzw. obwarzankową). Oznacza to, że tereny dawnej gminy wiejskiej Zielona Góra są obecnie terenami miasta o tej samej nazwie. Tak więc do niedawna typowe wioski są traktowane już jako teren miasta. Problem dzikich zwierząt dalej występuje, ale strzelać do nich już nie wolno – można je tylko odławiać i wywozić do lasu.
Marek Matysek z Polskiego Związku Łowieckiego zgadza się, że odławianie i wywożenie dzikiej zwierzyny, nawet kilkaset kilometrów dalej, na dłuższą metę się nie sprawdza, bo zwierzęta i tak wracają. – W dodatku miasta się rozrastają, a to oznacza, że tereny, na których można strzelać do zwierząt, się kurczą – mówi. Choć zaznacza, że pomysł samorządów może być niemożliwy do zrealizowania. – Żaden myśliwy nie odważy się strzelać na terenie miasta – uważa Marek Matysek. I dodaje, że obecnie na terenach wiejskich odstrzał może być dokonywany w odległości co najmniej 100 metrów od zabudowań i 500 metrów od miejsc publicznych, takich jak szkoła.
Przeciwny pomysłom samorządów jest Cezary Wyszyński, prezes Fundacji Viva! Akcja dla Zwierząt. – Pamiętajmy, że mówimy o używaniu broni na terenach miejskich, co rodzi zagrożenie także dla ludzi – przestrzega. I dodaje, że faktycznie problem z dzikimi zwierzętami jest, ale odstrzał na większą skalę nie jest rozwiązaniem. – Mamy do czynienia z błędnym kołem: myśliwi dokarmiają zwierzęta, co sprzyja ich rozmnażaniu i ściąganiu w rejony zamieszkane przez ludzi. Teraz samorządy chcą do nich strzelać. Przede wszystkim nie możemy ingerować w ekosystem. Trzeba też skończyć z dokarmianiem dzikich zwierząt – radzi Cezary Wyszyński.
Odstrzał to niejedyna rzecz, jakiej domagają się gminy. Kolejna to odszkodowania za straty powodowane głównie przez dziki. Samorządy wskazują, że obecne przepisy (z ustawy o ochronie przyrody i prawo łowieckie) zakładają odpowiedzialność za szkody powstałe w gospodarstwach rolnych, co ich zdaniem „oznacza całkowity brak wsparcia zarówno dla pozostałych właścicieli, ale również dla gmin, które muszą na własny koszt usuwać uszkodzenia w mieniu komunalnym”. Gminy wskazują, że 21 lipca 2014 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że art. 126 ustawy o ochronie przyrody w sposób niezgodny z konstytucją różnicuje ochronę prawną właścicieli nieruchomości. Na razie właściciele innych gospodarstw niż rolne o odszkodowanie muszą za każdym razem walczyć przed sądem.

Gminy miejskie nie mogą liczyć dziś na żadne odszkodowania