Presja płacowa rośnie, ale samorządowi włodarze twierdzą, że nie są w stanie jej zaspokoić. Winą obarczają rząd i jego reformy podatkowe.

Choć o podwyżkach wynagrodzeń mówi się przede wszystkim w sektorze prywatnym, to sytuacja robi się napięta także w administracji lokalnej. Bo tam podwyżek nie ma, a jeśli są, to nierzadko kilkakrotnie mniejsze od postulowanych. – Obecnie o kolejne zwiększenie wynagrodzeń pracowników urzędu występują związki zawodowe. Analizowane są możliwości budżetowe miasta – mówi Marlena Salwowska ze stołecznego ratusza.

To samo słyszymy w Poznaniu. – Presja wzrostu wynagrodzeń występuje we wszystkich jednostkach organizacyjnych miasta. Oczekiwania te najczęściej formułują związki zawodowe – przyznaje Wojciech Kasprzak, dyrektor wydziału organizacyjnego w poznańskim magistracie.

– To z jednej strony presja płacowa, ale też trochę zorganizowana akcja, nakręcana przez osoby należące do związków i chcące się budować na tej sytuacji – uważa Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku i szef Unii Metropolii Polskich. Jego zdaniem przy takiej inflacji i poziomie zarobków w administracji samorządowej oczekiwania będą rosły.

Jak wynika z Monitora Konfliktów Społecznych, publikowanego przez resort rodziny, w lipcu na 35 zdarzeń – protestów, strajków czy sporów – prawie jedna trzecia dotyczyła samorządów i podległych im jednostek. Chodziło m.in. o postulaty kierowców komunikacji miejskiej, strażników gminnych czy pracowników ośrodków pomocy społecznej. Dla mieszkańców protesty oznaczają zawirowania w kluczowych obszarach funkcjonowania miast, takich jak: obsługa w urzędach, transport publiczny, opieka społeczna czy wywóz śmieci.

Z danych GUS wynika, że w zeszłym roku przeciętne wynagrodzenie brutto w administracji samorządu terytorialnego wyniosło ok. 5,8 tys. zł miesięcznie (wzrost o 321 zł w stosunku do roku 2020). Dla porównania, w administracji państwowej to było ok. 7,6 tys. zł. Włodarze często przyznają, że nie mają pieniędzy, by zaspokoić płacowe oczekiwania pracowników.

Rośnie presja płacowa

Protestują już m.in. urzędnicy, kierowcy miejskich autobusów, pracownicy DPS-ów, strażnicy miejscy czy firmy odpadowe. Jeśli sytuacja się zaostrzy, odczują to mieszkańcy
W ostatnich tygodniach w co najmniej kilku miejscach sytuacja związana z wynagrodzeniami mocno się zaogniła.
W Łodzi protestują pracownicy MOPS. Jak wynika z Monitoringu konfliktów społecznych prowadzonego przez resort rodziny, w Łodzi z prawie 300 terenowych pracowników socjalnych w ostatnim tygodniu lipca do pracy stawiło się zaledwie 43. Oprócz tego 159 przebywało na zwolnieniach lekarskich, 48 na urlopach zwykłych i na żądanie, a status kolejnych 43 był „niejasny”, tzn. nie pojawili się w pracy, choć nie informowali o zwolnieniach lub urlopach.
W Bydgoszczy na przełomie czerwca i lipca przez kilkanaście dni był problem z funkcjonowaniem autobusów i tramwajów, bo protestowali pracownicy Miejskiego Zakładu Komunikacji, domagając się 1 tys. zł podwyżki. Tamtejsze władze zorganizowały komunikację zastępczą i liczyły straty. „Powtórzę jeszcze raz: szanuję prawo każdego do strajku, ale nie z pominięciem prawa (złamano przepisy o sporach zbiorowych) i nie kosztem mieszkańców” - pisał wówczas na Facebooku prezydent miasta Rafał Bruski. Chwilowo konflikt zażegnano, a efektem rozmów są podwyżki dla załogi w wysokości 350 zł, począwszy od lipca, oraz obietnica wypracowania do końca sierpnia „harmonogramu i zasad przyszłych regulacji płacowych w spółce oraz systemu rozwiązań finansowania komunikacji miejskiej”.
Z kolei w Kołobrzegu w ramach protestu kierowcy Komunikacji Miejskiej masowo idą na L4, a spółka musi ograniczać kursy autobusów. Tu także w grę wchodzą postulaty płacowe. Równolegle w tym mieście trwa protest pracowników MOPS. Po Kołobrzegu jeździ samochód z banerem „Prezydencie Kołobrzegu! Za wyczerpującą i odpowiedzialną pracę dajesz nam głodową płacę!”. Z kolei w Warszawie w połowie lipca odbył się strajk ostrzegawczy pracowników MPO, a tydzień temu zakończyła się akcja protestacyjna strażników miejskich. - Urzędnicy też by chcieli, ale nie zawsze to się odbywa w formie protestów, często negocjacje są prowadzone po cichu - mówi nam pracownik miejski. W Chełmie na początku lipca protestowali zatrudnieni w miejskim ośrodku pomocy rodzinie, efektem ich działań było wdrożenie mediacji w sprawie wysokości podwyżek.

Miasta szukają na podwyżki

Część władz samorządowych próbuje jakoś reagować na postulaty płacowe. Przykładowo władze Poznania zdecydowały o przeznaczeniu dodatkowych środków na wzrost wynagrodzeń pracowników samorządowych. - Zdajemy sobie sprawę, że ta propozycja nie w pełni odpowiada postulatom płacowym, jednak w obecnej sytuacji jest na granicy możliwości finansowych budżetu miasta - mówi Wojciech Kasprzak, dyrektor wydziału organizacyjnego w urzędzie miasta.
Także krakowski ratusz (i część miejskich jednostek organizacyjnych) przyznał pracownikom podwyżki. Mimo to panuje przeświadczenie, że to sprawę załatwia tylko tymczasowo. - W chwili obecnej żadne formalne postulaty nie są formułowane. Może być to jednak kwestią czasu, ponieważ środki na podwyżki jedynie w niewielkiej części zrekompensowały poziom inflacji. Daje się także odczuć małe zainteresowanie ofertami pracy w urzędzie miasta w związku z oczekiwaniami płacowymi formułowanymi przez kandydatów do pracy, które często nie mogą być zaspokojone - mówi Joanna Dubiel z biura prasowego krakowskiego magistratu.
Pomimo takich prób dużo częściej słychać, że lokalne władze nie są w stanie sprostać temu, czego chcą pracownicy. - Stoimy pod ścianą. Gdybyśmy mieli pieniądze, odpowiedzielibyśmy pozytywnie na te postulaty. Natomiast nasze nożyce dochodowo-wydatkowe się rozchodzą i jest coraz trudniej - przekonuje prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski. Przypomina, że wszystkie samorządy tracą po stronie dochodowej łącznie ok. 14 mld zł rocznie wskutek zmian w systemie podatkowym. Jednocześnie koszty funkcjonowania miast rosną (choćby wskutek wzrost cen energii), a rezerw nie ma. - Dlatego będziemy starali się informować przedstawicieli związków zawodowych, że z naszej strony byłaby dobra wola, ale brakuje możliwości. Ostrze niezadowolenia trzeba skierować do tych, którzy tę sytuację spowodowali, a to oczywiście rządzący - mówi prezydent.

A rząd na to: pieniądze macie

Tyle że z rządu słychać, że samorządy mają historycznie wielką ilość środków, także dzięki polityce tegoż rządu, dlatego kierowanie pretensji w jego stronę mija się z celem (komentarz wiceministra finansów obok - red.). Z danych MF na koniec I kw. 2022 r. wynika, że dochody JST były wyższe w stosunku do roku ubiegłego o ok. 8 proc., czyli o około 6,6 mld zł. Pierwszy kwartał zamknął się nadwyżką w wysokości 15,7 mld zł, wysoka była także nadwyżka operacyjna, która wyniosła w I kw. 2022 r. 16 mld zł (prawie o 2 mld zł wyższa niż w ubiegłym roku).
W ostatnich dniach samorządowcy złożyli w Senacie propozycje zmian w prawie zakładające m.in. przekierowanie całości wpływów z PIT do samorządów (dziś połowa trafia do nich, a połowa do budżetu państwa) czy wprowadzenie mechanizmu indeksacji części oświatowej subwencji ogólnej poprzez określenie jej wysokości na 3 proc. PKB. Teraz samorządowcy liczą na to, że izba wyższa przygotuje inicjatywę ustawodawczą w tej sprawie. Senator niezależny Krzysztof Kwiatkowski potwierdza, że wszystko zmierza w tym kierunku. - Założenia do projektu, który otrzymaliśmy, konsultujemy z Biurem Legislacyjnym Senatu, w sposób szczególny zaangażowani są w to senatorowie z komisji samorządu terytorialnego. W tym tygodniu będziemy chcieli zebrać podpisy, by Senat mógł pracować nad projektem zaraz po przerwie wakacyjnej - deklaruje senator. ©℗

opinia

Jeśli dochody samorządów spadną, otrzymają rekompensatę
Artur Soboń, wiceminister finansów / Materiały prasowe
Na bieżąco analizujemy możliwości wsparcia finansowego jednostek samorządu terytorialnego pozwalające na zminimalizowanie skutków niekorzystnych zjawisk inflacyjnych oraz ułatwiające realizowanie zadań samorządowych. Dzięki dobremu wykonaniu budżetów w 2021 r. samorządom po zakończeniu ubiegłego roku zostało ponad 50 mld zł do wykorzystania na realizację zadań w bieżącym roku i w kolejnych latach. Nadwyżki finansowe uzyskane przez samorządy stanowią solidny bufor, który zapewnia im bezpieczeństwo finansowe. Pozytywne wyniki budżetów samorządowych są efektem m.in. wprowadzonych rozwiązań wzmacniających i stabilizujących finanse samorządowe, w tym przekazania do JST w końcówce 2021 r. dodatkowych 8 mld zł uzupełnienia subwencji oraz 4 mld zł dodatkowej subwencji na cele wodno-kanalizacyjne.
Warto zauważyć, że zawarte w ustawie o dochodach JST regulacje pozwalają m.in. na stabilizację dochodów JST. Dochody z tytułu udziału we wpływach z PIT i CIT do JST przekazywane są w równych miesięcznych ratach, w kwotach zgodnych z prognozą określoną przed rozpoczęciem roku budżetowego. Dla samorządów to gwarancja dochodów oraz ułatwienie przy planowaniu oraz realizowaniu budżetów. Rozwiązanie to przyczynia się też do większego zrównoważenia dochodów i bardziej równomiernego przekazywania środków finansowych. W ustawie wprowadzono również regułę stabilizującą dochody samorządów, co oznacza, że dochody samorządowe są mniej podatne na wahania cyklu koniunkturalnego oraz bardziej odporne na skutki zmian prawnych. Jeśli dochody z PIT i CIT w danym roku spadną poniżej ustalonego referencyjnego poziomu, to samorządy otrzymają rekompensatę w formie dodatkowo zwiększonej subwencji rozwojowej. ©℗