Już teraz potrzebne są rządowe gwarancje i kredyty, w przyszłości dywersyfikacja źródeł energii. Pozyskiwanie jej ze spalarni odpadów, z pomp ciepła czy kolektorów – to wszystko będzie służyło ogrzewaniu mieszkań. Przydałyby się też magazyny ciepła. Trochę pieniędzy na to jest.
Już teraz potrzebne są rządowe gwarancje i kredyty, w przyszłości dywersyfikacja źródeł energii. Pozyskiwanie jej ze spalarni odpadów, z pomp ciepła czy kolektorów – to wszystko będzie służyło ogrzewaniu mieszkań. Przydałyby się też magazyny ciepła. Trochę pieniędzy na to jest.
Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie (IGCP), nie ukrywa, że najbliższy rok, a przynajmniej czas do końca maja 2023 r., to stan kryzysu energetycznego. Niebezpieczny, bo dotyczy ok. 15 mln mieszkańców (42 proc. gospodarstw domowych) - tych, którzy korzystają z ogrzewania ciepłem systemowym, czyli wytwarzanym przez koncesjonowane ciepłownie i elektrociepłownie, z taryfami zatwierdzanymi przez Urząd Regulacji Energetyki. Zagrożone jest również bezpieczeństwo energetyczne Polski, bo ok. 17 proc. energii elektrycznej w kraju produkowane jest w elektrociepłowniach.
- Przedsiębiorstwa ogłaszają przetargi na dostawy węgla. Kupujemy węgiel z Polskiej Grupy Górniczej (PGG) czy Polskiej Grupy Energetycznej (PGE Paliwa). Staramy się też kupować z importu za horrendalne ceny - mówi Jacek Szymczak. Ale według niego to za mało i ciepłownie same sobie nie poradzą. - W ostatnich kilkunastu latach rentowność większości takich firm jest zerowa, a niektórych ujemna. Wskaźniki płynności finansowej są poniżej bezpiecznych - przyznaje prezes IGCP. Tymczasem ceny węgla poszły w górę od 250 do 600 proc., gaz zdrożał o ponad 400 proc. Dlatego, jak mówi, konieczne jest uruchomienie rządowych gwarancji dla firm ciepłowniczych, które nie mają zdolności kredytowej i zgodnie z prawem bankowym instytucje finansowe nie mogą udzielać im kredytów. Te gwarancje są także potrzebne na zakup uprawnień do emisji CO2. Jak twierdzi Szymczak, powołując się na dane Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami, sześć podmiotów ciepłowniczych nie umorzyło uprawnień do emisji za 2021 r., za 2022 r. może być ich znacznie więcej. - Bo przedsiębiorcy, mając wybór między uprawnieniami a paliwem, wybiorą paliwo - tłumaczy Szymczak.
Prowadzący ciepłownie mają obowiązek przygotować plany wprowadzania ograniczeń w dostarczaniu ciepła. Wymóg ten wynika z rozporządzenia Rady Ministrów z 8 listopada 2021 r. w sprawie szczegółowych zasad i trybu wprowadzania ograniczeń w sprzedaży paliw stałych oraz w dostarczaniu i poborze energii elektrycznej lub ciepła (Dz.U. poz. 2209). Zgodnie z nim wojewodowie zwracają się do przedsiębiorstw z pytaniem, czy mają takie plany. - Na podstawie tych przepisów zapewne zostaną zimą wprowadzone ograniczenia w dostawach ciepła - mówi Krzysztof Szaliński, prezes Zarządu Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Gliwicach. Jego zdaniem już teraz trzeba propagować racjonalne użytkowanie ciepła, bo tego nie da się nauczyć odbiorców z dnia na dzień. Gliwicki PEC ponad dwa lata temu rozpoczął program „20 stopni dla klimatu”, w którym ci użytkownicy, którzy obniżą temperaturę w mieszkaniu z 22 do 20 st. C, zapłacą 5‒7 proc. mniej za ciepło. - W ten sposób w kraju można oszczędzić 1 mln t węgla, co się przekłada na mniejszą emisję CO2 o 2 mln t. Jest to też korzystne dla górnych dróg oddechowych, jak twierdzą alergolodzy - mówi Krzysztof Szaliński. Wpisuje się to także w działania UE, która w ramach redukcji popytu na gaz chce, by państwa członkowskie przeprowadziły kampanie zachęcające do oszczędzania paliwa i doprowadziły do zmniejszenia temperatury w mieszkaniach do 19 st. C. Pytanie jednak, czy zanim do tego dojdzie, na ostatnią chwilę ciepłownie mogą jeszcze coś poprawić. - Trzeba redukować straty przesyłowe i przyjrzeć się najsłabszym ogniwom sieci pod względem niedotrzymania ciśnień dyspozycyjnych. Większych inwestycji, jeśli nie były zaplanowane, przed tegorocznym sezonem grzewczym przeprowadzić już się niestety nie da - mówi Krzysztof Szaliński.
Prezes gliwickiego PEC uważa, że o procesach inwestycyjnych trzeba myśleć w perspektywie co najmniej 5‒10 lat. Będą się one sprowadzać przede wszystkim do zmiany struktury nośników energii. - Mamy niedobór węgla, a ten, który trafia do portów, jest znacznie droższy niż z PGG. Dlatego zyskuje idea lokalnych źródeł ciepła opartych na miejscowych zasobach. Potwierdza to dr hab. Tadeusz Pająk z Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie. I dodaje, że chodzi przede wszystkim o pozyskiwanie ciepła z odpadów. Ich atutem jest ujemna cena, bo firmy gospodarujące śmieciami dopłacają do tego, żeby śmieci zostały spalone.
Gdyby pozyskiwać z nich ciepło, jak mówi Tomasz Uciński, prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Koszalinie oraz Krajowej Izby Gospodarki Odpadami, byłoby to korzystne dla mieszkańców, bo oznaczałoby obniżkę lub przynajmniej stabilizację cen za gospodarowanie odpadami. - No i odpady mieszkańcy wciąż produkują, a jak rozgrzebiemy nasze składowiska, które liczą miliony ton, to starczy tego na lata - nie ma wątpliwości Tomasz Uciński.
Jak wylicza Michał Dąbrowski, przewodniczący Rady Polskiej Izby Gospodarki Odpadami, w Polsce rocznie powinno być przetwarzanych 4,2 mln t paliwa z odpadów, a tymczasem dziś (łącznie z cementowniami) jest to ok. 2,2 mln t. Czyli powinno przybyć miejsc, gdzie można spalić ok. 2 mln t rocznie. Oczywiście chodzi o te odpady, które nie nadają się do recyklingu. A w tym przypadku mamy do czynienia z pozostałościami po odpadach zmieszanych, ale także z tym, co nie nadaje się do recyklingu i trafia do żółtych worków (odpady resztkowe). - A to 50‒60 proc. zawartości worka. Reszta powinna zostać spalona w nowoczesnych instalacjach - twierdzi ekspert. Do inwestycji w spalarnie zachęca też średnia cena ciepła uzyskiwanego z odpadów komunalnych (34,91 zł za 1 gigadżul) - to druga najniższa stawka ze wszystkich paliw, tańszy jest tylko węgiel brunatny (28,03 zł za gigadżul). Według szacunków spalarnie odpadów komunalnych są w stanie zaoszczędzić ok. 10 proc. węgla.
Budowę spalarni odpadów wspiera rząd. W czerwcu Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej poinformował, że do polskich przedsiębiorców trafią dodatkowe 2 mld zł z Funduszu Modernizacyjnego na wykorzystanie odpadów w energetyce cieplnej. Tym samym suma funduszy na ten cel wzrosła do 3 mld zł. W ramach programu 2.1 „Racjonalna gospodarka odpadami cz. 3” NFOŚiGW finansuje budowę nowych, rozbudowę lub modernizację instalacji termicznego przekształcania odpadów lub innych paliw alternatywnych wytworzonych z odpadów komunalnych z wytwarzaniem energii w warunkach wysokosprawnej kogeneracji. Fundusz proponuje pożyczkę do 100 proc. kosztów kwalifikowanych (ale nie więcej niż 400 mln zł), oprocentowanie na poziomie trzymiesięcznego WIBOR (nie mniej niż 1,5 proc. w skali roku) lub na warunkach rynkowych, jeśli nie będzie stanowiła pomocy publicznej. Okres finansowania może wynieść nawet do 20 lat. Możliwa jest także dotacja do 50 proc. kosztów kwalifikowanych, ale nie więcej niż 100 mln zł, z zastrzeżeniem, że kwota dotacji nie może przekroczyć kwoty pożyczki udzielonej przez NFOŚiGW na to samo przedsięwzięcie. Kolejny warunek - co najmniej 70 proc. ciepła użytkowego pozyskanego w dofinansowanej instalacji, które nie będzie wykorzystane na potrzeby własne, ma być wprowadzane do publicznej sieci ciepłowniczej. Co ważne, decyzje środowiskowe dla przedsięwzięcia muszą zostać uzyskane nie później niż w terminie roku od dnia zawarcia umowy o dofinansowanie. Nabór na te środki potrwa do 30 grudnia 2022 r., a to znaczy, że pieniądze będą dostępne przede wszystkim dla tych, którzy już mają chociażby koncepcje takich instalacji.
- Polskie przepisy nie są problemem przy budowie obiektów termicznego przetwarzania odpadów. Na razie spalanie odpadów komunalnych nie jest włączone w system handlu emisjami CO2 (ETS) - mówi Michał Dąbrowski. Jest za to inny problem, a nawet dwa: niepewność, jak do takich inwestycji za jakiś czas podejdzie UE, bo na razie uznaje je za „zielone”, ale to szybko może się zmienić, a wówczas nici z pomocy publicznej, oraz opór mieszkańców. Referendum za lub przeciw takiemu przedsięwzięciu ma się odbyć w Nowym Sączu 24 lipca, przeciwko budowie spalarni protestują też mieszkańcy Kraśnika. I choć eksperci tłumaczą, że nowoczesne instalacje emitują znacznie mniej zanieczyszczeń niż węglowe, to ludzi trudno przekonać.
Pytani przez nas eksperci nie mają wątpliwości - stabilność ciepłownictwa zależy od lokalnych źródeł, przede wszystkim będących odnawialnymi źródłami energii. - To, co nas czeka w niedalekiej przyszłości, to zagospodarowanie bioodpadów. Właśnie pracujemy nad koncepcją, by w Gliwicach powstała pierwsza biogazownia na paliwa komunalne - mówi Krzysztof Szaliński. Wyjaśnia, że teraz z kompostowników, w których składowana jest frakcja bio, odzyskuje się tylko kompost, a do powietrza wydostaje się bardzo dużo metanu, szkodząc środowisku jeszcze bardziej niż kotły węglowe. Tymczasem biometan to cenne i konkurencyjne cenowo paliwo i warto go wykorzystać. Gliwicki PEC buduje też farmę kolektorów słonecznych. Jak dodaje prezes zakładu, ma to sens, bo wytwarzają one z tej samej powierzchni dwa razy więcej ciepła niż panele fotowoltaiczne.
- W przyszłości nie będzie jednego właściwego modelu dywersyfikacji. Wszystko będzie zależało od wielkości systemu, technik dostępności paliwa. Będziemy mieli do czynienia z miksem OZE. Biomasa, pompy ciepła, kolektory, magazyny ciepła, energia elektryczna z farm wiatrowych - to wszystko będzie służyło wytwarzaniu ciepła dla mieszkańców - przewiduje Tomasz Uciński. ©℗
/>
poleca
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama