W zeszłym roku urzędnicy wypracowali mniej nadgodzin niż w latach ubiegłych. Teraz może to się zmienić, bo w związku z napływem uchodźców z Ukrainy pracy jest więcej. Dlatego związkowcy przypominają, że kwestię zapłaty za pracę po godzinach trzeba uregulować
W zeszłym roku urzędnicy wypracowali mniej nadgodzin niż w latach ubiegłych. Teraz może to się zmienić, bo w związku z napływem uchodźców z Ukrainy pracy jest więcej. Dlatego związkowcy przypominają, że kwestię zapłaty za pracę po godzinach trzeba uregulować
W administracji rządowej jeszcze przed kilkoma latami wypracowano oficjalnie nawet około miliona nadgodzin. Według związkowców tych nieewidencjonowanych jest nawet dwukrotnie więcej. Członkowie korpusu służby cywilnej po prostu nie widzą sensu w ich wykazywaniu z uwagi na to, że nie otrzymują za nie zwiększonej rekompensaty finansowej lub czasu wolnego. Wskutek pandemii liczba nadgodzin spadła, choć wciąż brakuje rąk do pracy. W 2021 r. około 46 proc. naborów zakończyło się nieobsadzeniem stanowiska, w tym 34 proc. z powodu braku kandydatów. Obecnie w administracji rządowej, i to niemal w całym kraju, czeka aż 860 ofert. Praca w niej wydaje się coraz mniej atrakcyjna.
Nadgodziny w urzędach
Z najnowszego raportu szefa służby cywilnej wynika, że w zeszłym roku nadgodzin było mniej (patrz infografika). - Urzędnicy pracowali z domu, a ich przełożeni z pewnością nie uwzględniali nadgodzin, jeśli nawet takie się pojawiały, bo często trudno byłoby to sprawdzić. Dlatego też z raportu wynika, że formalnie urzędnicy pracowali mniej - mówi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dla porównania w 2018 r. oficjalnie urzędnicy wypracowali 944 tys. nadgodzin i było to o 45 tys. godzin więcej niż w 2017 r.
Według eksperta ewidencja nadgodzin w administracji jest traktowana po macoszemu, bo przez brak szczegółowych regulacji nie ma z tego tytułu praktycznie żadnych profitów poza - ewentualnie - czasem wolnym. Ustawa o służbie cywilnej (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1233 ze zm.) nie przewiduje bowiem dodatkowych rekompensat za pracę po godzinach, mimo zapowiedzi rządu, że to się zmieni. I podczas gdy pracownicy zatrudnieni na podstawie kodeksu pracy mogą liczyć na dodatek w wysokości 100 proc. za pracę w godzinach nadliczbowych w nocy lub w święta, a w pozostałe dni - w wysokości 50 proc., to członkom korpusu służby cywilnej taka gratyfikacja nie przysługuje. A to jest niezgodne z Europejską Kartą Społeczną. Komitet niezależnych ekspertów powołany do monitorowania jej wdrażania uważa, że z przepisów powinno wynikać co najmniej prawo do dłuższego odpoczynku. Obecnie pracownikowi służby cywilnej za pracę wykonywaną po godzinach przysługuje czas wolny w tym samym wymiarze. Czyli w praktyce za godzinę dodatkowej pracy należy się godzina wolnego. Od 1997 r., kiedy to została ratyfikowana Europejska Karta Społeczna, wielokrotnie zmieniały się pragmatyki urzędnicze, ale polskiego prawa do niej w pełni nie dostosowano.
W omawianym raporcie jest zapewnienie, że za dodatkową pracę będzie zwiększona gratyfikacja finansowa. Jednak najnowszy projekt nowelizacji ustawy o służbie cywilnej, z ubiegłego roku, całkowicie pominął tę kwestię (i tak zresztą trafił on do kosza).
- Od ponad pięciu lat w Trybunale Konstytucyjnym czeka nasz wniosek o zbadanie zgodności przepisów pragmatyki zawodowej urzędników z ustawą zasadniczą - przypomina Tomasz Ludwiński, przewodniczący NSZZ „Solidarność” pracowników skarbówki. Tymczasem to właśnie ta część korpusu wypracowuje najwięcej nadgodzin.
Z akt sprawy znajdującej się w trybunale wynika, że do skargi odniósł się już prokurator generalny, a także Sejm. Mimo tego wciąż nie został wyznaczony termin rozprawy. Prokurator generalny uważa, że zwiększona rekompensata za pracę po godzinach w służbie cywilnej się nie należy. Z kolei Sejm potwierdził, że art. 97 ust. 6 ustawy o służbie cywilnej w zakresie, w jakim pracownikowi służby cywilnej w zamian za pracę w godzinach nadliczbowych przyznaje się czas wolny w tym samym wymiarze, jest niezgodny z art. 4 ust. 2 Europejskiej Karty Społecznej.
Małe podwyżki
Temat rekompensaty za nadgodziny powrócił ze zdwojoną siłą teraz, gdy w urzędach jest więcej pracy w związku z napływem uchodźców z Ukrainy. Tym bardziej że w tym roku mogą liczyć na podwyżki średnio na poziomie 4,4 proc., przy inflacji wynoszącej 12 proc. A i tak nie wszyscy je dostaną - w niektórych urzędach tylko część pracowników mogła liczyć na wzrost płac. Dyrektorzy generalni chętnie przeznaczyliby pieniądze ze zwiększenia funduszu wynagrodzeń na brakujące etaty.
Związkowcy obawiają się, że kolejne lata będą trudne dla urzędników i niełatwo będzie wywalczyć jakiekolwiek podwyżki. - Brakuje pracowników, a nowi nie są zainteresowani taką pracą, w której absolwentom szkół wyższych oferuje się pieniądze na poziomie niewiele wyższym od płacy minimalnej - mówi Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. Jako przykład wskazuje swój urząd, gdzie 30 proc. zatrudnionych pracuje na płacy minimalnej. - Nasi ludzie pracują w weekendy przy obsłudze Ukraińców i nic nie otrzymują z tego tytułu, a ich wnioski o dodatki zadaniowe trafiają do szuflady - dodaje.
Związkowcy wskazują, że urzędnicy wykorzystują różne kruczki prawne, aby zarobić więcej. - Część osób ze służby cywilnej wchodzących w skład administracji podatkowej przechodzi do służby celnej. Otrzymują mundur, ale robią w dalszym ciągu to samo, a np. nie jest im odprowadzane 9 proc. składki zdrowotnej - mówi Tomasz Ludwiński.
W ocenie dr. Jakuba Szmita, eksperta ds. administracji publicznej, konieczne są kompleksowe rozwiązania systemowe poprzez stworzenie nowoczesnej pragmatyki urzędniczej. Zaznacza przy tym, że taka reforma powinna się wiązać z nakładami finansowymi, które mogłyby zatrzymać doświadczonych urzędników.
/>
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama