Nowy urząd będzie narzędziem służącym kontrolowaniu życia rodzin, promowaniu konserwatywnego modelu rodziny oraz będzie pełnił funkcję superprokuratora. Takie zarzuty stawiali posłowie opozycji w trakcie dyskusji nad projektem ustawy w sprawie powołania Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii (PIRD).

– Obecnie w Polsce nie istnieje instytucja zajmująca się w kompleksowy sposób badaniem zjawisk demograficznych, zwłaszcza niskiej dzietności, ich wpływu na sytuację społeczeństwa oraz wypracowywaniem adekwatnych sposobów radzenia sobie z zaistniałą sytuacją – uzasadniał poseł Bartłomiej Wróblewski z PiS, który był przedstawicielem wnioskodawców projektu. Dodał, że podobne urzędy od wielu lat funkcjonują w innych krajach, m.in. we Francji, w Stanach Zjednoczonych, Czechach i na Węgrzech.
– Aby skutecznie wspierać rodziny, trzeba skutecznie identyfikować problemy i bariery rozwojowe, jeśli chodzi o zakładanie i pomyślne funkcjonowanie rodzin – mówiła poseł Dominika Chorosińska z PiS.
Jednak przedstawiane przez sejmową większość argumenty nie trafiały do posłów opozycji. Monika Rosa z KO, która złożyła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu, zarzucała, że nie został on stworzony w trosce o stan demografii w Polsce, ale po to, aby za 30 mln zł (taki ma być koszt utworzenia PIRD) promować konserwatywny, narodowo-katolicki model rodziny i świata. – Prezes instytutu będzie superprokuratorem, który będzie mógł żądać wszczęcia postępowania w sprawach cywilnych dotyczących rodzin. Będzie mógł brać udział w postępowaniach dotyczących przysposobień dzieci oraz dołączyć np. do postępowań rozwodowych – wyliczała. Posłanka przypomniała też, że takie uprawnienia mają teraz rzecznik praw dziecka i rzecznik praw obywatelskich, więc kolejny rzecznik nie jest potrzebny.
– Będzie to jakaś superinstytucja, która ma ogromne kompetencje i pieniądze, a żadnej odpowiedzialności i która będzie wchodzić z butami w prywatne życie Polek i Polaków – podkreślała Wanda Nowicka, która prezentowała stanowisko klubu parlamentarnego Lewica.
Z kolei wypowiadająca się w imieniu Koalicji Polskiej-PSL Bożena Żelazowska zwracała uwagę, że nowy urząd będzie powielał zadania realizowane dziś przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, inne instytucje, a także samorządy. – Tworzenie kolejnej, kosztownej instytucji nie zwiększy dzietności. Potrzebne są inne narzędzia i środki, które sprawią, że w polskich rodzinach będzie się rodzić więcej dzieci – dodała.
Natomiast Paweł Szramka z koła poselskiego Polskie Sprawy wskazywał, że PIRD nie jest teraz największą potrzebą rodzin, bo te potrzebują niskich podatków, przejrzystego, prostego i przyjaznego prawa, a przede wszystkim tego, żeby politycy z taką nachalnością nie ingerowali w ich życie.
Bartłomiej Wróblewski odpierał padające ze strony posłów opozycji zarzuty, twierdząc, że PIRD nie będzie dublował pracy innych instytucji naukowo-badawczych, a w zakresie obrony praw rodziny i praw dziecka będzie w jakimś stopniu uzupełniał działania podejmowane przez RPD i RPO. Dodał też, że nowy urząd nie będzie nikomu kreował życia, tylko będzie zajmował się badaniem, analizowaniem oraz promowaniem rodziny. Nie będzie zaś nikogo i do niczego zmuszał. Nie zgodził się również z tym, że będzie to kosztowna instytucja, bo 30 mln zł to mniej więcej tyle, ile wydawane jest na budowę jednego kilometra autostrady.
Nad wnioskiem o odrzucenie projektu posłowie będą głosować dziś. Jeśli nie zostanie on uwzględniony, prace nad nim będą kontynuowane na komisjach.©℗
Etap legislacyjny
Projekt ustawy po I czytaniu