Przeciągające się spory między samorządami różnych szczebli a administracją rządową uniemożliwiają uprzątnięcie terenów po największych pożarach na składowiskach śmieci ostatnich lat. Gminy, gdzie znajdują się pogorzeliska, są bezradne.

Od pożaru na terenach dawnych zakładów Boruta w Zgierzu (największego producenta barwników w Polsce) minęły już ponad trzy lata. Spłonęło wtedy 50 tys. ton odpadów, w tym te przywiezione z zagranicy i gromadzone na dzierżawionym terenie przez dwie firmy wbrew przepisom. Gaszenie pożaru zajęło tydzień, w akcji wzięło udział ponad tysiąc strażaków. Do powietrza trafiły ogromne ilości trujących substancji, w tym 100 proc. emisji rocznej rakotwórczego benzoalfapirenu i 20 proc. rocznej emisji dwutlenku siarki.
– Akcja gaśnicza wypłukała dioksyny, furany, metale ciężkie do gleby i wód opadowych, które spłynęły do rzeki Wrząca, Sokołówki, następnie do Bzury i dalej Wisłą do Bałtyku. To – oprócz dymu – spowodowało największą katastrofę – wspomina Krzysztof Wojtalik, założyciel strony Zielony Zgierz.
Już w roku pożaru łódzki wojewódzki inspektor ochrony środowiska (WIOŚ) wymierzył kary w wysokości 1 mln zł i 250 tys. zł firmom działającym w Zgierzu. Odpady leżały luzem, choć nie powinny, podłoże składowiska nie zostało zabezpieczone, brakowało materiałów gaśniczych.
Jak sytuacja przedstawia się dziś? – W związku z karą 250 tys. zł skierowano tytuł wykonawczy do urzędu skarbowego, a w przypadku kary 1 mln zł egzekucja została przekazana do komornika sądowego – informuje Janusz Jedlina, dyrektor Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi.
Nie otrzymaliśmy odpowiedzi z Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która prowadzi postępowanie. W maju tego roku Radio Łódź informowało jednak, że śledztwo jest w toku. Ustalono, że przyczyną pożaru było podpalenie, ale nie zatrzymano sprawcy. Zarzuty w sprawie postawiono trzem osobom. Prokuratura zaznacza, że postępowanie wymaga współpracy międzynarodowej.
Chętnych brak
Zgodnie z prawem pogorzelisko powinny uprzątnąć firmy, które dzierżawiły teren. Ustawa o odpadach (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 779 ze zm.) mówi bowiem, że obowiązek usunięcia odpadów z miejsca nieprzeznaczonego do ich składowania należy do ich posiadacza. Jeśli on tego nie zrobi, decyzję o usunięciu odpadów jego posiadaczowi wydaje z urzędu wójt, burmistrz lub prezydent miastach. Chyba że obowiązek usunięcia odpadów wynika z wygaśnięcia decyzji dotyczącej ich magazynowania lub składowana. Wówczas sprawą odpadów powinien zająć się organ, który wydał decyzję. Jest to właśnie przypadek Zgierza.
Początkowo w sprawie pogorzeliska przepychanki trwały między urzędem miasta a starostwem zgierskim. Następnie front walk przeniósł się na linię starosta – marszałek województwa.
– Miasto Zgierz nie jest stroną w sprawie – mówi Renata Karolewska, pełnomocnik ds. mediów i komunikacji społecznej urzędu miasta. Zaleca, aby z pytaniami dotyczącymi bieżącej sytuacji zwrócić się do starosty powiatu zgierskiego i marszałka województwa łódzkiego „w związku z istniejącym sporem kompetencyjnym między tymi jednostkami samorządowymi”.
Łukasz Roman ze Starostwa Powiatowego w Zgierzu wyjaśnia, że w marcu br. starosta zgierski wystąpił do Naczelnego Sądu Administracyjnego (NSA) o rozstrzygnięcie „sporu o własność” między nim a marszałkiem województwa łódzkiego. Chodzi o wskazanie organu „do podjęcia działań w celu wyegzekwowania wykonania przez posiadacza odpadów, obowiązku usunięcia odpadów”. – Czekamy na rozstrzygnięcie. Organ wskazany przez NSA będzie mógł podjąć działania w sprawie – podkreśla Łukasz Roman.
Starostwo chce przekazać sprawę marszałkowi województwa, argumentując, że zgodnie z obowiązującym prawem z powodu ilości odpadów magazynowanych w Zgierzu decyzje w ich sprawie należą do marszałka, a nie starosty.
W żółwim tempie
– Sprawy dotyczące sporów kompetencyjnych są rozpoznawane relatywnie szybko, do kilku miesięcy – mówi Bartosz Draniewicz z Kancelarii Prawa Gospodarczego i Ekologicznego. Jest więc nadzieja, że wkrótce będzie wiadomo, który organ powinien zająć się pogorzeliskiem w Zgierzu. Nie oznacza to jednak, że zostanie ono szybko uprzątnięte.
Zgodnie z art. 26a ustawy o odpadach, jeśli śmieci stanowią zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi albo środowiska, konieczne jest niezwłoczne ich usunięcie. Wtedy to właściwy organ – w tym wypadku starosta zgierski albo marszałek województwa – usuwa je we własnym zakresie i żąda od ich posiadacza zwrotu kosztów.
W przypadku Zgierza ten przepis może nie zadziałać. – WIOŚ dwa razy w roku wykonuje badania na pogorzelisku. Wykrywają one szkodliwe związki w wodach opadowych, kałużach, które przedostają się do środowiska, ale nie ma zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi – tłumaczy Krzysztof Wojtalik. Zaznacza, że normy, które WIOŚ bierze pod uwagę, dotyczą terenu poprzemysłowego.
Bartosz Draniewicz podkreśla, że pokrycie kosztów to główny problem, który powstrzymuje właściwe organy przed podejmowaniem działań na podstawie art. 26a ustawy o odpadach. Zaznacza, że co prawda powinno być ustanowione zabezpieczenie na podstawie art. 48a tej ustawy, ale przepis ten został dodany dopiero 5 września 2018 r., czyli po pożarze.
Krzysztof Wojtalik szacuje, że koszty uprzątnięcia pogorzeliska w Zgierzu to 3,5–4 mln zł. Podkreśla, że miasto ma większe problemy związane z odpadami poprzemysłowymi. – To składowiska, które mają ponad 100 lat, po byłych zakładach Boruta lub powstałe na tych terenach w ostatnich latach – zaznacza.
W marcu br. Sąd Okręgowy w Łodzi postanowił o odebraniu tych terenów spółce EkoBoruta. która zarządzała składowiskami po byłych zakładach Boruta. Jeśli zostaną przekazane miastu, będzie się ono mogło ubiegać o finansowe wsparcie na ich rekultywację. Jacek Ozdoba, wiceminister klimatu, zapowiadał ostatnio, że dawny zakład Boruta mógłby zostać objęty spec ustawą o likwidacji składowisk odpadów niebezpiecznych, nad którą prace trwają w resorcie. – Specustawa nie będzie dotyczyć terenów po pożarach odpadów takich jak w Zgierzu – zaznacza jednak Krzysztof Wojtalik.
W Trzebini bez zmian
Przypomnijmy jeszcze jeden głośny pożar z 2018 r. 27 maja w nocy w Trzebini (powiat chrzanowski, województwo małopolskie) 69 zastępów straży pożarnej gasiło płonące opony i inne materiały z tworzyw sztucznych. Pożar objął hektar poprzemysłowego terenu, a strażacy z pomocą ciężkiego sprzętu wykonali przecinkę, by oddzielić go od reszty składowiska i pobliskiego lasu. Do gaszenia wykorzystano między innymi samolot. Akcja trwała 70 godzin. Nad miejscowością unosiły się kłęby trującego dymu.
Dziś to pogorzelisko również nie zostało uprzątnięte. Anna Jarguz, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta w Trzebini, zaznacza, że teren przy ul. Słowackiego, gdzie doszło do pożaru, nigdy nie był własnością gminy Trzebinia. Informuje, że w marcu tego roku starosta chrzanowski wydał decyzję nakazującą wojewodzie śląskiemu usunięcie i zutylizowanie zgromadzonych tam odpadów do końca tego roku. Starosta argumentuje, że podmiot, który gromadził odpady, już nie istnieje. Nie można też ustalić miejsca pobytu właściciela odpadów. Dlaczego powinien uprzątnąć je wojewoda? Starosta zaznacza, że jest on następcą prawnym zlikwidowanego przedsiębiorstwa państwowego, które wydzierżawiło nieruchomość firmie, która następnie teren zdegradowała. Od wydanej przez starostę chrzanowskiego decyzji wojewoda śląski złożył odwołanie.
Anna Jarguz podkreśla, że decyzja starosty to następstwo spotkań z burmistrzem Trzebini, który zabiega o wywiezienie i utylizację odpadów. – Jako burmistrz sam nie ma bowiem narzędzi formalno-prawnych, by je wywieźć – zaznacza.
Liczba pożarów miejsc gromadzenia odpadów zmniejszyła się w ostatnim czasie (patrz: infografika), wciąż jednak do nich dochodzi. W tym tygodniu odpady płonęły w Rudzie Śląskiej. – Miasto nie wydawało zgody na zbieranie i magazynowanie odpadów na nieruchomości, gdzie doszło do pożaru. Teren jest własnością Skarbu Państwa w użytkowaniu wieczystym osoby fizycznej – poinformował Krzysztof Piecha z Urzędu Miasta Ruda Śląska.
Płonące wysypiska