W samorządzie obowiązuje niespotykana nigdzie indziej praktyka, że szefa na wypoczynek wysyła podwładny, co wynika wprost z art. 8 ust. 2 ustawy o pracownikach samorządowych (dalej: u.p.s.). Mówi on, że czynności z zakresu prawa pracy wobec wójta (burmistrza, prezydenta miasta), związane z nawiązaniem i rozwiązaniem stosunku pracy, wykonuje przewodniczący rady gminy, a pozostałe zadania tym obszarze – wyznaczona przez włodarza osoba zastępująca lub sekretarz gminy. Ponieważ wójt najczęściej nie wyznacza osoby, która miałaby je wykonywać, spadają one na sekretarza. Powoduje to w praktyce wiele problemów, bo szef gminy czasem nie może, a częściej po prostu nie chce iść na urlop. Za niewykorzystane dni wypoczynku trzeba mu zaś wypłacić ekwiwalent. Ten proceder powtarza się w wielu gminach od lat, jest powszechny zwłaszcza w roku, w którym wójt kończy kadencję. W efekcie włodarz otrzymuje świadczenie, a sekretarz, w razie kontroli Państwowej Inspekcji Pracy lub regionalnej izby obrachunkowej, ma kłopoty, bo obciąża się go winą za nieuzasadnione wydatki.
Zaburzona relacja