Liczba urzędników mianowanych spada i stanowi już zaledwie 6,4 proc. ogółu wszystkich członków korpusu służby cywilnej. Przybywa jednak tych z wyższymi dodatkami – z czego może wynikać niechęć do powiększania tego grona
Liczba urzędników mianowanych spada i stanowi już zaledwie 6,4 proc. ogółu wszystkich członków korpusu służby cywilnej. Przybywa jednak tych z wyższymi dodatkami – z czego może wynikać niechęć do powiększania tego grona
Członkowie korpusu służby cywilnej dzielą się na zwykłych pracowników i urzędników mianowanych. Ta ostatnia grupa jest wyłaniania co roku w trakcie postępowania kwalifikacyjnego, dołącza do nich garstka (ok. 35 rocznie) absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Tylko urzędnicy mianowani mają potwierdzone kwalifikacje – najczęściej w formie państwowego egzaminu. Z tym statusem wiążą się określone przywileje, m.in. większy wymiar urlopu i dodatki do pensji.
Obecny rząd jeszcze kilka lat temu zapowiadał, że urzędników mianowanych będzie z roku na rok przybywać. Stało się jednak inaczej. Oficjalnie za taki stan odpowiada pandemia, jednak część ekspertów wskazuje, że chodzi raczej o oszczędności i ograniczenie liczby nie zależnych i wykwalifikowanych urzędników, którzy często mieli aspiracje do zajmowania wyższych stanowisk. Jednak brak takich osób w korpusie zagraża profesjonalizacji służby cywilnej.
Nieubłagane statystyki
Z opublikowanego w kwietniu raportu dotyczącego sytuacji w służbie cywilnej w zeszłym roku wynika, że liczba urzędników mianowanych maleje. W porównaniu z 2019 r. było ich o 231 (o 2,9 proc.) mniej; w 2020 r. stanowili 6,4 proc. korpusu. Co ciekawe, największy spadek odnotowano w ministerstwach i KPRM – o 76 (o 2,8 proc.), a także w Krajowej Administracji Skarbowej – o 73 (o 2,5 proc.).
Taki stan będzie się utrzymywał, jeśli w kolejnych latach nie będzie organizowane postępowanie kwalifikacyjne na urzędników mianowanych – jak to miało miejsce w ostatnich dwóch latach z powodu trwającej pandemii. Tymczasem – dzięki pierwotnym planom dotyczycącym zwiększenia limitu mianowań – status ten mogło uzyskać nawet tysiąc pracowników służby cywilnej. Jednak po raz pierwszy wstrzymano nabór w połowie maja 2020 r., a po kilku miesiącach okazało się, że egzaminu nie będzie można przeprowadzić również w 2021 r. (choć wtedy trudno było przewidzieć, jaka będzie sytuacja epidemiczna na przełomie czerwca i lipca – wtedy najczęściej były wyznaczane terminy). Taki stan rzeczy frustruje pracowników urzędów, dla których ubieganie się o mianowanie to sposób na awans i dodatkowe pieniądze. – Ludzie mają dość takiej służby i odchodzą na emeryturę albo poza administrację – mówi Tomasz Ludwiński, przewodniczący NSZZ „Solidarność” pracowników skarbówki. Jak dodaje, do spadku mianowanych w skarbówce przyczyniło się też przejście informatyków poza korpus.
Zwraca również uwagę, że o odwołaniu postepowań zdecydowano już pod koniec 2020 r., choć takiego ruchu nie zrobiono wobec innych egzaminów państwowych, np. dla prawników i medyków (mimo że egzaminy specjalizacyjne przypadły na szczyt trzeciej fali pandemii i sami lekarze gorąco się domagali odwołania ich ustnej części).
Persona non grata
Dlatego część ekspertów jest przekonana, że przemówiły za tym nie tylko względy zdrowotne. Urzędnicy mianowani to często dla zwierzchników kłopot – nie ma dla nich odpowiednich stanowisk, a pieniądze na dodatek służby cywilnej są zabezpieczone w budżecie tylko na pierwszy stopień, choć stopni jest dziewięć (patrz infografika). Z każdym kolejnym dodatek rośnie, a fundusze na ten cel dyrektor generalny musi wygospodarować z własnych środków budżetowych.
– Urzędnicy mianowani docelowo mają dodatkowo 12 dni urlopu, a ich pracę w tym czasie muszą wykonywać inni pracownicy. A dodatkowo jeszcze z ogólnego funduszu wynagrodzeń trzeba im wypłacać co miesiąc pieniądze. Aby zdobyć kolejny stopień, trzeba mieć dwukrotnie najwyższe oceny okresowe. Wielu dyrektorów generalnych specjalnie pod byle pretekstem je zaniża, aby nie wypłacać większego wynagrodzenia – zauważa Tomasz Ludwiński.
Z informacji uzyskanych z KPRM wynika, że na koniec ubiegłego roku urzędników mianowanych, którzy faktycznie pobierali dodatek, było 7088 (677 osób nie otrzymywało takiego bonusu, ponieważ otrzymały urlop bezpłatny w związku z powołaniem na wyższe stanowisko w służbie cywilnej). Urzędnicy z najwyższymi stopniami najczęściej zatrudnieni byli na stanowiskach samodzielnych oraz koordynujących, przede wszystkim w ministerstwach i KPRM oraz urzędach wojewódzkich. Najwyższy dodatek jest przyznawany na poziomie szóstym (na dziewięć możliwych) i wynosi prawie 3 tys. zł miesięcznie. W porównaniu z 2019 r. liczba urzędników z wyższymi dodatkami wzrosła – choć łączna liczba mianowanych się zmniejszyła.
Nie będzie przybywać
Nawet osoby związane z obecną władzą nie wierzą, że sytuacja może się poprawić. – Nie ma sensu organizowania w przyszłym roku postępowania kwalifikacyjnego, jeśli nie uporządkuje się całej administracji rządowej wraz z określeniem przejrzystych zasad awansu i naboru. Obecnie część członków rządu nie chce urzędników mianowanych, bo ci mają coś do powiedzenia i mogą się nawet sprzeciwić szefowi urzędu. Administrację rozumie np. minister Mariusz Błaszczak, bo sam jest absolwentem KSAP, ale jest on niestety w mniejszości – mówi Józefa Hrynkiewicz z PiS, była dyrektor KSAP.
Zapowiada, że w najbliższym czasie zamierza rozmawiać z prezesem Jarosławem Kaczyńskim na temat KSAP. – Gdyby nie nadano jej imienia zmarłego prof. Lecha Kaczyńskiego, już dawno byłaby zlikwidowana. Obecnie absolwenci tej placówki nie mogą liczyć na przyzwoitą pracę w administracji. Nie dziwi mnie, że decydują się odejść z budżetówki – podkreśla.
Profesor Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przekonuje, że rozwiązać trzeba nie tylko kwestię zagospodarowania urzędników mianowanych – jego zdaniem należy zreformować całą służbę cywilną, aby była bardziej profesjonalna. ©℗
Urzędnicy mianowani
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama