Pandemia spowodowała ruch na rynku surowców wtórnych. Zwiększyło się zapotrzebowanie na dobrze wyselekcjonowany materiał z odpadów komunalnych – nie wiadomo jednak na jak długo.

Ponad rok temu, kilka tygodni przed pierwszym lockdownem spowodowanym epidemią, nie było chętnych nawet na dobrze wycenianą makulaturę. Samorządy alarmowały, że podnosi to koszty systemu, bo to, co do tej pory trafiało do punktów skupu, teraz ląduje w niebieskim pojemniku. Papiernie przestały płacić za surowiec i kazały sobie dopłacać za jego przyjęcie. Zamykały się dobrze funkcjonujące punkty skupu makulatury. Ten trend się odwrócił. Według „Financial Times” popyt na ten surowiec zwiększył się w Unii Europejskiej i poza nią przez e-handel, którego rozwojowi sprzyja zamknięcie sklepów i ograniczenia nakładane podczas trwającej już ponad rok pandemii. Wzrosło zapotrzebowanie na kartony, do których pakowane są produkty.
Polskie skupy znów płacą za makulaturę. Pracownik z jednego z warszawskich punktów skupu tego surowca zwraca uwagę, że sytuacja sprzed pandemii się odwróciła. – Tydzień temu ceny kolejny raz wzrosły. Teraz płacimy 55 gr za kilogram makulatury: książek, gazet – mówi. Pytany o przyczynę, mówi: rynek potrzebuje papieru.
Nie tylko makulatura
Wzrosło także zapotrzebowanie na czyste surowce poprodukcyjne i dobrze przesortowane odpady z tworzyw sztucznych. Jedną z przyczyn jest zaburzenie globalnego łańcucha dostaw surowców pierwotnych. Z recyklatu wykonywane są m.in. doniczki, płoty i meble ogrodowe, narzędzia wykorzystywane w ogrodnictwie, a popyt na te produkty wzmocnił jeszcze sezon wiosenny.
– Po bardzo trudnym okresie pandemii początek 2021 r. przyniósł duży wzrost popytu na recyklaty – mówi Szymon Dziak-Czekan ze Stowarzyszenia Polski Recykling.
Eksperci podkreślają jednak, że wahania na rynku surowców wtórnych: gwałtowne spadki oraz wzrosty popytu, wynikają z rozregulowania rynku. I hamują entuzjazm wynikający ze zwyżki. Trend jest chwilowy i nie przełoży się na koszty ponoszone przez samorządy na gospodarkę odpadami.
– Nie zauważyliśmy, by odbicie było globalne. Są to pojedyncze sytuacje dotyczące zwiększonego popytu na wybrane surowce, m.in. papier wysokiej jakości – mówi Ewa Rakowska, dyrektor biura zarządu Krajowej Izby Gospodarki Odpadami (KIGO). I dodaje, że nadal częściej do odbioru surowców należy dopłacać, choć kiedyś otrzymywało się za nie wynagrodzenie.
Na rynkowe wahania niezmiennie odporne pozostaje chyba tylko aluminium. – Pomimo tego, że okresy zamrożenia gospodarki, zmiana stylu życia i modelu konsumpcji oraz kwestie związane z łańcuchami dostaw były odczuwalne dla branży, to moce przetwórcze hut aluminium w okresie pandemii pozostawały na stabilnym poziomie – mówi Jacek Wodzisławski, prezes Fundacji RECAL.
Zły odpad potrzebuje pieniędzy
Eksperci podkreślają, że rozwiązaniem, które ustabilizuje rynek, są zmiany systemowe, w tym ROP (rozszerzona odpowiedzialność producenta) oraz obowiązek wykorzystania recyklatu w produkcji. Przypomnijmy, że ROP obciąża finansowo producentów za wprowadzanie opakowań na rynek. Środki z dodatkowej opłaty mają pokryć zbieranie opakowań i ich recykling. Projekt wykuwa się w Ministerstwie Klimatu i Środowiska.
– Przy obecnym systemie gospodarki odpadami recyklerzy mają problem z pozyskaniem odpadu, np. butelek, folii i innych odpadowych opakowań, bo jest on w znacznej mierze eksportowany za granicę – zaznacza Szymon Dziak-Czekan.
Na deficyt surowców wtórnych wpłynęła też surowa polityka środowiskowa. Posortowane surowce wtórne są zatrzymywane przez KAS, Straż Graniczną i inspektorów WIOŚ. – Popieramy zakaz importu zmieszanych odpadów komunalnych i cieszy fakt, że coraz więcej kontroli powstrzymuje napływ śmieci do Polski. Niemniej musimy rozróżnić śmieci od surowców mających konkretną wartość. Tir sprasowanych butelek PET kosztuje 30–40 tys. zł – wskazuje Szymon Dziak-Czekan.
Problemem nie są odpady dobrej jakości (poza sytuacją, gdy ich brakuje), ale masa śmieci, których recykling jest obecnie nieopłacalny: brakuje ekoprojektowania, dopłat z ROP, brakuje też recyklerów. Przypomnijmy, że 43 proc. odpadów komunalnych trafia na składowisko, a 22 proc. do spalenia. Z kolei rosnąca z roku na rok ilość odpadów komunalnych, w tym kłopotliwa frakcja wysokokaloryczna, skłania samorządy do inwestowania w spalarnie.
– Mamy nadzieję, że w najbliższych latach recykling materiałowy będzie stawiany ponad rozwiązania termiczne. Unia Europejska odchodzi od spalania odpadów, aby zachować surowiec potrzebny w produkcji – mówi Szymon Dziak-Czekan.
Jednak Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz przedstawiciele NFOŚiGW przekonują, że nowe spalarnie mają pomóc w domknięciu systemu gospodarki odpadami. ©℗
Rynek odpadowy