Blokowanie przez rząd wysokości opłat za odpady obliczanych metodą wodną jest do zaakceptowania, jeśli samorządy otrzymają rekompensatę utraconych wpływów – uważają eksperci. Inaczej w systemach gospodarki odpadami powstaną trudne do zasypania dziury

Przypomnijmy, że tuż przed Świętami Wielkanocnymi Michał Kurtyka, minister klimatu i środowiska, oraz Jacek Ozdoba, wiceminister odpowiadający za gospodarkę odpadami w tym resorcie, zapowiedzieli zmiany w zyskującej coraz większą popularność w gminach metodzie ustalania opłat za wywóz śmieci polegającej na naliczaniu stawki na podstawie ilości zużytej wody.
Zasada w tej metodzie jest prosta: ilość zużytej przez miesiąc wody (wyrażona w metrach sześciennych) jest mnożona przez określony przelicznik. Jego górny pułap wyznacza ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1439 ze zm.). W Szczecinie kwota ta wynosi 8,8 zł za 1 m sześc., w Warszawie 12,73 zł, w Łodzi 9,6 zł, w Darłowie 11 zł. Ustalana w ten sposób miesięczna opłata nie ma górnej granicy, jej wysokość zależy od zużycia wykazanego na liczniku.
Przedstawiciele resortu uznali, że uderza to finansowo w duże rodziny z dziećmi. Proponują więc, aby na metodę wodną nałożyć cenowy kaganiec (patrz: infografika), czyli górną granicę uiszczanej miesięcznie opłaty.
Kulawe rozwiązanie rozszczelni system
Propozycja wywołała wiele pytań i wątpliwości. Maciej Kiełbus z Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners zwraca uwagę, że maksymalne kwoty zaproponowane przez resort (patrz infografika) mają dotyczyć gospodarstw domowych, tymczasem w metodzie wodnej podstawą do rozliczenia spółdzielni lub wspólnoty z gminą jest woda zużyta na liczniku głównym nieruchomości (zwykle nie jest ona sumą odczytów z liczników z lokali mieszkalnych). Poza tym jeśli opłaty mieszkańców nie będą odbiciem faktycznego zużycia wody wskazanego na ich indywidualnych licznikach, nie pokryją należności obliczonej dla całej nieruchomości. Na przykład choć z odczytu licznika 5-osobowej rodziny wynikałoby, że musi ona zapłacić za śmieci 250 zł, po nałożeniu cenowego kagańca ich należność wyniesie tylko 120 zł.
– Propozycja okazuje się kulawa, gdy przechodzimy do rozmowy o tym, jak można by ją zastosować w praktyce. Ministerstwo równie dobrze mogłoby zaproponować zablokowanie opłat za energię – ocenia Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy.
Dodaje, że system, w którym zostaną wyznaczone górne pułapy opłaty, znów przestanie widzieć część osób, które nadal będą przecież wytwarzały odpady. – Rozwiązanie proponowane przez ministerstwo rozmontowuje główną zaletę metody od zużycia wody, czyli jej szczelność – mówi Michał Olszewski.
Jego zdaniem blokowanie stawek za odpady jest tematem zastępczym, który ma przykryć to, że koszty uprzątnięcia i zagospodarowania odpadów finansują obecnie wyłącznie mieszkańcy.
Samorządowcy nie mają wątpliwości, że deklaracje resortu klimatu to odpowiedź na działania władz Warszawy, które metodę wodną wprowadziły od 1 kwietnia. Tym bardziej że metoda ta bardzo dobrze funkcjonuje w wielu miejscowościach, często od wielu lat. Korzystają z niej np. gminy nadmorskie i turystyczne, w których służy ona włączaniu do systemu właścicieli nieruchomości wynajmujących pokoje turystom.
– To, co robi rząd, to podkopywanie tego systemu – mówią samorządowcy.
Bilans będzie jeszcze trudniejszy
System gospodarki odpadami powinien się bilansować z opłat mieszkańców – mocno podkreślali w ostatnim czasie przedstawiciele resortu klimatu. Dla gmin to ogromne wyzwanie z powodu rosnących z roku na rok kosztów zagospodarowania śmieci. Część z nich od lat dopłaca do systemu z własnego budżetu. Samorządowcy podkreślają, że metoda wodna jest lekiem na tę bolączkę, bo wyłapuje niezgłoszonych lokatorów i zwiększa wpływy do śmieciowego budżetu.
– Ograniczanie przychodów w metodzie wodnej spowoduje, że o bilans znów będzie trudno – podkreśla Maciej Kiełbus.
Dodaje, że najlepiej by było, gdyby zmiana w systemie opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi była połączona z wprowadzeniem systemu ROP (czyli opłat ponoszonych przez producentów za wprowadzane na rynek produkty). Umożliwiłoby to finansowanie systemów gminnych z dwóch źródeł. Samorządowcy na ROP czekają od lat. Jego wdrożenie oznacza bowiem, że producenci wezmą na siebie realną odpowiedzialność finansową za odpady powstające z wytwarzanych przez nich produktów.
Niezamierzony skutek nałożenia kagańca
Wprowadzenie opłaty maksymalnej w metodzie wodnej może przynieść inne niż zakłada resort klimatu rezultaty. O co chodzi? Większość miejscowości nie decyduje się na maksymalny przelicznik (obecnie to 13,43 zł za 1 m sześć.) i pozostawia go na poziomie 9–10 zł.
Jeśli jednak do miejskiej kasy trafi mniej pieniędzy, samorządy, aby zbilansować system, mogą podnieść przelicznik. Wtedy za tych, których system poboru opłat nie będzie widział, dopłacą osoby samotne i oszczędzające wodę.
Metodę wodną od lat stosują gminy turystyczne. Pozwala im to włączyć do systemu nieruchomości, których właściciele wynajmują pokoje turystom
Za śmieci jak za wodę