Przez orzecznictwo sądów samorządy tracą możliwości elastycznego kształtowania stawek za odpady. Ze szkodą dla mieszkańców, którzy pokrywają koszty obsługi systemu
Opłaty za śmieci ponoszone przez mieszkańców z roku na rok są coraz wyższe. Gminy próbują uszczelniać system w ramach dostępnych czterech metod określonych w ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1439 ze zm., dalej: u.c.p.g.). Różnicują też stawki np. w zależności od rodzaju zabudowy, liczby osób w gospodarstwie domowym, by opłata była proporcjonalna do kosztów zagospodarowania śmieci w ramach jednego systemu. Jest to jednak coraz trudniejsze.
Ostatnio Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, że miasto nie może różnicować opłat za śmieci w metodzie od gospodarstwa domowego w zależności od rodzaju zabudowy: wielorodzinnej i jednorodzinnej. Obecnie (do końca marca) obowiązują różne stawki, odpowiednio: 65 zł i 94 zł. Wyrok jest nieprawomocny.
Sądowe rozstrzygnięcie jest zaskoczeniem, zwłaszcza że wiele gmin od lat właśnie w ten sposób różnicuje wysokość opłat. Takie podejście ma racjonalne uzasadnienie, bo koszty odbioru śmieci z rozproszonej zabudowy jednorodzinnej są wyższe niż z mieszkań w bloku. Podobnie uzasadnione jest różnicowanie opłat w metodzie od gospodarstwa domowego w zależności od jego liczebności. Z badań wynika, że im liczniejsze gospodarstwo, tym mniej odpadów wytwarzanych jest w przeliczeniu na osobę – np. sześcioosobowe gospodarstwo domowe wytwarza podobną ilość co trzyosobowe. Jednak metoda „od klasy gospodarstw” także jest kwestionowana przez sądy, więc
samorządy zaczęły z niej rezygnować. Ze szkodą dla mieszkańców.
Może ustawa czystościowa jest nie dość precyzyjna? Łatana kolejnymi nowelizacjami, staje się coraz mniej przejrzysta i nastręcza kolejnych wątpliwości interpretacyjnych. – Być może jednak problem tkwi w podejściu samych
sądów, które chyba nie rozumieją idei i celu, dla którego dokonano zmian dopuszczających różnicowanie stawek w zależności od pewnych uwarunkowań w tym rodzaju zabudowy? – zastanawia się dr Artur K. Modrzejewski z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku oraz z Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Białymstoku. – Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że początkowo linia orzecznicza dopuszczała różnicowanie opłat w przypadku wyboru metody „od gospodarstwa domowego” – podkreśla.
Jego głos nie jest odosobniony, bowiem z obecnej wersji u.c.p.g. można wyprowadzić możliwość różnicowania stawki przy wyborze metody od gospodarstwa domowego. – Stanowisko sądu staje w sprzeczności z treścią
przepisu art. 6j ust. 2a u.c.p.g. (patrz: infografika), z którego jednoznacznie wynika, że dopuszczalne jest różnicowanie opłaty w zależności od m.in. rodzaju zabudowy – mówi Mateusz Karciarz, prawnik w Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy sp. k. Jego zdaniem w praktyce takie różnicowanie nie tylko jest jednym z najczęstszych, ale również jednym z najbardziej racjonalnych.
Artur K. Modrzejewski zaznacza z kolei, że nie można zapominać o celu tego przepisu (art. 6j ust. 2a u.c.p.g.). – Chodziło o uelastycznienie i urealnienie metod i stawek mających odpowiadać lokalnym warunkom – podkreśla.
Miasta nie oddadzą pobranych opłat
Po decyzji WSA w Warszawie pojawiły się głosy, że miasto będzie musiało zwrócić mieszkańcom poniesione przez niech opłaty śmieciowe.
Jednak według Mateusza Karciarza nie ma do tego podstaw. Po pierwsze dlatego, że wyrok jest nieprawomocny, po drugie, nawet jeśli się uprawomocni, mieszkańcy mogliby dochodzić od miasta co najwyżej udowodnionej przez nich różnicy nadpłaty za otrzymaną usługę. – Jednak skuteczność takiego działania może być niewielka, jeśli nie zerowa – dodaje.
Jak wyjaśnia, mamy do czynienia z opłatą publicznoprawną. Ma ona charakter ekwiwalentny: mieszkaniec uiszczając ją, otrzymuje coś w zamian – w tym przypadku jest to usługa odbioru
odpadów komunalnych.
Także Artur K. Modrzejewski ocenia, że kwestia ewentualnego zwrotu opłaty jest bardzo problematyczna i wątpliwa. – Faktem jest bowiem, że usługa odbioru odpadów została wykonana – zaznacza. I dodaje, że aby ewentualnie domagać się zwrotu, należałoby zakwestionować w toku odrębnego postępowania deklarację o wysokości opłaty śmieciowej. – Niewątpliwie jednak zwrot opłaty nie będzie należny automatycznie z samego faktu stwierdzenia nieważności uchwały – zaznacza.
Mateusz Karciarz nie widzi na razie zagrożenia, aby wyrok był zagrożeniem dla innych gmin, które ze różnicowania opłat w ramach metody „od gospodarstwa domowego” korzystają. – Przynajmniej do czasu, kiedy w sprawie nie wypowie się NSA – zastrzega.
Nie zmienia to jednak faktu, że problem niespójnego orzecznictwa jest coraz większą bolączką gmin. Borykają się nie tylko z rosnącymi kosztami, ale i niezadowoleniem mieszkańców, którzy często nie są świadomi zawiłości przepisów związanych z naliczaniem opłat i wynikających z nich ograniczeń.
– Jest wiele orzeczeń, które potwierdzają prawidłowość rozwiązania zastosowanego w uchwale warszawskiej, choć pojawiają się też orzeczenia przeciwne – wskazuje Maciej Kiełbus, partner w Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners, która będzie reprezentowała Warszawę przed NSA.
Jego zdaniem prezes NSA powinien rozważyć wystąpienie z wnioskiem o podjęcie przez sąd uchwały mającej na celu ujednolicenie orzecznictwa. – Spójność działania sądów administracyjnych w tym zakresie leżałaby nie tylko w interesie gmin, lecz przede wszystkim w interesie ich mieszkańców – przekonuje.©℗
orzecznictwo
Wyrok WSA w Warszawie z 27 stycznia 2021 r., sygn. akt III SA/Wa 867/20. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia