Samorządy liczą, że upieką dwie pieczenie na jednym ogniu – zgromadzą wodę i zapewnią mieszkańcom atrakcję w formie kąpieliska. – To błędne podejście i marnowanie publicznych pieniędzy – przestrzegają eksperci.

Zgoda jest co do jednego: problem stepowienia jest realny. Odpowiedź na pytanie, jak go rozwiązać, także wydaje się oczywista – musimy gromadzić więcej wody. Ale jak to robić skutecznie? Okazuje się, że chociaż Plan przeciwdziałania skutkom suszy w teorii przewiduje wiele zróżnicowanych działań, w tym retencję naturalną (czyli m.in. odtwarzanie retencji dolin rzek, przywracanie terenów podmokłych: bagien, torfowisk i mokradeł), samorządy chcą przede wszystkim budować zbiorniki retencyjne. Jednym słowem stawiają na stare i mało efektywne w zatrzymywaniu wody rozwiązania.
Boom na retencję
Zbiornik retencyjny chciałaby utworzyć na rzece Łydyni gmina Regimin, chce go mieć także gmina Ojrzeń. 20-hektarowy zbiornik na Witówce planuje gmina Mrozy, urząd miejski w Sułkowicach chce go stworzyć na potoku Gościbia, a gmina Kampinos na rzece Utracie. Na niedużej rzeczce Złota Nitka zbiornik chciałaby umiejscowić gmina Księżopol. Biała Podlaska wnioskuje o zbiornik retencyjny z funkcją rekreacyjną o powierzchni 25–30 ha w delcie rzeki Krzny i Klukówki, a Hrubieszów na rzece Huczwie chciałaby zbudować zbiornik o powierzchni około 300 ha.
Wymieniać można jeszcze długo, bo na 182 inwestycje zaakceptowane w rządowym Planie przeciwdziałania skutkom suszy (zdecydowana większość zgłoszona przez samorządy) 113 dotyczy właśnie budowy zbiorników. Należałoby do nich doliczyć także inne plany ingerujące w naturalny bieg rzeki, takie jak budowa progów piętrzących i jazów zastawkowych. Odnajdywanie pomysłów, które miałyby oddawać przestrzeń do działania naturze, przypomina szukanie igły w stogu siana.
Doktor Przemysław Nawrocki, starszy specjalista ds. ochrony wód i gatunków Fundacji WWF Polska, zaznacza, że zbiorniki retencyjne nie są korzystnym rozwiązaniem ze względów przyrodniczych. – Są postrzegane pozytywnie, bo w miejscu, gdzie nie ma jezior, pojawia się woda, a z nią np. gatunki ptaków, których wcześniej tu nie było, ale tak naprawdę jest to niszczenie rzeki i przerwanie ciągłości ekologicznej – zaznacza.
Ekspert przekonuje, że także przed powodzią lepiej chroni naturalna dolina rzeczna. – Napełnione wodą zbiorniki powodują, że pojemność retencyjna takiej doliny się zmniejsza – dodaje. Tłumaczy, że z punktu widzenia ochrony przed suszą najważniejsza jest z kolei retencja glebowa, krajobrazowa, czyli zasilanie zasobów wód podziemnych, a nie łapanie wody w zbiornikach.
Zamiast wyjazdu nad morze
Dlaczego samorządy stawiają więc na sztuczną retencję? Przez lata takie inwestycje były finansowane m.in. ze środków wojewódzkich funduszy ochrony środowiska, budowały więc to, na co były pieniądze. Działa siła przyzwyczajenia? Wykaz inwestycji, dzięki którym samorządy mają gromadzić wodę, jest efektem braku edukacji? Twierdząca odpowiedź na te pytania stanowi jedynie część wyjaśnienia.
– Przez lata zaniedbywano prawo mieszkańców gmin wiejskich do godziwego, letniego odpoczynku. Tymczasem większość z nich ze względu na zawód rolnika nie może sobie pozwolić, by w czasie wakacji wyjechać. Jest więc tendencja wśród samorządów, by pod różnymi pretekstami – kiedyś to była powódź, a teraz susza – budować zbiorniki z publicznych pieniędzy. Mają one pełnić funkcje przede wszystkim rekreacyjne, choć wykorzystuje się do ich budowy głośne społecznie hasła: ochrona przed powodzią lub suszą – tłumaczy Przemysław Nawrocki.
Leszek Świętalski, sekretarz generalny Związku Gmin Wiejskich RP, nie widzi w tym nic złego. – Dzięki temu inwestycja zyskuje akceptację społeczną, a korzyści można liczyć podwójnie w odniesieniu do poniesionych wydatków i przydatności inwestycji – zaznacza.
Zastrzega, że oceną wpływu inwestycji na środowisko powinni zająć się specjaliści. – Byłbym ostrożny w przekreślaniu zasadności budowy zbiorników retencyjnych, ale także w twierdzeniu, że jest to rozwiązanie absolutnie dobre – podkreśla.
Nie zgadza się z tym Sławomir Chmielewski, burmistrz Mogielnicy. Mówi wprost, że plany samorządowców, by dzięki zbiornikom retencyjnym zapewniać mieszkańcom dostęp do wody w upalne lato, to mrzonki i marnowanie publicznych pieniędzy. – Nie zapominajmy, że aby takie miejsce mogłoby służyć jako kąpielisko, potrzebni są ratownicy, a woda musi spełniać standardy sanepidu – tłumaczy. Z tym natomiast jest problem: w zbiorniku retencyjnym zachodzą procesy beztlenowe, rozwijają się sinice, a w efekcie kąpiel w nim często jest zakazana.
Niedużym samorządom radzi budowę odkrytej pływalni. – To rozwiązanie u nas się sprawdza. Gmina Mogielnica jest nieduża. Nie byłoby nas stać na utrzymanie krytego basenu – dodaje.
Klamka jeszcze nie zapadła
Autorzy projektu rozporządzenia, za które odpowiada minister infrastruktury, zaznaczają, że zadania z listy samorządowej przeszły dopiero wstępną ocenę i ostateczna decyzja zapadnie dopiero przy uzyskiwaniu decyzji administracyjnych potrzebnych do ich realizacji.
O pomysły samorządów na łapanie wody zapytaliśmy Wody Polskie. Zespół komunikacji społecznej zauważył jedynie, że Plan przeciwdziałania skutkom suszy zakłada podejście kompleksowe, w tym budowę zbiorników wodnych. Z tym jednak nikt nie dyskutuje. Problemem jest proporcja: gminy sięgają głównie po to jedno narzędzie. – Inwestycje hydrotechniczne powinny być realizowane dopiero po wyczerpaniu innych przyjaznych środowiskowo możliwości wpływania na suszę. Nawet nie próbowano rozważyć, co innego można zrobić – komentuje Przemysław Nawrocki. ©℗
Susza w Polsce