Zbiory będą niższe kolejny rok z rzędu. Podejrzenia, że rynek jest zalewany surowcem z Ukrainy, nie mają potwierdzenia w danych.

Ziemniaki są coraz tańsze. W październiku za ich kilogram w hurcie płacono średnio od 1,11 zł do 1,53 zł w zależności od odmiany. – To o 10–20 proc. mniej niż jeszcze we wrześniu, czyli na początku nowego sezonu – wylicza Jakub Jakubczak, analityk sektora Food & Agri w BNP Paribas Bank Polska.

To sytuacja zupełnie inna od tej, jakiej oczekują producenci. Szczególnie że zbiory ziemniaków będą w tym roku niższe niż w 2022 r. Jak szacuje Główny Urząd Statystyczny, wyniosą 5,5 mln t, czyli 9 proc. mniej niż przed rokiem. Będzie to już kolejny rok spadku. W 2022 r. zbiory zmalały o ponad 10 proc.

– Faktycznie widać trend spadkowy. Dziś sprzedaję ziemniaka za 1,10 zł/kg. A jeszcze niedawno mogłem uzyskać za niego 1,20 zł. Nadal jednak jest drożej niż przed rokiem, kiedy cena wynosiła 1 zł – informuje Michał Wołowiec, właściciel Gospodarstwa Rolnego z Sypniewa. Według niego dla rolników, którzy zanotowali duży spadek zbiorów, obecna cena może nie być atrakcyjna. Produkcja znajdzie się na granicy opłacalności.

Zyskują natomiast konsumenci. Cena w sklepach bowiem również maleje, choć wciąż pozostaje na wyższym poziomie niż przed rokiem.

– Średnio kilogram ziemniaków w detalu w październiku kosztował 2,68 zł. Miesiąc wcześniej było to 2,91 zł. Choć przed rokiem w październiku cena wynosiła 2,14 zł – informuje Jakub Jakubczak.

Ukraina? Niekoniecznie

Zdaniem niektórych rolników spadki cen w hurcie i skupie to efekt zwiększonego importu ziemniaków, w tym ze Wschodu.

– Docierają do nas tego rodzaju informacje od producentów. Z moich informacji wynika, że w pierwszym półroczu sprowadzono do kraju z Ukrainy 20 tys. t ziemniaków – mówi Wojciech Nowacki, prezes Stowarzyszenia Polski Ziemniak.

Andrzej Ostrowicz ze spółki Bugaj przyznaje, że zgłaszają się do niego rolnicy ze wschodniej Polski z propozycją sprzedaży ziemniaka. – Słyszę od nich, że w swoim regionie mają problem z jego zbytem, bo napływa tani ziemniak z Ukrainy – dodaje.

Z danych GUS wynika, że import ziemniaków do Polski od stycznia do sierpnia wyniósł 146 tys. t. To o 3 tys. t mniej niż w analogicznym okresie ub.r. A przywóz z Ukrainy był zerowy.

Resort rolnictwa w odpowiedzi na pytania DGP również wskazuje, że import z Ukrainy nie wchodzi w grę. Powód: przywóz spoza Unii Europejskiej jest zakazany. Wyjątkiem jest sprowadzanie ziemniaków z takich krajów jak: Algieria, Egipt, Izrael, Libia, Syria, Szwajcaria, Tunezja i Turcja.

Resort przyznaje, że co prawda rozporządzenie wykonawcze Komisji z 2019 r. dopuszcza przywóz z innych niż wymienione kraje trzecie, ale pod warunkiem uznania ich za wolne od bakterii wywołującej trudną do zwalczania bakteriozę pierścieniową ziemniaka, powodującą straty w plonach.

– Ukraina nie spełnia takich wymagań – informuje wydział prasowy MRiRW. I zapewnia, że Krajowa Administracja Skarbowa oraz Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa nie odnotowały importu ziemniaków z Ukrainy.

Rolnicy uważają, że import nie musi mieć miejsca bezpośrednio przez polsko-ukraińską granicę. Według nich ziemniaki mogą być sprowadzane przez Słowację. Z danych GUS wynika, że przywóz z tego kraju w pierwszych ośmiu miesiącach br. nie przekroczył 1 tys. t.

Stowarzyszenie Polski Ziemniak analizuje, czy problem istnieje i jaki ma wpływ na polski rynek. Jeśli doniesienia się potwierdzą, chce szukać pomocy w rządzie, choć obawia się, że może być to trudne ze względu na zmiany po wyborach.

– Ziemniaki z Ukrainy mogą stanowić zagrożenie, bo są o połowę tańsze niż w Polsce. Powodem jest skala i niższe koszty produkcji – wyjaśnia Wojciech Nowacki. Dodaje, że na razie jednak, nawet jeśli ich import faktycznie miałby miejsce, to nie stanowią zagrożenia. Jego skala jest za mała w stosunku do naszej produkcji.

Chęć szybkiej sprzedaży

Zdaniem ekspertów na ceny ziemniaków wpływa chęć szybkiej sprzedaży przez rolników. Kartofle z początku zbioru zwykle mają niższą jakość. Są przez to trudniejsze do magazynowania, łatwiej zakwitają, a takich nie chcą sieci i przetwórcy. Ich przechowywanie dodatkowo utrudnia to, że od kilku lat nie wolno stosować chloroprofamu, który pomagał w tym procesie.

– Do tego dochodzi mało rozwinięty rynek przechowalni. To słaba strona producentów. Rolnicy mogą więc dążyć do szybkiego wyzbycia się towaru, również w obawie przed dalszym spadkiem cen. To zaś mogą wykorzystywać odbiorcy – zaznacza Jakub Jakubczak. Dodaje, że w przeszłości zdarzało się, że od września do listopada ziemniaki taniały, po czym ich cena szła w górę.

– Wzrost cen ma miejsce, kiedy na rynek wchodzą kolejne zbiory, wiadomo, jaka jest ich jakość i jak długo mogą być składowane – tłumaczy Andrzej Ostrowicz.

Dlatego eksperci oczekują, że pod koniec roku cena wzrośnie. Wtedy da się też odczuć faktyczny spadek produkcji i wzmoże się import. ©℗