Ten tydzień kampanii zdominowała sprawa dalszej blokady ukraińskiego zboża, wokół której zarówno rząd, jak i opozycja chcą pokazać swoją sprawczość, nawet jeśli udawaną.

Przez ostatnie dni PiS – nie mając pewności, co zdecyduje Komisja Europejska w sprawie przedłużenia po 15 września embarga na niektóre produkty rolnicze z Ukrainy – bronił się przez atak. Rząd po raz kolejny postanowił zadziałać metodą faktów dokonanych i z wyprzedzeniem zaczął komunikować, że zablokuje import zbóż, nie oglądając się na Brukselę. Premier wystąpił nawet ze specjalnym orędziem, a minister rozwoju i technologii Waldemar Buda opublikował projekt rozporządzenia w tej sprawie. – Będziemy dbali o interes naszych rolników, dlatego wysłałem ultimatum do Brukseli – zapowiedział ostatnio Mateusz Morawiecki.

Wszystko po to, by nie było powtórki z politycznego kryzysu wokół rolnictwa, który ówczesny wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk przypłacił stanowiskiem, a PiS zadyszką w sondażach. Skorzystali zaś rywale na czele z Konfederacją. Stąd gra na twardą postawę. PiS nie ogranicza się do kwestii produktów rolnych z Ukrainy. W jego programie są kolejne ukłony w stronę rolników, jak Lokalna półka, która ma zobowiązać markety, by przynajmniej dwie trzecie sprzedawanych tam owoców, warzyw, produktów mlecznych i mięsnych oraz pieczywa pochodziło od lokalnych dostawców.

Oile PiS regularnie dopytuje się, co takiego dla Polski zrobił Donald Tusk jako szef Rady Europejskiej, o tyle coraz bardziej zasadne staje się pytanie, co zrobił dla niej komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski. Zwłaszcza że pierwszy kryzys zbożowy mieliśmy w marcu i od tamtej pory nie udało się wypracować systemowych rozwiązań na szczeblu UE, które pomogłyby uniknąć kolejnego. Nasi rozmówcy są zgodni, że Wojciechowski nie ma zbyt dużej siły przebicia w Komisji. – Części rozwiązań nawet nie proponuje, bo czasem lepiej siedzieć cicho, niż coś zgłosić i ponieść porażkę – mówi osoba z rządu.

Być może w momencie, gdy czytają państwo ten tekst, widmo kolejnego kryzysu zbożowego na polskim rynku już jest zażegnane. Jeśli tak, to obie zwaśnione strony będą zapewne mówić o swoim sukcesie. PiS będzie przekonywał, że to rezultat jego nieprzejednanej postawy względem Brukseli, a KO, że to efekt zabiegów i unijnych kontaktów Donalda Tuska oraz wizyty Michała Kołodziejczaka w Parlamencie Europejskim. Zresztą po niespodziewanym włączeniu na listy KO lidera Agrounii jest on bardzo aktywny, a sama KO poświęca rolnictwu kilka ze swoich 100 konkretów (obowiązek, by ponad połowa żywności w sklepach miała polskie pochodzenie, budowa nowoczesnych targowisk w każdym mieście). Trzecia Droga także jest w tej dyskusji, co nie dziwi, zważywszy, że współtworzy ją PSL.

Stricte rolniczy elektorat nie jest specjalnie duży w porównaniu z innymi (ok. 1,3 mln osób), ale i tak żadna z rywalizujących partii nie chce zostawić pola rywalom, mając w pamięci fakt, że w wyborach prezydenckich z 2020 r. różnica między Rafałem Trzaskowskim a Andrzejem Dudą wyniosła raptem 400 tys. głosów.

Wydaje się, że bez względu na finał kwestii embarga za chwilę będziemy żyć innymi tematami na ostatni miesiąc kampanii. Pytanie, jakimi. Zwłaszcza że wszystkie czołowe ugrupowania już wyszły ze swoimi propozycjami programowymi i na tym polu raczej niczym nowym nas już nie zaskoczą.

Jeśli chodzi o PiS, to – jak twierdzi nasz rozmówca z rządu – po etapie budowania napięcia wokół kwestii programowych większy nacisk zostanie ponownie położony na kwestie zawarte w pytaniach referendalnych. Świadczy o tym choćby klip wyborczy PiS, w którym Jarosław Kaczyński odbiera telefon od pracownika niemieckiej ambasady w celu przedyskutowania kwestii wieku emerytalnego w Polsce. Wpisuje się to też w wielomiesięczną taktykę PiS, by przedstawiać Donalda Tuska jako „pachołka Niemców”. Im bliżej głosowania, tym bardziej państwo i jego zasoby będą wprzęgane w kampanię. Za chwilę też zapewne swoją aktywność w propagowaniu udziału w referendum zwiększą państwowe spółki (np. poprzez swoje fundacje), a rząd będzie kontynuował finansowane przez nas wszystkich działania w stylu pikników Rodzina 800 plus. Zwieńczeniem tego etapu „uklepywania przekazu” będzie szykowana na 1 października kolejna duża konwencja PiS.

Jego główny rywal, czyli Koalicja Obywatelska, będzie grać swoimi 100 konkretami. Jako że wszystkie zostały przedstawione w jednym momencie (na sobotniej konwencji), wyborcy potrzebują czasu, by je przyswoić. Do czasu ich ujawnienia politycy KO gryźli się w język, by nie stracić elementu zaskoczenia. Efektem tej obniżonej aktywności jest jednak widoczny obecnie spadek sondażowy Koalicji. Pytanie, czy za chwilę nie nastąpi odbicie, bo po sobotniej konwencji KO działa energicznie, a 100 konkretów pozwala jej liderom mówić na wiecach bardziej „do ludzi”. W ostatnich przemówieniach Tuska czy Trzaskowskiego jest dużo mniej niż kiedyś górnolotnych słów o praworządności, trybunałach czy widmie wyjścia z UE, a więcej o obniżeniu podatków, legalnej aborcji do 12. tygodnia czy o tym, by tornistry uczniów były lżejsze. Również dla KO zwieńczeniem tej fazy kampanii będzie niedziela 1 października, na którą zaplanowano Marsz miliona serc. Wyzwaniem będzie jednak podbudowanie przekazu odpowiednią emocją, by zgromadzić w Warszawie około miliona ludzi. 4 czerwca – podczas poprzedniego marszu – emocje wywoływały śmierć ciężarnej pani Doroty w szpitalu w Nowym Targu oraz powrót przez PiS do sprawy komisji badającej wpływy rosyjskie (lex Tusk). Wtedy w stolicy udało się zgromadzić góra 500 tys. osób. – Będzie to najwyżej marsz miliona nóg – ironizuje jeden z naszych rozmówców. ©Ⓟ