W tym tygodniu mogą zapaść kluczowe decyzje w sprawie rynku zbożowego – na poziomie zarówno unijnym, jak i krajowym.
Bruksela – w zamian za odejście od jednostronnych decyzji pięciu państw przyfrontowych, w tym Polski – zobowiąże się do zamknięcia rynków tych krajów przed ukraińską pszenicą, kukurydzą, rzepakiem i nasionami słonecznika. Produkty te będą mogły przejechać tranzytem do reszty państw UE i poza Wspólnotę.
Polski rząd walczy jeszcze o dłuższą, niż proponuje Komisja Europejska, listę produktów rolno-spożywczych objętych zakazem importu. W tym o drób, jaja czy wyroby mleczne. Chcielibyśmy także, by pozycjami na tej liście można było zarządzać elastycznie, w zależności od bieżącej sytuacji na rynku. Poza tym rząd dąży do tego, by te obostrzenia obowiązywały dłużej niż do czerwca (taki termin proponuje KE).
„Wycofanie tych środków może być rozważane dopiero po przywróceniu stabilności rynkowej w krajach graniczących lub znajdujących się w pobliżu granicy z Ukrainą” – napisali w piątkowym wspólnym liście do Komisji ministrowie rolnictwa Bułgarii, Polski, Rumunii, Słowacji i Węgier. Polska mówi o terminie przynajmniej do końca roku. I, jak się wydaje, Bruksela jest skłonna zgodzić się na ustępstwa. Wreszcie chcemy, by UE pomogła nam przy tranzycie ukraińskich produktów, np. by sfinansowała zabezpieczenia dla tych transportów czy zakup plomb elektronicznych.
Jeśli chodzi o tranzyt produktów ukraińskich przez nasz kraj (na razie na podstawie polsko-ukraińskiego porozumienia), to został on wznowiony w nocy z czwartku na piątek. Warunkiem jest rozładunek towarów w portach morskich w Gdańsku, Gdyni, Świnoujściu, Szczecinie lub poza terytorium RP. Przy przekraczaniu granicy wszystkie transporty są zabezpieczane elektroniczną plombą, objęte systemem SENT. „Dodatkowo, w początkowym okresie w przypadku tranzytu tych towarów przez terytorium Polski, środki transportu przewożące te towary są konwojowane przez funkcjonariuszy Służby Celno-Skarbowej do granic kraju lub do polskich portów morskich” – odpisała na nasze pytania KAS.
W ostatni piątek rząd na specjalnie zwołanym posiedzeniu przyjął nowelizację w sprawie szczegółowego zakresu i sposobów realizacji niektórych zadań Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Plan zakłada dopłaty do 500 zł do nawozów, wzrost zwrotu akcyzy za paliwo rolnicze (z 1,20 zł od litra oleju napędowego do 1,46 zł, przy czym wnioskujemy do KE o podniesienie tego limitu do 2 zł) i dopłaty do zboża. W przypadku pszenicy to 1400 zł do tony (choć realnie będzie naliczane to od hektara, by powiązać wypłaty z potencjałem rolnym ziemi, którymi dysponują rolnicy, i zachować zgodność z regulacjami UE). Nabór wniosków ARiMR przeprowadzi od 1 do 30 czerwca. Wypłaty będą obliczane według specjalnego algorytmu, uwzględniającego tonaż i areał, którym rolnik dysponuje. Przykładowo rolnik, który zasiał 10 ha pszenicy i w terminie od 15 kwietnia do 15 czerwca br. sprzeda 42 t tego ziarna, będzie mógł liczyć na wsparcie w wysokości 16,8 tys. zł.
Początkowo premier Mateusz Morawiecki trzymał kurs wyłącznie na pszenicę, nie chcąc, by koszty interwencji na rynku były zbyt duże. Ale w rządzie pojawiły się naciski, by mechanizmem wsparcia objąć także inne produkty. Przy czym nie będzie tu gwarancji minimalnej ceny jak w przypadku pszenicy. Rozwiązania będą zależeć od regionu. I tak np. w przypadku kukurydzy czy rzepaku producenci z woj. lubelskiego lub podkarpackiego dostaną 1750 zł/ha, ci z woj. małopolskiego, mazowieckiego, świętokrzyskiego i podlaskiego – 1610 zł, a z pozostałej części kraju – 1400 zł.
Do tej pory rządzący szacowali, że koszty dopłat do pszenicy, nawozów i biopaliw wyniosą ponad 5 mld zł. Po rozszerzeniu programu jego koszt dla budżetu, jak wynika z zapowiedzi ministra rolnictwa, wyniesie 10 mld zł.
Dodatkowe posiedzenie Sejmu, na którym pakiet miałby zostać uchwalony, ma być zwołane 9 maja, choć PiS rozważał nawet, by stało się to w tym tygodniu. Mimo działań rządu rolnicy domagają się dalszych kroków. Krajowa Rada Izb Rolniczych (KRIR) chce wprowadzenia ceł (przy czym 20 proc. z tego źródła stanowiłby dochód budżetu państwa, a 80 proc. byłoby przeznaczane na pomoc dla Ukrainy). Do tego pojawiają się naciski, by ujawnić wszystkie firmy zajmujące się skupem zbóż i rzepaku z Ukrainy, a tzw. zboże techniczne wykorzystać zgodnie z przeznaczeniem. KRIR chce też, by stosować surowe kary wobec podmiotów sprzedających i kupujących zboże techniczne na cele konsumpcyjne.
W tle całej sprawy pojawia się jeszcze wątek rosyjski. Embargo na ukraińskie zboże może być pretekstem dla Rosjan do dalszej destabilizacji rynku. Już jesienią ub.r. Kreml w sprawie umów czarnomorskich zaczął wydawać groźne pomruki. Teraz oskarża Ukraińców o korupcję przy certyfikacji statków, które w ramach umów mogą opuszczać ukraińskie porty, oraz opieszałość przy kontroli transportów nad Bosforem. ©℗
Koszt programu dopłat dla rolników wyniesie nawet 10 mld zł