Trudna sytuacja polskiej wsi może stać się elementem przedwyborczej kampanii - ostrzega prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, Wiktor Szmulewicz. Jego zdaniem, liderzy zapowiadanych protestów widzą w takim działaniu nie tylko interes branży, ale i swój.

Szef Izby krytycznie odnosi się do działalności rolniczych OPZZ. Jak twierdzi, to organizacja w środowisku rolniczym prawie nieznana. Jej lider, Sławomir Izdebski wśród potencjalnych protestujących może szukać swoich wyborców. Przypomina, że był on senatorem Samoobrony i wiceprzewodniczącym Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. "Obecne pikiety w kraju są apolityczne, ukazują problem tego segmentu gospodarki. Ktoś jednak próbuje przejąć nad tym władzę i oburzenie branży firmować własnym nazwiskiem"- wyjaśnia.

Wiktor Szmulewicz dodaje, że część organizacji rolniczych jest w stałym kontakcie z ministerstwem rolnictwa. Na bieżąco poszukiwane są plany poprawy sytuacji w branży. Uważa, że tak działają osoby o czystych intencjach. Sytuacji rynkowej dotyczą też rozmowy unijnych organizacji rolniczych i spółdzielców, COPA-COGECA. To organizacja o skutecznym nacisku na struktury unijne, posiadająca swoich polskich przedstawicieli. Dodatkowo resort rolnictwa może prosić o pomoc rząd oraz Brukselę. Szmulewicz uważa, że to lepsze próby wyjścia z rolniczego kryzysu, niż stawiania ultimatum.

Rolnicze OPZZ zapowiedziały swój masowy strajk w Warszawie. Dojdzie do niego, jeśli do jutra z liderami organizacji nie spotka się premier Ewa Kopacz.
Wśród postulatów, o których związkowcy chcą rozmawiać, są różne rekompensaty, m.in. za zniszczone uprawy przez dziki, a także dwuletni zakaz uboju rytualnego czy niskie ceny rynkowe mięsa wieprzowego.