Zdaniem rolników pieniędzy jest za mało, a część rozwiązań nie przyniesie zamierzonych efektów.

Zgodnie z Krajowym Planem Odbudowy rolnicy mają zagwarantowane ok. 6 proc. ogólnej jego wartości – 2,2 mld euro przy rozdysponowanej na razie sumie ok. 36 mld euro.
– Środków jest nieadekwatnie mało. Zgodnie z naszym postulatem na polskie wsie powinno trafić ok. 40 proc. pieniędzy z KPO – to bowiem odsetek, jaki odpowiadałby populacji zamieszkującej obszary wiejskie – wskazuje Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych (KRIR). W podobny sposób do dokumentu odnosi się AGROunia.
Tymczasem politycy wywodzący się z obozu rządowego podkreślają, że pieniędzy i tak będzie więcej niż kiedykolwiek. W tym tonie wypowiadał się na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej europejski komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski. – Jeśli weźmiemy razem budżet pod nazwą Wspólna Polityka Rolna plus to, co jest w Planie Odbudowy, a więc 32,2 mld przewidziane dla Polski we Wspólnej Polityce Rolnej, plus prawie 2,5 mld w Planie Odbudowy, to jest 34,5 mld euro, ponad 150 mld zł – wyliczał.
Wątpliwości co do skali wsparcia w KPO mają jednak nie tylko rolnicy, lecz także politycy PiS. Głos w tej sprawie zabierał m.in. były minister, a obecnie europoseł Krzysztof Jurgiel. W stworzonym przez siebie dokumencie wskazywał, że w KPO widoczna jest dominacja dużych inwestycji miejskich, co może powiększać dysproporcje względem wsi.
Zastrzeżenia przedstawia też inny były minister – Jan Krzysztof Ardanowski. – Należy wziąć pod uwagę, że rząd ma ograniczone możliwości decydowania – to Komisja Europejska wyznacza ogólne założenia KPO, determinujące podział procentowy. Można było jednak powalczyć o to, by środków było zdecydowanie więcej. 2,5 mld euro na rolnictwo przy ogólnej rozdysponowanej przez rząd puli 36 mld euro to niewiele. I nie jest prawdą, że pieniądze pochodzące ze Wspólnej Polityki Rolnej zrekompensują braki, bo za sprawą brexitu pieniędzy na dopłaty bezpośrednie jest mniej. Żeby wyrównać je w Polsce chociaż do średniej unijnej, trzeba będzie przenieść pieniądze z II filara przeznaczonego na inwestycje, co sprawia, że środki w nim znacznie się skurczą – stwierdza były minister. Jak dodaje, pola do zwiększenia puli środków w ramach KPO nie powiększa porozumienie z Lewicą. – Źle by się stało, gdyby porozumienie z nią miało się odbywać kosztem rolników – ocenił.
Choć przedstawiciele sektora podzielają wiele diagnoz i pomysłów zawartych w KPO, to zachowują rezerwę do obecnej treści dokumentu. – Diabeł tkwi w szczegółach. Choć wiele pomysłów KPO zasługuje na uwagę, to obecny poziom ogólności nie pozwala na konkretną ocenę. Od lat wskazujemy na wiele bolączek, które tam poruszono, jednak do dziś nie wypracowaliśmy optymalnych rozwiązań. Przykładem może być walka z przewagą negocjacyjną sklepów wielkopowierzchniowych. Dotychczas niewiele udało się z tym zrobić. Podobnie jest ze wsparciem kierowanym do spółdzielni czy grup producenckich. Nie spełniają one roli konsolidacji sektora – argumentuje prezes KRIR.
Z tej perspektywy na dokument patrzą też poszczególne branże. – Dobrze, że rząd chce wspierać małe i średnie przetwórstwo. Ważne jednak, by uwzględnił to w tworzeniu czy też nowelizacji prawa. Dziś w ramach rolniczego handlu detalicznego rolnik może sprzedać 2,3 t mięsa wołowego rocznie. Trzeba zwiększyć ten pułap, bo obecny nie gwarantuje nawet utrzymania się. Jednocześnie konieczne byłoby uruchomienie krótkich ścieżek dotacji, np. w zakresie tworzenia małych ubojni rolniczych – wskazuje Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.
Wyzwaniem będzie też pogodzenie celów ogólnoeuropejskich ze specyfiką polskiego sektora. – Polityka UE jest krojona na wszystkie państwa, które charakteryzują się różnym poziomem konsolidacji sektora rolno-spożywczego, na ogół wyższym niż w Polsce. Tak jak w niektórych krajach zbyt wysoka koncentracja może być problemem, tak w Polsce jest nim zbyt duże rozdrobnienie produkcji. To sprawia, że trudno jest znaleźć uniwersalne rozwiązanie. Unijna polityka rolna kładzie coraz większy nacisk na wspieranie najmniejszych podmiotów, podczas gdy w naszej sytuacji pożądane byłoby przyspieszenie konsolidacji. Trzeba pogodzić te dwa kierunki, zwłaszcza że polski sektor rolno-spożywczy ma jeszcze dużą przestrzeń do koncentracji, pozostając w zgodzie z nowymi celami Wspólnej Polityki Rolnej – ocenia Jakub Olipra, analityk Credit Agricole.
Jednakże eksperci i politycy podkreślają, że dużą szansą są pieniądze nieprzeznaczone bezpośrednio na produkcję rolną, a z których będą mogli jednak skorzystać także mieszkańcy wsi. To m.in. środki na gospodarkę wodno-ściekową, cyfryzację czy energetykę. – Po uwzględnieniu, że wieś stanie się głównym beneficjentem tych pieniędzy, to udział kwot przypadających na obszary wiejskie wzrósłby z 6 do ok. 20 proc. całego KPO. Ta perspektywa znacznie poprawia odbiór dokumentu – wskazuje Jan Krzysztof Ardanowski.
Część środków ma zostać jednak przekazana nie w formie grantów, lecz pożyczek. – Środki przeznaczone na wsparcie zrównoważonego gospodarowania zasobami wodnymi w rolnictwie i na obszarach wiejskich to prawie 670 mln euro w formie pożyczek. To dużo, ale konieczność zwrotu tych środków rodzi pytanie o skalę zainteresowania programem. Niemniej polskie rolnictwo będzie coraz bardziej borykać się z deficytem wody, stąd działania mające na celu poprawę gospodarowania jej zasobami należy uznać za jak najbardziej pożądane – dodaje Jakub Olipra.