Podpisana przez prezydenta ustawa o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia zwalczania chorób zakaźnych zwierząt (druk sejmowy nr 87), zwana powszechnie „lex Ardanowski”, od samego początku ścieżki legislacyjnej budziła duże kontrowersje.
Jej przeciwnicy wskazują, że metody jakimi chce się walczyć z ASF są nieskuteczne i niedopuszczalne, a wręcz mogą doprowadzić do tragicznych skutków. Nie tylko dla zwierząt.
- Pod hasłem walki z wirusem przyjęliśmy zmiany przepisów prawa, które tak naprawdę realizują indywidualne oczekiwania myśliwych. Nie mają one przy tym wpływu na rzeczywistą walkę z ASF – wskazuje Krzysztof Kwiatkowski, senator niezależny, były prezes NIK i minister sprawiedliwości.
Krytycznie o ustawie wypowiada się adwokatka i ekspertka w zakresie prawnej ochrony zwierząt Karolina Kuszlewicz. – Nie rozwiąże ona problemów do których była stworzona. To tak naprawdę rozmywanie odpowiedzialności, a nie walka z ASF. Szuka się winnych w postaci dzików, aktywistów i samorządów. Ustawa nakazuje bowiem tym ostatnim m.in. grodzić drogi.
W podobnym tonie wypowiada się również aktywistka Katarzyna Jagiełło. - Mam wrażenie, że ta ustawa to jest taki desperacki krok w sytuacji, w której minister nie wie co robić z ASF, a nie chce narażać się potężnemu lobby mięsnemu. Przy czym niektóre jej rozwiązania mogą doprowadzić nie do jednej, a do całej serii tragedii.
Ustawy broni senator Ryszard Bober z PSL, choć zaznacza, że nie jest ona idealna. – Mimo mankamentów tej specustawy głosowałem za jej przyjęciem. Jeżeli nie będzie eliminacji populacji dzika, to tak naprawdę wywiesimy białą flagę i zaprzestaniemy produkcji, chowu i hodowli trzody chlewnej w Polsce, a na golonkę będziemy jechać za Odrę. Niestety, ale wektorem ASF jest dzik i tylko jego eliminacja może pomóc w walce z rozprzestrzenianiem się tej choroby.
O co dokładnie chodzi?
W świetle przepisów ustawy, która została już podpisana przez prezydenta, myśliwi będą mogli polować za pomocą broni wyposażonej w tłumiki. To zdaniem ekspertów może prowadzić do większej liczby ofiar i to niekoniecznie wyłącznie wśród dzików. Dodatkowo wprowadza nowy typ przestępstwa, polegający na celowym utrudnianiu lub uniemożliwianiu polowania. Tutaj z kolei jako mankament wskazuje się nieostre kryteria, które stwarzają pole do nadużyć i mogą wręcz doprowadzić do wyrzucenia ludzi z lasu.
Ministerstwo tłumi(k) obawy
W świetle przepisów ustawy o broni i amunicji, broń palna wyposażona w tłumiki ma status broni szczególnie niebezpiecznej. Niedługo będą mogli z niej korzystać również myśliwi. To zdaniem ekspertów rodzi wiele obaw odnośnie bezpieczeństwa ludzi, którzy nawet przypadkowo mogą się znaleźć w lesie. Może to dotyczyć m.in. spacerowiczów czy grzybiarzy. Ponadto za niezgłoszenie polowania zbiorowego nie ma żadnej sankcji.
- Często się zdarza, że tereny polowania są bardzo słabo zaznaczone, a myśliwi nagminnie nie publikują, mimo ustawowego obowiązku, informacji o nich. Do tej pory chociaż ten głos strzału był w stanie ludziom powiedzieć, gdzie nie chodzić. Każdy kto wybierał się do lasu bez intencji blokowania polowań mógł po usłyszeniu huku spokojnie się wycofać. Teraz gdy dodamy do tej układanki tłumiki to może szykować się tragedia. Wzrośnie liczba postrzeleń. Zagrożone będą nie tylko osoby postronne, ale też zwierzęta domowe. Coraz częściej zdarza się bowiem, że polowania są prowadzone skandalicznie blisko obejść – mówi Katarzyna Jagiełło.
- Podczas debaty w Senacie pytałem przedstawiciela rządu o statystyki postrzeleń podczas polowań. Okazało się, że wiceminister rolnictwa takimi danymi nie dysponował. Zszokowało mnie to – kwituje Krzysztof Kwiatkowski.
Również nam nie udało się uzyskać takich informacji od Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Na nasze pytanie dostaliśmy odpowiedź, że „Departament nie dysponuje statystkami przypadków postrzeleń podczas polowań.”
W uzasadnieniu do projektu ustawy konieczność wyposażenia broni w tłumiki jej autorzy tłumaczyli w następujący sposób: „umożliwi to skuteczny odstrzał dzików, przy jednoczesnym ograniczeniu ryzyka przepłaszania watah (co sprzyja rozprzestrzenianiu się ASF) w związku z ograniczeniem huku towarzyszącego wystrzałowi. Ponadto używanie tłumików huku spowoduje, że odstrzał sanitarny dzików prowadzony w porze nocnej, na terenach zurbanizowanych, stanie się mniej uciążliwy dla mieszkańców.”
Oburzenia tą argumentacją nie kryje Krzysztof Kwiatkowski. – Takie uzasadnienie tego zapisu dokładnie wskazuje, że intencją autorów ustawy jest żeby polowania miały miejsce bliżej siedzib ludzkich. Moje obawy, że w wyniku użycia broni z tłumikiem dojdzie do postrzeleń, i to nawet z tym najbardziej tragicznym finałem, są jak najbardziej uzasadnione – mówi senator.
- Nie możemy ulegać emocjom. Użycie tłumików nie doprowadzi samo w sobie do postrzeleń - uważa senator Ryszard Bober. I dodaje: Myśliwi mają świadomość jakiej broni używają i wiedzą, że trzeba się nią posługiwać ostrożnie. Życie ludzkie jest oczywiście wartością nadrzędną, ale jak wszyscy, nie tylko myśliwi, będziemy się zachowywać racjonalnie to nikt nie zostanie narażony na niebezpieczeństwo.
Obaw przeciwników ustawy nie podziela również ministerstwo. - W pierwszej kolejności należy obalić powielany w mediach pogląd, że zastosowany w myśliwskiej broni palnej tłumik huku całkowicie niweluje huk wystrzału, powodując iż staje się on niesłyszalny. W rzeczywistości dobrej klasy tłumik huku ogranicza huk wystrzału z myśliwskiej broni palnej w standardowym kalibrze o około 25-35 db z pierwotnej wartości około 140-150 db, do wartości poniżej tzw. „progu bólu” czyli do poziomu bezpiecznego dla słuchu strzelającego (około 120 db). W praktyce oznacza to, że huk wystrzału z myśliwskiej broni palnej wyposażonej w tłumik huku słyszalny jest z odległości kilkuset metrów, zamiast z kilku kilometrów – mówi Małgorzata Książyk, dyrektor Biura Prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Dodaje, że huk wystrzału z myśliwskiej broni palnej wyposażonej w tłumik huku słyszalny jest z mniejszej odległości niż w przypadku strzału broni palnej niewyposażonej w tłumik huku, jest tym samym mniej uciążliwy dla osób zamieszkałych na terenach, w pobliżu których realizowany będzie odstrzał sanitarny.
Nieostre kryteria mogą wygonić ludzi z lasu?
Ustawa ma wprowadzić również nowy typ przestępstwa, polegający na celowym utrudnianiu lub uniemożliwianiu wykonywania każdego polowania, a nie tylko odstrzału sanitarnego. Zagrożony on będzie sankcją grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Zdaniem ekspertów przepis ten może stwarzać pole do nadużyć, a w konsekwencji nawet ograniczyć ludziom dostęp do lasu.
- Co tak naprawdę ma oznaczać celowe utrudnianie polowania? Tego w zasadzie nie wie nikt. Już Biuro Legislacyjne Senatu zwracało na to uwagę projektodawcom. To pokazuje, jak nieprzemyślany jest ten przepis, zarówno jeśli chodzi o konstrukcję znamion, jak i o kompletnie nieproporcjonalną do problemu sankcję karną – wskazuje adwokatka Karolina Kuszlewicz. Ekspertka podkreśla, że w praktyce bardzo ciężko będzie znaleźć tę granicę po przekroczeniu której dojdzie już do celowego utrudniania w polowaniu. – Skonstruujmy taki stan faktyczny: idziemy na spacer do lasu i trafiamy na myśliwego polującego indywidualnie. Nie ma żadnych tablic ostrzegawczych, że jest taka czynność prowadzona. Zaczynamy z nim dyskutować pytając o to co on tak naprawdę robi w tym lesie. Odpowiada, że jest w trakcie polowania. I tutaj pojawia się pytanie: w którym momencie tej rozmowy zaczynamy mu, w świetle tych przepisów, to utrudniać? Jak z nami rozmawia to przecież nie poluje – zastanawia się Kuszlewicz.
- Oceny tego czy w danym przypadku doszło do czynu zabronionego w postaci celowego utrudniania czy uniemożliwiania polowania będzie oczywiście za każdym razem dokonywał sąd. Jednak już samo postawienie zarzutu, np. przez prokuratora, będzie dla osoby, która przypadkowo znalazła się w lesie stygmatyzujące i stresujące – argumentuje Krzysztof Kwiatkowski.
- Ustawa, wbrew temu co się mówi, nie wygoni ludzi z lasu. Liczba polowań w skali kraju nie jest tak duża by wystąpiło tego typu zagrożenie – mówi senator Ryszard Bober. Jego zdaniem penalizowanie utrudniania polowania jest krokiem w dobra stronę. – Doszliśmy do takich absurdów, że podcinane są drabiny na ambonę, na którą wchodzi myśliwy. Trzeba walczyć z tego typu nagannymi czynami. Ten przepis może właśnie w tym pomóc – wywodzi senator.
Z zarzutami nie zgadza się również Ministerstwo. - Odstrzał dzików ma kluczowe znaczenie przy ograniczeniu ryzyka rozprzestrzenia się ASF. Penalizowanie jedynie udaremniania odstrzału sanitarnego, nie rozwiąże nasilających się problemów związanych z celowym utrudnianiem lub uniemożliwianiem wykonywania polowań – mówi Małgorzata Książyk. Dodaje: Obecnie na terenie Polski działają zorganizowane grupy przeciwników polowań, które w Internecie, za pośrednictwem mediów społecznościowych umawiają się w konkretnym dniu i w określonym miejscu, w którym odbywać ma się polowanie na tzw. „spacery”, których celem jest uniemożliwienie wykonywania polowania. Informacje na temat miejsc, w których odbywają się polowania ww. grupy uzyskują z urzędów gmin, do których informacje takie przekazują dzierżawcy lub zarządcy obwodów łowieckich. Działania takie mają charakter celowy, umyślny a osoby dopuszczające się ich nie ponoszą z tego tytułu żadnej odpowiedzialności narażając jedynie dzierżawców i zarządców obwodów łowieckich na straty finansowe, ryzyko utraty obwodu łowieckiego oraz stwarzając zagrożenia dla zdrowia lub życia ludzi wbiegając między zwierzynę a myśliwych.
Książyk uważa, że należy przy tym ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, iż nie ma zagrożenia, że do odpowiedzialności za celowe utrudnianie lub uniemożliwianie wykonywania polowania zostaną pociągnięte osoby, które przypadkowo znajdą się na terenie, na którym odbywa się polowanie, takie jak rowerzyści, spacerowicze, grzybiarze itp.
Wysoka sankcja
Przeciwnicy ustawy podkreślają również, że nowy typ przestępstwa zagrożony jest nieproporcjonalnie wysoką sankcją. Sięgać może ona bowiem nawet do roku pozbawienia wolności. Dla porównania: utrudnianie w interwencji straży pożarnej traktowane jest jako wykroczenie i zagrożone jest karą aresztu, grzywny albo nagany.
- Kuriozalne i niebezpieczne jest stworzenie sytuacji, w której osoba, która nawet przypadkowo, znajdzie się w lesie i wejdzie w drogę myśliwemu może zostać potraktowana jak przestępca. 99,7 % społeczeństwa nie poluje, a zatem to potencjalni przestępcy – mówi Karolina Kuszlewicz.
Sceptycznie do tej kwestii podchodzi również głosujący za ustawą senator Ryszard Bober. – Te kary są drastycznie wysokie i powinny być zdecydowanie wypośrodkowane – wskazuje senator. Dodaje jednak, że do tej pory było tak, że służby, które powinny podjąć interwencję w sytuacji utrudniania w polowaniu nie podejmowały stosownych czynności.
Walka z ASF czy wiatrakami?
- Wszyscy zgadzamy się z tym, że jest potrzeba walki z ASF. Jednak przewidziane metody są nieprawidłowe. Jakiś czas temu Najwyższa Izba Kontroli, kiedy jeszcze kierowałem jej pracami, przygotowała raport co jest skutecznym narzędziem w zwalczaniu tej choroby. Wirusa do gospodarstw domowych przenosi człowiek. Kluczowe jest zachowanie zasad bioasekuracji. Żaden dzik nie wpada przecież do zabezpieczonej chlewni – mówi Krzysztof Kwiatkowski.
Właśnie zasady bioasekuracji eksperci wskazują jako najistotniejsze w walce z ASF. Jednak tej hierarchii nie widać w samej ustawie. Nie zachowanie ich jest bowiem zagrożone znacznie niższą sankcją niż w przypadku celowego utrudniania polowania. Grozi za to wyłącznie kara grzywny. – Gdyby ustawodawca faktycznie chciał walczyć z ASF to byłoby całkowite odwrócenie proporcji tych kar. Myśliwi mają bowiem szanse spowodować znacznie większe szkody związane z tym wirusem nie zachowując zasad bioasekuracji niż spacerowicz, który utrudnia im polowanie – twierdzi Katarzyna Jagiełło.
Kto ma rację w tym sporze? Czy ziszczą się najczarniejsze scenariusze przeciwników specustawy czy jednak rację ma ministerstwo. O tym przekonamy się już zapewne niedługo. Ważne, żeby w tej walce nie zatracić najważniejszego celu jakim jest walka z ASF.