Wiele krótkich informacji czytanych przez nas każdego dnia może być „dziełem” robota. Niektórzy powiedzieliby: algorytmu. Jeśli mamy do czynienia z bardziej skomplikowanymi funkcjonalnościami, to określa się je mianem sztucznej inteligencji. Pojęcia te dopiero się wykuwają i są nieprecyzyjne. Z prawnego punktu widzenia nie ma jednak wątpliwości, że produkty botów i robotów nie podlegają tradycyjnej ochronie prawnej.
Aby uświadomić sobie, że obecność robotów w naszym życiu jest faktem, warto zwrócić uwagę na unijne ogólne rozporządzenie o ochronie danych (2016/679), które zacznie obowiązywać w UE w maju 2018 r. Zwrócono tam uwagę na istnienie systemów podejmujących decyzje bez udziału czynnika ludzkiego. Wykorzystują one m.in. profilowanie, a więc ocenianie ludzi na podstawie danych osobowych pod kątem takich parametrów jak: sytuacja ekonomiczna, zdrowie, zainteresowania, lokalizacja. Decyzje robotów mogą dotyczyć np. odrzucenia wniosku kredytowego czy zatrudnienia. Rozporządzenie nałoży na administratorów danych osobowych obowiązek wdrożenia właściwych środków ochrony praw, wolności i prawnie uzasadnionych interesów człowieka, w tym co najmniej prawa do uzyskania „ludzkiej interwencji”, a także do wyrażenia stanowiska i zakwestionowania decyzji robota (art. 22 ust. 3 rozporządzenia).
Zachowania robotów od dłuższego czasu spędzają sen z powiek badaczom technologii samochodów autonomicznych. W świecie materialnym (kierowanie pojazdem) mogą bowiem skończyć się czyjąś śmiercią. Decyzje, które nie dotyczą kierowania pojazdem, a odbijają się tylko po kieszeni (kredyt, zatrudnienie), nie są może tak doniosłe w skutkach, ale również mają swoją wagę, co dostrzegł unijny prawodawca. Temat ten ma jeszcze inne płaszczyzny. Jedną z nich jest właśnie aspekt twórczy, który ma duże znaczenie w prawie autorskim i prawie własności przemysłowej.
W systemie prawa autorskiego, regulowanym prawem międzynarodowym już od końca XIX w., od początku przyjmowano za pewnik, że ochronie podlega twórczość człowieka. Dotąd rozważaliśmy ten aspekt definicji utworu w kontekście takich historii, jak ta o selfie, które zrobił sobie makak aparatem należącym do fotografa Davida Slatera. Przypadek ten został też opisany przez prof. Ryszarda Markiewicza w „Zabawach z prawem autorskim” (Warszawa 2015) do zilustrowania przesłanek, jakie musi spełniać fotografia, aby być utworem i podlegać ochronie. Ale gdy przyjrzymy się temu tematowi głębiej, robi się nieco poważniej.
Prawo międzynarodowe dotyczące prawa autorskiego mówi o twórcy, który jest obywatelem określonego państwa. Dziś ani w Polsce, ani w UE nie można żądać ochrony utworów stworzonych autonomicznie bez czynnika ludzkiego. Dopóki w procesie obecny jest czynnik ludzki, jesteśmy jako tako w stanie zastosować istniejące prawo i uzyskać ochronę. Polskie komentarze wypowiadają się tradycyjnie m.in. o muzyce aleatorycznej, czyli mającej element przypadkowości, ale jednak tworzonej przez człowieka i dlatego podlegającej ochronie. Jednak w pewnym momencie przekroczymy niewidzialną granicę i decyzje podejmowane autonomicznie przez uczący się i samoulepszający się program (np. sztuczne sieci neuronowe) będą bezpośrednio przesądzać o tym, jaki jest utwór finalny.
Tu problem się nie kończy, bo mówiąc o utworach, mamy na myśli nie tylko formy, które zwykle się nam z nimi kojarzą (wiadomości prasowe, grafiki, utwory muzyczne itp.). Również programy komputerowe są chronione prawem autorskim. W wyroku 16 lipca 2009 r. w sprawie Infopaq (C-5/08) TSUE zwrócił uwagę, że w całym systemie prawa unijnego programy komputerowe, bazy danych, fotografie i wszelkie inne utwory w rozumieniu prawa autorskiego podlegają ochronie jedynie wtedy, gdy stanowią własną twórczość intelektualną autora („own intellectual creation”).
W maju 2016 r. Parlament Europejski przygotował rekomendacje dotyczące robotyki, żądając, aby Komisja Europejska dostosowała kryterium „własnej twórczości intelektualnej autora” w odniesieniu do utworów tworzonych przez komputery lub roboty. Na taką potrzebę – choćby ze względu na rosnące ekonomiczne znaczenie utworów generowanych automatycznie – wskazuje prof. Madeleine de Cock Buning z Uniwersytetu w Utrechcie zajmująca się wdrożeniem sztucznej inteligencji i innych dysruptywnych technologii do systemu prawnego. Badacze tej dziedziny zadają abstrakcyjne pytanie, czy roboty potrzebują zachęty, aby tworzyć, oraz czy brak zagwarantowania robotom praw byłby niesprawiedliwy lub nierozsądny. Podobne rozważanie wiele lat temu poprzedziło stworzenie systemu chroniącego prawa autorów. Oczywiście, dziś „prawa robotów” rozumiemy przede wszystkim jako powstanie praw majątkowych po stronie ich bezpośrednich właścicieli, ale być może prawo powinno już dziś uwzględniać różne przyszłe scenariusze.
W świetle istniejących regulacji także wynalazek musi mieć wynalazcę będącego konkretną osobą fizyczną. Jest to, jak uznaje się w doktrynie prawa, osoba, która przyczyniła się do powstania wynalazku, wnosząc wkład pracy intelektualnej, który wykracza poza rutynową pomoc techniczną czy organizacyjną. W przeszłości istniały koncepcje fikcji wynalazku bez wynalazcy, tzw. wynalazku zakładowego czy wynalazku przedsiębiorstwa (Dania, ZSRR, Rumunia). Jednak idea ta zanikła i jest obecnie nie do pogodzenia z postanowieniami konwencji paryskiej o ochronie własności przemysłowej.
Niektórzy specjaliści zwracają uwagę, że np. w USA prawo wymaga mniej czynnika ludzkiego, aby udzielać ochrony dla praw własności intelektualnej, co może szkodzić konkurencyjności europejskich przedsiębiorstw. Trzeba pamiętać, że w procesie zarządzania projektami badawczo-rozwojowymi uwzględnia się nie tylko możliwość wdrożenia rozwiązania i uzyskania przychodów z określonych produktów czy usług. Czasem równie istotnym aktywem są prawa własności intelektualnej, na które można udzielić licencji lub sprzedać samodzielnie bądź w pakietach albo po prostu zabezpieczyć prawami wyłącznymi przed konkurencją. Jeżeli przedmiot własności intelektualnej (dotyczy to zwłaszcza programów komputerowych i wynalazków) nie jest wytworem ludzkim, to w obecnym stanie prawnym nie będzie chroniony i nie zmieści się w tradycyjnym modelu strategii B+R. Prawo umożliwiające ochronę wynalazków czy utworów stworzonych autonomicznie przez maszyny wydaje się pożądane z punktu widzenia aktualnego rozwoju technologii. Wymagałoby to jednak najprawdopodobniej zmiany prawa międzynarodowego. I to takiej, która mogłaby odejść od modelu nastawionego na innowacje ludzi na rzecz modelu nastawionego na innowacje konkurujących ze sobą ludzi i robotów.