Podzielenie przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej tego stanowiska będzie oznaczać diametralną zmianę polskiego systemu ochrony prawnej. Pozwala on żądać za naruszenie praw autorskich dwukrotnego wynagrodzenia, które normalnie przysługiwałoby uprawnionemu. W dużym uproszczeniu – od pirata można żądać nie tylko kwoty, którą normalnie zapłaciłby za film, ale dwukrotność jego ceny. Do niedawna, w przypadku zawinionego naruszenia prawa autorskich, w grę wchodziło nawet trzykrotne wynagrodzenie, ale Trybunał Konstytucyjny uznał tę część przepisu za niezgodną z konstytucją.
Teraz okazuje się, że polska regulacja może też być niezgodna z prawem unijnym i to nie tylko w zakresie trzykrotności, ale i dwukrotności wynagrodzenia. Tak przynajmniej uznała w swej opinii Eleanor Sharpston, rzecznik generalna luksemburskiego Trybunału (sprawa C-367/15). Jej zdaniem prawo do odszkodowania nie może mieć charakteru kary i powinno służyć naprawieniu rzeczywistej szkody. Automatyczna zapłata dwukrotnego wynagrodzenia, bez ustalenia wysokości należnego odszkodowania przez sąd jest niedopuszczalna.
Wątpliwości Sądu Najwyższego
Trybunał ma odpowiedzieć na pytania polskiego Sądu Najwyższego, który nabrał wątpliwości co do zgodności art. 79 ust. 1 pkt 3 lit. b ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 90 poz. 631 ze zm.). To właśnie ten przepis pozwala żądać potrójnej (w przypadku naruszenia zawinionego) lub podwójnej (w przypadku niezawinionego) kwoty należnego wynagrodzenia. I takie też zryczałtowane odszkodowanie zasądzono w sprawie wytoczonej przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich (SFP) przeciwko innemu stowarzyszeniu, prowadzącemu lokalną telewizję kablową w jednym z miast Dolnego Śląska. SFP żądało m.in. prawie 400 tys. zł tytułem opłat licencyjnych za korzystanie z utworów filmowych, co do których SFP występowało jako organizacja zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Sąd I instancji uwzględnił roszczenia w kwocie ponad 160 tys. zł. Apelację złożyły obie strony, obie też zostały oddalone. Sprawa trafiła do SN, który badał ją dwukrotnie, wydając wyroki 15 czerwca 2011 r. (sygn. akt V CSK 373/10) i 27 marca 2013 r. (sygn. akt V CSK 203/13). W obydwu przypadkach kierował spór do ponownego rozpoznania w II instancji.
O ile sądy zgodnie uznały, że do naruszenia praw autorskich – w dodatku zawinionego – doszło, o tyle osią sporu pozostawała kwestia naprawienia szkody. W trzeciej skardze kasacyjnej do SN pełnomocnik pozwanych podniósł problem niezgodności przepisu regulującego ryczałtowe odszkodowanie z dyrektywą 2004/48/WE w sprawie egzekwowania praw własności intelektualnej.
Nieoczekiwanie wątpliwości te podzielił SN, który zdecydował się skierować pytanie prejudycjalne do TSUE. Wskazał, że wprawdzie art. 13 ust. 1 pkt b dyrektywy 2004/48/WE wprowadza możliwość ustanowienia odszkodowań ryczałtowych, ale nie jest to obowiązkowe.
– Nie jest celem dyrektywy wprowadzanie odszkodowań o charakterze karnym, typowych dla systemów prawa anglosaskiego, zwłaszcza amerykańskiego, gdzie istnieje cały system takich odszkodowań – zauważył sędzia Józef Frąckowiak.
Zdaniem SN takie uregulowanie może naruszać przepisy unijne także dlatego, że przełamuje zasadę obowiązującą nie tylko w polskim prawie cywilnym, ale też sformułowaną w dyrektywie, że odszkodowania nie mogą być źródłem zarobku. Górną ich granicą powinna być faktyczna wartość szkody. Przy tym dyrektywa wprowadza jedynie możliwość sądowego ustalenia ryczałtowego odszkodowania, podczas gdy polskie prawo autorskie nakazuje wprost – w razie wyboru przez poszkodowanego takiej formy naprawienia szkody – zasądzenie określonej sumy pieniężnej.
– To może oznaczać, że przepisy nasze wprowadzają wyraźnie świadczenie o charakterze represyjnym, rodzaj kary pieniężnej – stwierdził w konkluzji postanowienia z 15 maja 2015 r. sędzia Frąckowiak (sygn. akt V CSK 41/14).
Koniec z automatyzmem
Rzecznik generalna TSUE podzieliła te wątpliwości. Po pierwsze uznała, że dyrektywa 2004/48/WE sprzeciwia się przepisowi prawa krajowego przewidującemu automatyczną zapłatę określonej z góry kwoty na rzecz uprawnionego. Po drugie, że art. 3 i art. 13 ust. 1 lit. b) tej dyrektywy „sprzeciwiają się przepisowi prawa krajowego, na mocy którego uprawniony może żądać ustalonej kwoty stanowiącej dwukrotność lub trzykrotność wysokości opłaty, która byłaby należna, gdyby uprawniony wyraził zgodę na wykorzystanie utworu”.
Jednocześnie rzecznik zaznacza, że dopuszczalne są przepisy, na mocy których uprawniony może żądać kwoty ograniczonej do dwukrotności lub trzykrotności wynagrodzenia. Podkreśla jednak, że każdorazowo musi wykazać, że wysokość żądania jest proporcjonalna poniesionej szkody.
Po trzecie, zdaniem Eleanor Sharpston, odszkodowanie nie może mieć charakteru kary. Polski rząd broniący naszych regulacji przekonywał, że w pewnym zakresie jest to dopuszczalne, tak aby konieczność zapłaty działała prewencyjnie i odstraszała od naruszenia praw autorskich. Rzecznik generalna nie podzieliła tego poglądu.
Wyrok TSUE może stanowić kolejny już wyłom w przepisach dotyczących zasądzania odszkodowań za naruszanie praw autorskich. Wcześniej Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgody z ustawą zasadniczą art. 79 ust. 1 pkt 3 lit. B prawa autorskiego w części dotyczącej trzykrotności należytego wynagrodzenia (wyrok z 23 czerwca 2015 r., sygn. akt SK 32/14). Orzeczenie to wywołało spore poruszenie, gdyż w jego uzasadnieniu TK podważył tezę mówiącą, że twórca jest z założenia słabszą stroną.
– Obecnie trudno bronić poglądu, że roszczenie o naprawienie wyrządzonej szkody poprzez zapłatę trzykrotności wynagrodzenia stanowi zasadniczy instrument zabezpieczający pozycję twórcy czy też osoby dysponującej prawami – uzasadnił orzeczenie sędzia sprawozdawca Piotr Tuleja.
– Trybunał podziela in genere pogląd, zgodnie z którym postrzeganie twórców jako podmiotów pozbawionych dostatecznych środków finansowych i fachowej obsługi prawnej, których pozycja w sporach o naruszenie praw jest ex definitione słabsza, jest dziś nieuprawniony – dodał.