W sierpniu 2017 roku najbardziej znany serwis streamingowy Spotify, poinformował opinię publiczną o zanotowaniu rekordowej liczby subskrybentów korzystających z usług tej firmy. 60 milionów płatnych użytkowników (140 milionów ogółem, licząc użytkowników korzystających z darmowej wersji), z czego 10 milionów przybyło na przestrzeni kilki miesięcy. Trzeba przyznać, że te cyfry robią wrażanie i pomimo silnej konkurencji ze strony np. wracających do łask słuchaczy płyt winylowych, streaming stanowi obecnie dominujący format sprzedaży muzyki. Zgodnie bowiem z informacjami przekazanymi przez Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego (RIAA), udział serwisów strumieniowych utrzymywał się w 2016 r. na stałym poziomie 51 procent. Tyle przychodów branży muzycznej z dystrybucji muzyki pochodziło właśnie z serwisów takich jak Spotify czy Apple Music. Pomimo tych wszystkich fantastycznych wyników i uznania ze strony użytkowników, serwisy streamingowe wpadają w coraz to poważniejsze kłopoty związane z przestrzeganiem praw autorskich do udostępnianych utworów.
Czym jest streaming i co tak naprawdę kupujemy?
Streaming (media strumieniowe) to „technika dostarczania informacji multimedialnej od dostawcy transmisji strumieniowej do użytkownika w sposób nieprzerywany.” Przekładając przedmiotową definicję na bardziej przystępny język – użytkownik usługi streamingowej ma nieograniczony dostęp do biblioteki plików (np. albumów muzycznych) oferowanej przez konkretny serwis czy platformę. Najistotniejszą jednak cechą mediów strumieniowych jest to, że subskrybent nie ściąga utworów, których chce posłuchać.
Cały proces odbywa się w zamkniętym środowisku aplikacji – działających na podobnych zasadach do tradycyjnych bibliotek. Korzystający z usług serwisu użytkownik ma prawo do przeglądania katalogów, czy korzystania z zasobów. Warto również dodać, że z dostępu do streamowanych treści możemy korzystać właściwie w każdym miejscu na świecie – pod warunkiem dostępu do Internetu i odpowiedniego urządzenia (komputera, czy telefonu komórkowego). Nic więc dziwnego, że streaming stał się globalnym hitem. Koniec epoki kolekcjonerów nośników fizycznych takich jak CD czy winyl dodatkowo przysłużył się rozwojowi, tej jakby nie spojrzeć, najwygodniejszej obecnie, legalnej metody obcowania z muzyką.
Otóż po pierwsze trzeba stwierdzić, że zasady działania mediów, oferujących usługi strumieniowe, to kopalnia interesujących zagadnień prawnych. Aby przystępnie wytłumaczyć prawne aspekty działania tego typu serwisów, skupię się na usługach firmy Spotify, która jest największym graczem na światowym runku mediów strumieniowych.
Subskrybent pragnący stać się uprawnionym użytkownikiem wirtualnego zbioru muzycznego, zobowiązany jest do zawarcia umowy ze spółką Spotify Poland Sp. z o.o., co wiąże się z zaakceptowaniem Regulaminu, a co za tym idzie obowiązkiem przestrzegania zasad ustalonych przez skandynawskie przedsiębiorstwo.
Najbardziej interesującym moim zdaniem aspektem jest jednak fakt, że ewentualne spory, mogące wyniknąć w związku z korzystaniem z usług Spotify, zostały wprost poddane prawu szwedzkiemu oraz jurysdykcji właściwych lokalnych sądów (w naszym przypadku chodzi oczywiście o sądy polskie). Nie wiem czy ten zapis został umieszczony w przedmiotowym regulaminie przez przypadek, ale należy z całą stanowczością stwierdzić, iż jest to zapis co najmniej nieprzemyślany.
W przypadku ewentualnego sporu polskiego użytkownika z przedsiębiorstwem działającym na terenie Polski, dojdzie bowiem do sytuacji, w której miejscowy sąd będzie orzekał w oparciu o przepisu szwedzkiego prawodawstwa.
Jest to sytuacja o tyle niekorzystna, że praktycznie uniemożliwia subskrybentom dokładne zorientowanie się we własnych prawach wynikających z zawartej umowy. Na szczęście nie doszło jeszcze do sytuacji (albo o niej nie słyszałem), w której spór prawny toczyliby prawnicy reprezentujący Spotify oraz zwykły, „prywatny” użytkownik aplikacji.
Słowa „prywatny” użyłem nie przez przypadek, gdyż chciałbym płynnie przejść do warunków udzielonej przez Spotify licencji oraz kwestii publicznego odtwarzania udostępnianej muzyki.
Licencja obejmuje zgodę na „własny, niekomercyjny użytek w celach rozrywkowych” co jest równoznaczne z zakazem innego niż prywatne korzystania z usług serwisu. Oznacza to, że każde publiczne odtwarzanie muzyki (np. w kawiarni albo pubie) wiąże się naruszeniem praw konkretnego autora oraz zaakceptowanych przez użytkownika warunków regulaminu serwisu. Ostatnio pojawiły się informacje o pracach nad nowym modelem biznesowym Spotify. W związku z stratami finansowymi i wizerunkowymi (o tym za chwilę), Szwedzi zapragnęli otworzyć się na ofertę B2B (ang. business to business) i położyć nacisk na współpracę z klientami komercyjnymi.
Pomysł na nowy start-up pojawił się ponoć wtedy, gdy ludzie ze Spotify, zaczęli zwracać uwagę właśnie na publiczne odtwarzanie muzyki za pomocą ich serwisu – bary, puby czy restauracje robiły to oczywiście bez wymaganych zezwoleń i licencji. Szwedzki streamingowy gigant ponoć podjął już wstępne rozmowy z korporacjami takimi jak Sturbucks czy McDonald’s i bardzo możliwe, że już niedługo z głośników w lokalach tych marek poleci wyselekcjonowana muzyka (za jej wybór będzie odpowiadał specjalnie napisany algorytm), mając wprawić klientów w dobre samopoczucie czy wręcz nakłonić ich do zakupów. Futuryzm (?) na najwyższym poziomie.
Kłopoty w raju
Pomimo wielkich technologicznych planów, przygotowań do wejścia na giełdę oraz dobrze prezentujących się statystyk, trzeba jednak przyznać, że ostatnie miesiące (a nawet lata) były dla Spotify niełatwe. Zwłaszcza gdy spojrzeć na kwoty pozwów skierowanych przeciwko szwedzkiemu przedsiębiorstwu.
Sprawa rozpoczęła się w grudniu i podejrzewam, że będzie śledzona przez całą światową branżę muzyczną. Nie tylko ze względu na samą, ogromną kwotą, ale również z uwagi na przedmiot sporu. Wixen zarzuciło Spotify, zbudowanie ogromnego (finansowego) imperium za pomocą konsekwentnego naruszania praw twórców i tworzenia platformy nieuczciwych rozliczeń z artystami, których twórczość udostępniana jest przez Spotify. Co ciekawe, kwestia ta została poruszona nawet przed Kongresem Stanów Zjednoczonych, a to wszystko za sprawą otwartego listu, podpisanego przez m.in. Paula McCartney’a, U2, Taylor Swift, Billy’ego Joel’a.
Artyści poruszyli w nim temat swojego rozgoryczenia, spowodowanego kondycją współczesnej branży muzycznej oraz zawarli wniosek o nowelizację Digital Millenium Copyright Act (akt prawny regulujący zagadnienia ochrony własności intelektualnej w środowisku cyfrowym). Ich zdaniem aktualne zapisy ustawy mają być korzystniejsze dla wielkich koncernów muzycznych i serwisów streamingowych, które zgarniają lwią cześć z dochodów całej branży muzycznej.
Ujawniona jakiś czas temu treść umowy zawartej pomiędzy Spotify a Sony Music Entertainment, zdaje się potwierdzać zarzuty wysunięte przez artystów. Kontrakt opiewający na ponad 25 milionów dolarów, zakłada, że 60 proc. wpływów z odtworzeń muzyki wydanej (bądź w inny sposób powiązanej) przez Sony, zostaje w tej właśnie wytwórni. Dodatkowe zapisy czy uboczne klauzule (dotyczące np. przestrzenie reklamowej), pozwalają koncernowi na zarobienie jeszcze większych pieniędzy, co niestety nie przekłada się na wynagrodzenia wypłacane artystom.
Większość użytkowników i obserwatorów branży z przekonaniem stwierdzi, że streaming to przyszłość muzyki. Ludzie w dzisiejszych czasach wymagają szybkich i wygodnych rozwiązań, a serwisy takie jak Spotify czy Deezer umożliwiają nam błyskawiczny i legalny dostęp do praktycznie każdej muzyki jakiej w danym momencie zapragniemy. Nie należy jednak zapominać o prawach artystów, bez których streaming nie miałby przecież sensu, a wielkie firmy nie zarobiłby tych wszystkich astronomicznych sum, o których piszą światowe media.
Artykuł powstał we współpracy z Fundacją Legalna Kultura, która prowadzi jedyną w Polsce Bazę Legalnych Źródeł, udostępniającą utwory zgodnie z prawem i wolą twórców. Baza znajduje się na stronie www.legalnakultura.pl