Branża muzyczna protestuje przeciw zmianom szykowanym przez Brukselę. Ale w sprawie zakazu geoblokowania i reformy prawa autorskiego nie mówi jednym głosem.
Przedstawiciele rodzimej sceny muzycznej dawno nie byli tak aktywni na forum unijnym. W Brukseli trwają prace nad dwiema kluczowymi reformami. Pierwsza dotyczy nowelizacji przepisów o ochronie praw autorskich, druga wprowadzenia zakazu geoblokowania. Zmiany będą miały dla rynku fonograficznego spore znaczenie. I obie budzą kontrowersje.
Koniec memów?
Z naszych informacji wynika, że do nowej dyrektywy o ochronie praw autorskich zgłoszono ponad 700 poprawek. Konsultacje zakończono przed Wielkanocą, teraz Theresa Comodini Cachia, sprawozdawczyni projektu, zajmie się negocjowaniem tzw. kompromisów.
– Ostateczny tekst będzie ustalany podczas negocjacji z Radą UE. Trudno szacować, kiedy zakończy się proces legislacyjny – mówi Tadeusz Zwiefka, europoseł PO.
Wątpliwości budzi m.in. artykuł 13, który ma gwarantować wynagrodzenie za twórczość autorów także w internecie. – Serwisy internetowe, a zwłaszcza platformy udostępniania plików (jak YouTube), gdzie internauci publikują treści, będą musiały stosować prewencyjne filtry, by przeciwdziałać łamaniu praw autorskich. To zablokuje fanowskie przeróbki, remiksy, wykluczy wrzucanie do sieci fragmentów koncertów przez jego uczestników — wylicza Kamil Jaczyński z Wytwórni Wielkie Joł. – Poddusimy kreatywność internautów, która działa na korzyść danego twórcy, bo przysparza mu popularności. W świetle tego prawa nawet internetowe memy będą nielegalne, bo większość to przerobione zdjęcia – dodaje. Regulacje ograniczą dostęp konsumentów do kultury i osłabią niezależnych artystów, którzy nie chcą współpracować z dużymi wytwórniami, a swoją muzykę promują poprzez media społecznościowe.
Nowy wielki brat
Duże firmy fonograficzne projektowane rozwiązania popierają, ich zdaniem to sposób na walkę z piractwem. – Z oglądanych w milionach odsłon dzieł autor często nie uzyskuje nic, bogacą się tylko właściciele stron WWW. Trzeba zniwelować tę nierównowagę – mówi Zwiefka.
Artykuł 13 wywołuje dyskusję i z innych powodów: oprogramowanie filtrujące treści zamieszczane przez użytkowników pozwala śledzić ich aktywność w sieci.
Nie tylko prawo autorskie budzi kontrowersje w branży. Dużym graczom z muzycznego rynku nie podoba się rozporządzenie, które ma ukrócić powszechną w internecie praktykę geoblokowania: odmowy dostępu do stron internetowych, treści lub usług opartej na lokalizacji geograficznej użytkownika.
Pod listem protestacyjnym w tej sprawie autorstwa Związku Producentów Audio-video, skierowanym do europosłów, podpisało się 170 przedstawicieli branży, m.in. Agnieszka Chylińska, Krzysztof Krawczyk, Maciej Maleńczuk, Katarzyna Nosowska i Muniek Staszczyk. Muzycy obawiają się, że objęcie takim zakazem utworów online może skutkować zahamowaniem świetnie rozwijającego się rynku legalnych serwisów z utworami w Polsce i wzrostem cen. ZPAV prognozuje co najmniej dwukrotny wzrost stawek abonamentów serwisów takich jak Tidal, Spotify czy Deezer.
– Przystępna cena i bogata oferta w środowisku cyfrowym spowodowały odpływ użytkowników od nielegalnych źródeł. Jeśli dystrybucja muzyki zostanie pozbawiona tych elementów, powrócimy do sytuacji sprzed lat, kiedy polski rynek muzyczny był niszczony przez pirackie serwisy – przekonują artyści.
Wytwórnie z kolei się obawiają, że zakaz geoblokowania uderzy w lokalne firmy fonograficzne, spowoduje likwidację lokalnych oddziałów w Europie i zalew anglojęzycznej muzyki, bo międzynarodowym korporacjom fonograficznym nie będzie się opłacało inwestować w gwiazdy popularne tylko na jednym rynku.
Pęknięte środowisko
– Organizacje zbiorowego zarządzania (OZZ) nie reprezentują całej branży muzycznej – zgłasza zdanie odrębne Jaczyński. – Abonament wspomnianych serwisów kosztuje niewiele więcej niż paczka papierosów, spokojnie mógłby wzrosnąć do 10 euro miesięcznie. Dzięki temu artyści mogliby dostawać z tego tytułu więcej pieniędzy. W naszym nurcie, gdzie jest wielu DJ-ów miksujących zagraniczne utwory, geoblokowanie jest przeszkodą. Imprezy klubowe nie znają granic. Tymczasem często żeby zyskać dostęp do najnowszych utworów, trzeba obchodzić blokady geograficzne, na przykład zakładając konta w zagranicznych bankach. Nie mówiąc o tym, że idea geoblokowania jest po prostu archaiczna – dodaje.
W podobnym tonie wypowiadają się twórcy dyrektywy. – Trudno dziś przesądzić, jak rynek muzyczny na te zmiany zareaguje, ale moim zdaniem większy dostęp do muzyki, e-booków, gier czy programów komputerowych na pewno nie zaszkodzi polskim konsumentom. Tam, gdzie pojawia się większy wybór, gdzie jest większa konkurencja, tam raczej obserwujemy spadek cen, a nie ich wzrost. Może tego obawiają się producenci – mówi Róża Thun, europosłanka PO.
Stanowisko Komisji Rynku Wewnętrznego i Konsumentów (IMCO) w Parlamencie Europejskim, która ma największy wpływ na ostateczny kształt rozporządzenia, ma być znane w ciągu kilku dni.