Wiosną MON deklarowało, że do końca roku liczba żołnierzy zawodowych zwiększy się o 6 tys. Do początku września przybyło ich kilkuset. Armia licząca 150 tys. wojskowych wydaje się planem bardzo odległym.
Wiosną MON deklarowało, że do końca roku liczba żołnierzy zawodowych zwiększy się o 6 tys. Do początku września przybyło ich kilkuset. Armia licząca 150 tys. wojskowych wydaje się planem bardzo odległym.
– W bieżącym roku zakłada się zwiększenie stanów osobowych kadry zawodowej do poziomu 101,5 tys. żołnierzy – jeszcze w kwietniu zapowiadało Ministerstwo Obrony Narodowej. Na koniec marca w polskiej armii służyło 95,5 tys. żołnierzy. W kolejnych miesiącach ta liczba miała się więc zwiększyć o 6 tys. – o niecałe 700 osób miesięcznie. Założenie możliwe do zrealizowania. Jednak według oficjalnych informacji na koniec sierpnia zawodowych żołnierzy w Wojsku Polskim służyło 96,26 tys. Oznacza to, że teraz by spełnić zapowiedzi, do końca roku co miesiąc powinno przybywać już prawie 1,5 tys. żołnierzy. Też nie jest to niemożliwe, ale biorąc pod uwagę tempo dotychczasowej rotacji, wymagałoby dużego wysiłku organizacyjnego. Od 2013 r. stan liczbowy armii na koniec wakacji jest mniej więcej stały i oscyluje wokół 96 tys. żołnierzy zawodowych.
Nie oznacza to, że nie ma zmian: spada liczba oficerów, a rośnie szeregowych. Tych pierwszych rok temu było ponad 19,6 tys., teraz jest ich nieco mniej niż 19 tys. – Armia ma swoją strukturę. O ile jak najbardziej powinno się zmniejszać liczbę oficerów starszych od majora w górę, czyli pułkowników i generałów, to oficerów niższych rangą, jak np. podporuczników, powinniśmy mieć więcej. I bardziej przyłożyć się do ich szkolenia – komentuje gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych i wiceminister obrony. – Mam nadzieję, że liczba szeregowych rośnie w wojskach operacyjnych, a nie w wojskowych biurach. Bo wojsku brakuje podoficerów i szeregowych specjalistów, takich, którzy mogliby np. obsługiwać systemy artyleryjskie, rakietowe czy tworzyć załogi czołgów. Jednak jestem sceptyczny co do szybkiego zwiększenia liczby żołnierzy o 5 tys.
W ciągu trzech miesięcy możliwe jest co najwyżej nabranie mięsa armatniego, a nie specjalistów. By ich wyszkolić, trzeba co najmniej 12 miesięcy – tłumaczy doświadczony wojskowy.
Lepiej idzie powiększanie Narodowych Sił Rezerwowych. Mają one być uzupełnieniem dla żołnierzy zawodowych, na razie stały się swego rodzaju przedsionkiem armii zawodowej. Wielu żołnierzy po NSR zostaje żołnierzami zawodowymi. I o ile przez lata ich liczba wahała się wokół 10 tys., o tyle na koniec sierpnia było ich 13,4 tys. – W sprawie NSR obecne kierownictwo nie podejmuje żadnych reform, a wiadomo, że tam trzeba dokonać poważnych zmian. Fakt, że liczba tych żołnierzy rośnie, wydaje się nieco pod prąd temu, że budowane są wojska Obrony Terytorialnej – ocenia gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. – W momencie budowy Obrony Terytorialnej NSR tracą w pewien sposób rację bytu. To powinien być zalążek OT, ale resort obrony nic na ten temat nie mówił. Pozostawienie NSR w obecnej formie jest błędem – dodaje oficer.
W tym, że armia się nie powiększa, nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie kilkukrotne zapowiedzi ministra obrony Antoniego Macierewicza, który deklarował, że zmierzamy do tego, by za kilka lat nasze wojska liczyły 150 tys. wojskowych. Oprócz zwiększenia liczby żołnierzy zawodowych do końca roku miały powstać trzy brygady Obrony Terytorialnej liczące ok. 5 tys. żołnierzy. Na razie, mimo że minister powołał dowódcę OT, nie ma nawet przepisów, na podstawie których można by z tych żołnierzy tworzyć wojska Obrony Terytorialnej. Projekt zmian ustawowych w tym obszarze trafił do Rady Ministrów, ale jego uchwalenie przez Sejm zajmie jeszcze co najmniej kilka tygodni.
– Deklaracje ministra obrony były bardzo ambitne. Na początku powinna zostać przyjęta szczegółowa koncepcja, by wiedzieć, co tworzymy, po co tworzymy i czemu ten rodzaj wojsk ma służyć. Tak się nie stało, przyjęto tylko zarys, a na dodatek go utajniono. My jako posłowie dopiero teraz poznajemy jego szczegóły – komentuje poseł Anna Maria Siarkowska, która przewodniczy podkomisji sejmowej zajmującej się m.in. sprawami Obrony Terytorialnej. I dodaje, że ma nadzieję, iż regulacje ustawowe zostaną przyjęte jak najszybciej i że tworzenie tych formacji nie będzie się odbywało na zasadzie kanibalizmu wojsk operacyjnych. W projekcie budżetu na 2017 r. nie ma oddzielnych środków na OT, tak więc w rzeczywistości obniżony będzie budżet na dotychczas istniejące jednostki. – Obrona Terytorialna to powinna być wartość dodana i faktyczne zwiększenie liczebności polskich żołnierzy. Oby jej tworzenie nie było przesuwaniem zasobów z jednego koszyka do drugiego. Bo na razie trochę to tak wygląda – mówi posłanka.
O to, czy plan zwiększenia liczby żołnierzy do końca roku jest wciąż aktualny, spytaliśmy w resorcie obrony. Bezskutecznie. Rzecznik prasowy Bartłomiej Misiewicz jest zawieszony, czasowo pełniąca obowiązki Katarzyna Jakubowska na urlopie, a przedstawiciele Centrum Operacyjnego, od których próbowaliśmy uzyskać taką informację, stwierdzili, że nie mają uprawnień, by udzielić odpowiedzi.
18,99 tys. tylu oficerów liczyło Wojsko Polskie na koniec sierpnia 2016 r.
36,68 tys. tylu miało podoficerów
40,59 tys. tylu było szeregowych
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama