Ograniczona będzie sprzedaż towarów w trakcie niedzielnych jarmarków, pikników, giełd. Ucierpią na tym przede wszystkim regiony turystyczne.
Projekt w sprawie ograniczenia handlu w niedzielę, który przygotowała NSZZ „Solidarność”, zawiera wiele wyjątków. W ostatni dzień tygodnia będą mogły handlować np. małe stacje paliw lub niektóre kioski i kwiaciarnie. Proponowane przepisy nie przewidują jednak odstępstw dla tradycyjnego handlu związanego np. z ruchem turystycznym lub regionalnymi świętami. W rezultacie mocno ograniczona może być sprzedaż np. w trakcie lokalnych, niedzielnych festynów, jarmarków, pikników. Najwięcej strat mogą jednak odnotować ośrodki turystyczne, dla których handel w weekendy oznacza pokaźne zyski. Tego typu wątpliwości prowokują pytanie o to, czy należy rozważać wprowadzenie ogólnokrajowego zakazu handlowania w niedzielę, czy też pozostawić decyzję w tej sprawie samorządom.
Baloniki na druciku
Zgodnie z projektem zakaz prowadzenia sprzedaży w niedzielę ma dotyczyć m.in. przedsiębiorców zajmujących się handlem obwoźnym i obnośnym oraz prowadzących stoiska i stragany. A to oznacza istotne ograniczenia możliwości prowadzenia handlu w trakcie zwyczajowych świąt regionalnych. W takie dni handlować będą mogli tylko sami właściciele stoisk, niedozwolone będzie natomiast wykonywanie pracy przez pracowników, zleceniobiorców lub zatrudnionych na umowie o dzieło.
– Niestety projekt nie uwzględnia regionalnych uwarunkowań religijnych i zwyczajowych. Nie odrobiliśmy lekcji z wprowadzania zakazu pracy w święta – tłumaczy Grzegorz Orłowski, radca prawny w kancelarii Orłowski Patulski Walczak.
Przypomina, że gdy dziewięć lat temu wchodził w życie zakaz pracy w handlu w dni świąteczne, w Poznaniu pojawił się problem ze sprzedażą rogali świętomarcińskich. Tradycyjnie spożywa się je w dzień św. Marcina, czyli 11 listopada. To jednak także Święto Niepodległości, w które – począwszy od 2007 r. – obowiązuje zakaz pracy w handlu. Ostatecznie ze względu na tradycję i konieczność zaspokajania potrzeb ludności sprzedaż rogali jest możliwa. Po wprowadzeniu ograniczeń w handlu w niedzielę skala problemu może być jednak znacznie większa. Lokalne jarmarki lub festyny znacznie częściej przypadają bowiem w zwykłe niedziele niż w jeden z 13 dni świątecznych, w trakcie których już teraz obowiązuje zakaz pracy w handlu.
Turystyczny kłopot
Więcej problemów będą mieć także krajowe kurorty. Projekt nie uwzględnia różnicowania ograniczeń w handlowaniu ze względu na ruch turystyczny i związane z nim zapotrzebowanie na sprzedaż towarów. Przewiduje jedynie, że dopuszczalne będzie handlowanie pamiątkami, upominkami oraz dewocjonaliami, o ile sprzedaż tych produktów wynosi co najmniej 30 proc. miesięcznego przychodu placówki.
– Najwięcej turystów przebywa jednak w ośrodkach w weekendy. Lokalne placówki osiągają wówczas najlepsze wyniki sprzedaży. Na przykład sklepy z odzieżą sportową sprzedają najwięcej swoich towarów w końcu tygodnia, a mają być zamknięte, o ile sprzedaży nie poprowadzi sam właściciel – tłumaczy Grzegorz Orłowski.
Odstępstwa od proponowanego zakazu handlowania w niedzielę / Dziennik Gazeta Prawna
Podobny problem będzie dotyczył np. sklepów z regionalnymi produktami (chyba że da się je zakwalifikować jako pamiątka), książkami (chyba że dodatkowo oferowane są też upominki, których sprzedaż stanowi znaczny udział w obrocie), sprzętem sportowym (np. nartami), alkoholem.
– Przepisy te są tak skonstruowane, że ich stosowanie – m.in. ze względu na nadmierną szczegółowość – będzie budzić poważne wątpliwości – wskazuje Karolina Schiffter, adwokat z kancelarii Raczkowski Paruch.
Zdaniem ekspertów tego typu problemy sugerują, że warto rozważyć propozycję, aby zasady handlowania w niedzielę nie były jednolite w całym kraju.
– Wprowadzanie ograniczeń w tym zakresie na podstawie przepisów ogólnokrajowych jest nieracjonalne. Powinny o tym decydować samorządy, które znacznie lepiej potrafią ocenić zasadność tego typu zmian – uważa Grzegorz Orłowski.
Tego typu rozwiązanie funkcjonuje np. we Francji. Zgodnie z nim władze lokalne mogą zezwalać na otwieranie placówek handlowych w niedzielę np. w miejscach popularnych wśród turystów. Podobne rozwiązania mogłyby objąć polskie samorządy.
– Sopot nie jest miastem handlowym, ale w soboty i niedziele organizowane są często targi śniadaniowe połączone z kiermaszami regionalnej żywności. Jest także dużo małych sklepów, które są chętnie odwiedzane przez gości polskich i zagranicznych spędzających weekendy w mieście – wskazuje Jacek Karnowski, prezydent Sopotu.
Jego zdaniem krajowe prawo jest przeregulowane. W wielu sytuacjach nie uwzględnia specyfiki poszczególnych miast, gmin czy obszarów. Więcej kompetencji powinno być więc przekazanych samorządom, które najlepiej znają potrzeby lokalne.
– Dotyczy to nie tylko planowanego zakazu handlu w niedzielę, ale także np. kwestii organizacji stref płatnego parkowania (dni i godziny obowiązywania) czy możliwości regulacji godzin otwarcia sklepów tak, aby w miejscach, gdzie bawi się dużo młodzieży, nie było nocnych sklepów z tanim i bardziej dostępnym alkoholem – dodaje prezydent Sopotu.