Antoniego Macierewicza znam jeszcze z czasów, kiedy był wiceministrem obrony narodowej, a ja pracowałem wtedy w departamencie prawnym ministerstwa. Dokładnie 10 lat temu trwała wielka akcja likwidacji wojskowych służb informacyjnych. Do wydania było około 100 rozporządzeń dotyczących nowych służb wywiadu i kontrwywiadu.
Wszystko udało się sprawnie przeprowadzić i większość osób uważa (przyznają to nawet ludzie z opozycji), że tylko jemu mogło się to udać. Choć oczywiście później były raporty i odszkodowania od MON, ale to już nie było związane bezpośrednio z procedurą likwidacji i tworzenia nowej formacji. Zastanawiam się, dlaczego teraz minister działa tak chaotycznie. Zapowiada nabór do Wojskowych Oddziałów Terytorialnych, a nowelizacja nawet nie została zaakceptowana przez rząd. Jest tylko koncepcja szefa resortu obrony.
Tak naprawdę nowe przepisy powinny być już uchwalone, a przynajmniej gotowe jeszcze przed wakacjami, tym bardziej że o powołaniu nowej formacji jesienią szef MON mówi już od momentu objęcia swojego stanowiska. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego tego nie zrobiono. Pamiętam, że gdy trzeba było wydać nowe rozporządzenia po likwidacji WSI, większość urzędników do późnych godzin nocnych pracowała nad zmianami. Nie wydaje mi się, aby po upływie tych dziesięciu lat zapał pana ministra do pracy osłabł. Nie wydaje się mi też, by zapomniał, że kolejność podejmowania konkretnych działań wciąż jest taka sama. By je wdrażać, potrzebne są przepisy, a dopiero potem należy jeździć po kraju i namawiać młodych patriotów do służby, przedstawiając im konkretną, poważną – bo popartą przepisami – ofertę.