Kontrola pracodawcy nad pracownikiem ogranicza się wyłącznie do jego działalności zawodowej - oznacza to, że szef ma możliwość nadzorowania wykorzystania służbowego sprzętu przez pracowników, w tym na przykład może rejestrować połączenia telefoniczne czy monitorować sposób wykorzystanie przez nich internetu(więcej o tym, w jaki sposób pracodawca może skontrolować pracownika, dowiesz się tutaj>>), jednak przełożony nie może już podsłuchiwać treści rozmów ani czytać wiadomości SMS, mogą się w nich bowiem znaleźć osobiste informacje dotyczące pracownika, a tych pracodawca nie ma prawa znać.
Konta pracowników w mediach społecznościowych (Twitter, Facebook, Instagram czy Snapchat) mające charakter wyłącznie prywatny, nie podlegają więc co do zasady kontroli pracodawcy. Co jednak, jeśli treści w nich publikowane odnoszą się w sposób krytyczny do pracodawcy?
Krytyka musi być odpowiednia
- Przy kontach prywatnych zastrzeżenia mogą budzić wypowiedzi, które dotyczą zatrudnienia, jak w przypadku, gdy pracownik wypowiada się na temat kierownika czy przełożonego - tłumaczy dr Katarzyna Antolak-Szymanski z Wydziału Prawa Uniwersytetu SWPS. Jak podkreśla, nie każda krytyka stanowi naruszenie obowiązków pracowniczych, a w tym wypadku trzeba wziąć pod uwagę takie kwestie jak dobro zakładu pracy, lojalność pracowniczą (naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa) czy zasady współżycia społecznego.
Zasadniczo pracownik ma bowiem prawo do publicznej krytyki przełożonego, czyli whistleblowingu >>>Czytaj też: Będzie ochrona pracowników za donosy? Rząd nie przesądza, ale zmiany może wymusić UE, o ile - jak orzekł Sąd Najwyższy (wyrok z dnia 28 sierpnia 2013 r., I PK 48/13) - nie prowadzi to do naruszenia obowiązków pracowniczych polegających w szczególności na dbaniu o dobro zakładu pracy i zachowaniu w tajemnicy informacji, których ujawnienie mogłoby narazić pracodawcę na szkodę (obowiązek lojalności; nienaruszania interesów pracodawcy ), a także na przestrzeganiu zakładowych zasad współżycia społecznego.
Do krytyki przełożonych w mediach społecznościowych odnoszą się bowiem takie same zasady wyrażania opinii jak przy innych formach krytyki. - Jeżeli pracownik stwierdzi, że jego "szef to idiota", pracodawca do pewnego stopnia może wyciągnąć konsekwencje. Ma wtedy miejsce rozpowszechnianie negatywnych opinii o firmie, a czy ta osoba krzyknie "moja firma to obóz" na ulicy, czy opublikuje to na Facebooku, jest bez różnicy - mówi Bogusław Kapłon, partner w Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
Krytyka pracodawcy w każdym wypadku powinna odnosić się do ważnego interesu publicznego i mieścić się w granicach porządku prawnego. Jak wynika z orzecznictwa sądowego, zasadniczo bezkarnie można więc wypowiadać się w sprawach dotyczących organizacji pracy, takich jak rozkład czasu pracy, podział zadań czy kolejność podejmowanych czynności. Jeżeli krytyka odnosi się do innych kwestii, powinna być przedstawiona w odpowiedniej formie.
Do naruszenia dóbr osobistych pracodawcy może także dojść w wyniku wypowiedzi wartościującej, jeżeli nie znajduje ona oparcia w prawdziwym, ocenianym zdarzeniu (por. wyrok Sądu Najwyższego z dnia 10 listopada 2005 r., V CK 314/05). Liczą się również intencje, jakimi kierował się pracownik, a w przypadku, gdy negatywne komentarze są wygłaszane poza firmą, ważne jest też, aby nie naruszały tajemnic przedsiębiorstwa.
O tym, jak może wyglądać krytyka pracodawcy w świetle orzeczeń Sądu Najwyższego, przeczytasz tutaj>>
Przy czym przekroczenie przez pracownika granic dozwolonej krytyki w stosunku do pracodawcy jest przejawem braku lojalności, a gdy jest to przekroczenie rażące, pracodawca może nawet wypowiedzieć umowę o pracę lub rozwiązać ją w trybie dyscyplinarnym. Za takie zachowanie Sąd Najwyższy uznał między innymi wulgarny i agresywny sposób wyrażania się pracownika, który prowadzi do dezorganizacji pracy w firmie i potęguje konflikt (wyrok z 17 grudnia 1997 r., I PKN 433/97).
Co z nieodpowiednimi zdjęciami?
Wyjątkowym przypadkiem byłaby natomiast utrata pracy z powodu zdjęcia opublikowanego przez pracownika na Facebooku czy Instagramie. - Musiałoby chodzić o bardzo eksponowane stanowisko i zachowanie, które godziłoby w wizerunek instytucji, aby można było zwolnić taką osobę - tłumaczy Kapłon i podaje przykład dyrektora banku, który opublikowałby zdjęcie ze skąpo ubranymi dziewczynami.
- Prywatne zachowanie musi wtedy podlegać ocenie w kontekście obowiązków pracowniczych konkretnej osoby. Problem pojawia się, gdy nie licuje ono z niektórymi zawodami. Zależy, jakie funkcje dana osoba pełni w zakładzie - podkreśla Antolak-Szymanski.
W Polsce zapadł już wyrok tego typu sprawie. Kilka lat temu Sąd Pracy przyznał rację dyrektorowi Banku Spółdzielczego w Suszu, który zwolnił pracownika za upublicznienie wizerunku w serwisie NK. Stało się to po interwencji jednego z klientów, który oznajmił, że stracił zaufanie do banku po obejrzeniu zdjęć, na których bankowiec trzymał puszkę piwa.
Natomiast zdjęcia publikowane na mediach społecznościowych mogą stanowić podstawę do zwolnienia pracownika, jeśli świadczą o złamaniu obowiązków pracowniczych. Kapłon przywołuje przypadek kobiety, która przebywając na L-4 publikowała na Facebooku zdjęcia z wakacji w ciepłych krajach. Firma zdecydowała się wręczyć jej wypowiedzenie.
Ostatecznie pracodawca może jednak zabezpieczyć się przed publikowaniem przez podwładnego pewnego rodzaju informacji czy fotografii na portalach społecznościowych w jego prywatnym czasie. - Pracodawca może skutecznie domagać się od pracowników, żeby nie zamieszczali na takich portalach treści dotyczących pracodawcy, które naruszałyby podstawowy obowiązek każdego pracownika, jakim jest dbanie o dobro zakładu pracy, w tym np. jego wizerunek. Zapisy tego rodzaju mogą znaleźć się np. w regulaminie pracy - wyjaśnia Antolak-Szymanski. Jeżeli firma chce się chronić przed niepożądanymi postami czy zdjęciami, musi w przepisach wewnątrzzakładowych zakazać pracownikowi działalności, która mogłaby być niezgodna z polityką czy wizerunkiem pracodawcy.