Istne szaleństwo. Tak jednym zdaniem można określić mnogość zmian, jakie w naszym prawie w ostatniej chwili – tuż przed zakończeniem tej kadencji parlamentu – chcą wprowadzić parlamentarzyści, rząd i prezydent.
Oczywiście na tapecie są przede wszystkim sprawy społeczne, głośno medialne. I tak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki są pieniądze na podwyżki dla pielęgniarek, jednorazowy dodatek dla emerytów i obniżenie wieku emerytalnego, wcześniej – przed wyborami prezydenckimi – zadbano o pracujących rodziców i umowy terminowe. Nie zapomniano też o uregulowaniu zawodu psychologa, przedsiębiorczych matkach etc. Jak widać – dla każdego coś miłego. Jestem już znużona tym trwającym od dłuższego czasu wyborczym wysypem pomysłów. Tym bardziej że część z nich nie ma szans na realizację, o czym politycy świetnie wiedzą. Jeśli prace nad projektami nie zostaną zakończone przed zakończeniem kadencji Sejmu, to zgodnie z zasadą dyskontynuacji trafią do kosza. I tak stanie się z projektem ustawy obniżającej wiek emerytalny. Taki sam los spotka założenia do ustawy regulujące pracę psychologów. Po co je więc zgłoszono? Obie te propozycje – pierwsza zgłoszona przez prezydenta Dudę, druga przez Ministerstwo Pracy – to przede wszystkim zwykły element gry wyborczej, a nie szczera próba rozwiązania problemu.
Mam też wątpliwości co do jakości ostatnio zgłoszonych projektów aktów. Bo nawet pracując bez czasowego bata, nasi politycy potrafią nas uraczyć legislacyjnymi gniotami. Niestety, granice zdrowego rozsądku zdają się obecnie nie istnieć. Teraz liczą się szybkie doraźne rozwiązania, a przebudzenie przyjdzie dopiero po wyborach.