Ładne mieszkanie? Nie, to nieważne. Różnica jest tylko w pieniądzach. I czy kłótni jakichś nie będzie – mówi Larysa, jedna z setek, a może tysięcy Ukrainek, które po cichu, w szarej strefie, stają się nową grupą zawodową w Polsce. Tanimi, nielegalnymi opiekunkami osób starszych.
Halina wygląda raczej na 58 lat, nie bardzo ma ochotę ani na kawę, ani na herbatę, wreszcie zgadza się namawiana napić w pizzerii, w której siadamy, soku. – Ja tu mieszkam obok, to nie jestem spragniona – tłumaczy się. – Trzy lata w Polsce pracuję, trochę na malinach i borówkach, ale teraz to głównie przy starszych osobach. Pierwsza była pani Maria. No źle u niej nie było, ale szybko zmarła. Po trzech miesiącach. A potem to tu, w pobliżu, trafiłam do pani Ani. O, to dobra kobieta była, dobra – opowiada.
– To dlaczego pani u niej nie pracuje?
– A ona też już zmarła. 87 lat miała. Ja tam u niej ponad dwa lata byłam. Parkinsona miała, to i trzeba się nią było mocno zajmować. Gotowałam jej, ale ona zawsze mnie pytała, czy ja też zjadłam. Zakupy robiłam i zawsze wszystko z rachunkami przynosiłam. Bo ja zawsze, wie pani, biorę paragony, ze mną nie ma, że jakieś
pieniądze znikną. Leki jak pokazane dawałam, na spacery do parku chodziłyśmy. Pani Ania taką była kiedyś redaktorką od książek.
– W wydawnictwie pracowała?
– O, tak, tak właśnie, i zawsze, do końca, bardzo dużo czytała i mnie dawała do czytania. Dobra była. Jak ja się spłakałam na pogrzebie.
– Nie było z nią jakichś problemów albo z jej rodziną, dziećmi?
– Oj, wie pani, ona nie miała męża, dzieci, taka właściwie samiutka na te stare lata została. Mnie to znalazł syn jej siostry i jego żona. Oni nawet się nią trochę zajmowali, opiekowali, ale potem to już rzadko wpadali. Sama taka była, to i przywiązała się bardzo. Ja zresztą też. Tęskno mi do niej.
„Ukrainka z zamieszkaniem lat 48 poszukuje pracy jako opiekunka osoby starszej, pomoc domowa. Podam leki, zrobię zakupy, ugotuję. Posiadam doświadczenie. Jestem odpowiedzialna i bez nałogów”.
Kobieta wyciąga komórkę i pokazuje wspólne zdjęcie przy bożonarodzeniowym stole. Obok siebie: siwa, starsza, przygarbiona, elegancko ubrana pani i uśmiechnięta Halina. Pokazuje następne zdjęcia: syn, 26 lat, pracuje w Polsce na budowach, w pobliżu Lublina i córka, 25 lat, została na Ukrainie. Oboje mają po jednym dziecku: 5- i 6-latka, ze zdjęć śmieją się wesoło blond chłopcy. – Nie tęskni pani za dziećmi i wnukami?
– A pewnie, że tęsknię. Ale jeżdżę do nich co dwa–trzy miesiące, bo wizę muszę odnawiać. Wsiadam w bus do Lublina, a potem do Lwowa, kilkanaście godzin podróży w jedną stronę, potem tam dwa–trzy dni i wracam. Dlatego co pewien czas muszę mieć pięć dni wolnego. Ale w tygodniu mogę już cały czas pracować, to znaczy chciałabym choć jeden dzień wolny, ale jeżeli się nie da, to trudno. Dam radę. Biorę dwa tysiące złotych. Za dużo? No, tysiąc osiemset może być. Ale, wie pani, ja mam teraz trzy propozycje pracy. Jedną tu, w Warszawie, na Starym Mieście, do takiego starego małżeństwa, drugą do jakiegoś chorego, sparaliżowanego pana i jeszcze jedną aż do Wrocławia. Tylko że tam to daleko, gdzie ja tak będę jeździć. A do tego pana po udarze to się boję, bo on sparaliżowany, to ciężko będzie się nim opiekować, myć, ubierać.
– A teraz gdzie pani mieszka?
– Ja u pani Ani cały czas. Ona miesiąc temu zmarła, ale jej bratanek pozwolił zostać, aż nową pracę znajdę – Halina wyciąga klucz do mieszkania. – Nie, nie boją się, że coś wyniosę. Ja, wie pani, uczciwa jestem, oni mnie już znają, to wiedzą. Zresztą jak mi się zapłaci, mam
mieszkanie, jedzenie, to na co miałabym jeszcze kraść.
– Nie chce pani wracać na Ukrainę?
– A do czego tam wracać? Tam teraz wojna.
– We Lwowie to chyba nie...
– No niby nie, ale biednie, dużo tych ludzi, co uciekli, pracy nie ma. Córka pracuje w szkole i zarabia na polskie 500 zł, gdyby nie pieniądze ode mnie, to bieda by była. A tu mi dobrze, trochę Warszawę zwiedziłam. Z panią Anią w Łazienkach byłyśmy, w Wilanowie, po parkach chodziłyśmy. A teraz pracuję z taką znajomą przy sprzątaniu, nie jest źle, ale
praca bardzo ciężka i taka.. no, dziś jest, a jutro nie wiadomo – mówi i opowiada o mieszkaniu, gdzie niby wszystko w porządku było i posprzątane ładnie, ale właściciele nagle stwierdzili, że za słabo umyła zewnętrzne parapety i chcieli zapłacić jej tylko połowę z umówionych 120 złotych. – Ale są i dobrzy ludzie. Jedna pani, u której sprzątamy, wpadła na pomysł, bym dała w internecie ogłoszenie, napisała je dla mnie i trochę ludzi dzwoni – opowiada. – Jak pani myśli, mam jechać do tego Wrocławia? Tam by praca lżejsza była, bo tylko jedna starsza pani. Czy tu zostać? Tam chcą, bym od razu przyjechała i chcą mi 1700 zł płacić. No, mniej niż w Warszawie, ale mówią, że tam jest taniej.
28 913 zezwoleń na pracę dla Ukraińców wydano w ubiegłym roku w Polsce. Ile z nich trafiło do kobiet zatrudnionych w opiece nad osobami starszymi, nikt nie wie. Ale raczej niewiele. Obdzwoniłam kilkanaście ogłoszeń zarówno osób poszukujących opiekunki, jak i Ukrainek szukających takiej pracy. Nikt nawet nie wspomniał o umowie, wszyscy z góry zakładali pracę na czarno.
Niewysoka, ciemne włosy, biała bluzka w grochy, wygląda na trochę młodszą niż 33 lata, które mówi, że ma.
– Naprawdę pracowała pani ze starszymi osobami, opiekowała się nimi, myła, pomagała przebierać się, prowadziła do łazienki? Nie boi się pani takiej pracy?
– Pracowałam, pracowałam. Ja tu już 11 lat mieszkam. Pracowałam i u starszych pań, i u panów, i sprzedawałam w sklepikach, i sprzątałam. W cukierni pracowałam. Bo ja to cukiernikiem jestem – Larysa jest bardzo nieufna, kilka razy dopytuje, czy na pewno nie jestem jakąś urzędniczką.
– Skoro zna się pani na cukiernictwie, to dlaczego chce pani pracować przy starszej osobie?
– Za pracę w cukierni płacili mi – i to za pracę po nockach – 1600 zł. A tu nawet dwa tysiące dostanę i to z mieszkaniem, i jedzeniem. To się bardziej opłaca. A ja rodzinie
pieniądze wysyłam, 30 km od granicy z Polską mieszkają, i odkładam też trochę. Wie pani, mam męża, to Polak, w Łodzi pracuje na budowach. Chcielibyśmy za jakiś czas razem zamieszkać, mieszkanie wynająć.
– O, to pani może na umowie pracować. Skoro ma pani męża, to pewnie i kartę stałego pobytu.
– No mogę, ale na umowie to nikt nie chce zatrudniać. Bo musieliby podatki płacić i do ZUS zgłosić, a bez umowy taniej. Wolą mi 100 czy 200 zł więcej zapłacić.
– Mam znajomą, szuka pomocy do opieki nad starszą, chorą mamą. Nie może z nią zamieszkać, a to ładne mieszkanie, własny pokój, z telewizorem, z własną łazienką. Miałaby pani dobre warunki.
Larysa śmieje się. – Mieszkanie nie ma różnicy. Różnica jest w pieniądzach. Mnie nie interesuje, czy pokój ładny. No i różnica, czy kłótni by nie było, czy nie byłoby straszenia mnie, awanturowania się. A ta pani starsza to dużo telewizji ogląda?
– Nie wiem, a dlaczego pani pyta?
– Bo nie lubię, jak tak głośno gra. Ostatnio pani, u której pracowałam, słuchała dzień i noc na cały głos, bo tak... no, nie bardzo słyszała. To źle było, naprawdę, nie wytrzymałam i odeszłam.
– A dużo razy tak pani odchodziła?
– Trochę. Bo ja jak jest źle, to odchodzę. Ja się nie kłócę, nie awanturuję, tylko idę sobie. Jak jeden pan starszy, pan Krzysztof, krzyczał, że zupa była zła i, wie pani, tak trochę się dobierać próbował. Jak córka innej pani mówiła, że za dużo jem, a to nieprawda, bo ja nie jestem jakaś gruba. Jak były awantury o to, że chcę mieć wolną niedzielę i sobotę – to odchodziłam. Ja może i jestem Ukrainka, ale jak ktoś na mnie krzyczy, to nie będę tego słuchała. Mam swoją dumę.
„Jestem Ukrainką, z kilkuletnim doświadczeniem w opiece nad starszym panem w Gdańsku. Moje obowiązki to podawanie leków w wyznaczonych porach, przyrządzanie i podawanie posiłków, sprzątanie domu, pranie, gotowanie i przyrządzanie potraw z kuchni polskiej i ukraińskiej, spacery z podopiecznym, wizyty u lekarza, pomoc w ubieraniu, wzywanie pomocy lekarskiej w nagłych przypadkach, wizyty w szpitalu, pomoc w utrzymaniu higieny, organizowanie spotkań, uroczystości rodzinnych, świąt. Komunikatywna znajomość języka polskiego, zarówno w mowie, rozumieniu i piśmie, pogodne i otwarte na ludzi usposobienie”.
Państwowa Inspekcja Pracy w 2014 r. przeprowadziła kontrolę pracy około 15,5 tys. cudzoziemców, z których aż 9,5 tys. było obywatelami Ukrainy. Stwierdziła 870 przypadków nielegalnego zatrudnienia, w tym 777 Ukraińców. Kontrole w gospodarstwach domowych przeprowadza więcej niż rzadko. Nie wiadomo więc, ilu osób dotyka mobbing, ilu nie dostaje pensji na czas lub w umówionej kwocie.
Pani Sława jest obecnie na Ukrainie, więc można z nią porozmawiać tylko telefoniczne.
– Bardzo ładnie ma to pani ogłoszenie o poszukiwaniu pracy napisane.
– To syn tego pana, u którego pracowałam, mi napisał. Bardzo oni mili – i pan, i jego dzieci. Córka to we Francji mieszka, tam za mąż wyszła i dzieci urodziła. Syn w Polsce, ale osobno, więc pan pomocy potrzebuje, bo już ma ponad 85 lat i nie daje sobie rady ze wszystkim. Ja tam, wie pani, z nim mieszkałam i pracowałam prawie 6 lat. Dobrze mi było, ale za domem się stęskniłam, córce się dziecko rodziło, to chciałam pojechać trochę się zająć, pomóc, zobaczyć, jak wnuczki rosną – pani Sława ma dziś 62 lata i czwórkę wnucząt. – Same dziewczynki: 19, 13, 4 i 2 latka. I wszystkie śliczne – zachwala.
Na Ukrainę do Równego, po pracy w Polsce wróciła prawie trzy lata temu, więc dwie najmłodsze wnuczki pomagała córce wychowywać, podobnie jak i wcześniej te starsze. – Teraz już trochę podrosły, do przedszkola idą, to bym wróciła, popracowała, znowu pieniędzy odłożyła.
Złożyła już wniosek o wizę czasową, w połowie sierpnia będzie mogła przyjechać do Polski. – Tam u was dużo młodych też za pracą wyjeżdża, jak nie za granicę, to do innych miast, rodzice, dziadkowie sami – chorzy, starzy – zostają, to im pomóc trzeba, zaopiekować się, leki przypilnować, gotować. Ja już wprawdzie starsza niż te kilka lat temu, ale wciąż tak pracować mogę – zapewnia.
W Gdańsku zarabiała 400 euro miesięcznie. – Oj, tyle to byłoby dobrze zarobić. Ale jakby trochę mniej, to też się dogadać można. Tam w Gdańsku to oni tacy zamożniejsi byli, to ich było stać na tyle. A teraz Ukrainek więcej do pracy, z tej wojny uciekają do Polski, to i pewnie zarabia się mniej, ale i tak lepiej niż u nas.
– Do tego poprzedniego pracodawcy pani nie chce wrócić?
– Tam już mają kogoś innego, owszem, napisali mi ogłoszenie i mogą za mnie poświadczyć, ale nie mogli tyle lat czekać, aż wrócę.
„Uczciwa bez nalogów, mila zaopiekuje sie starsza osoba z zamieszkaniem, ma dośwjadczenie, poda leki, zrobie zakupy, ugotuje posprzata” (pisownia oryg. – red.).
– Nie boi się pani, że teraz może gorzej trafić? Do trudniejszej pracy, do mniej miłych ludzi?
– Trochę się boję. Różne historie się słyszy. Maria, z którą na zmianę w Gdańsku pracowałam, to opowiadała, że w poprzedniej pracy wydzielali jej, ile może zjeść w ramach pracy. Dziennie były to np. dwie torebki herbaty, cztery kromki chleba i talerz zupy. Nie głodowała, ale to takie upokarzające było. Mam nadzieję, że lepiej trafię. Zresztą to i tak nie na długo, bo wizę się na 180 dni zazwyczaj dostaje, a potem trzeba wracać i o nową wystąpić. Dzięki temu nawet jak już pojadę do pracy, to wciąż będę wpadała i oglądała, jak mi wnusie rosną – wzdycha Sława.
Proces starzenia się społeczeństwa będzie przebiegał w Polsce najgwałtowniej spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Dane Eurostatu pokazują, że w 2020 r. osoby po 60. roku życia będą stanowić blisko 25 proc. ludności polskiego społeczeństwa, a prognoza ludności opracowana przez GUS szacuje się, że w roku 2030 r. liczba osób w wieku 85 lat i więcej może sięgać prawie 800 tys.
Olga przychodzi na spotkanie z koleżanką Mariną. – Za słabo mówię po polsku. Ale się uczę, będzie lepiej, Marina nam pomoże porozmawiać – mówi mocno łamaną polszczyzną, w końcu dopiero pół roku temu przyjechała, a raczej uciekła ze wschodniej Ukrainy, z Donbasu. – Sami wiecie, jak tam jest, wojna. Spakowałam któregoś dnia rodzinę i do Lwowa wyjechaliśmy, do mojego brata. Tam u niego jednak i ciasno, i pracę nie bardzo szło znaleźć, to do Polski postanowiłam przyjechać. Wizę wyrobiłam i jestem. To już właściwie druga wiza. Najpierw to na polu pracowałam, ale choć mam dopiero 43 lata, to nie dałam rady wytrzymać. 10–12 godzin pracy za 50 zł przy zbiorze truskawek, rzodkiewek, obiad był mały, zazwyczaj herbata i kanapka lub dwie. Zaczęłam więc szukać pracy przy sprzątaniu, to już lepsze, ale wynajęcie mieszkania jest bardzo drogie – szybko opowiada i co chwilę zerka na zegarek.
– Spieszy się gdzieś pani?
– Trochę. Do domu jestem umówiona zadzwonić za pół godziny, bo córka ma mieć wyniki egzaminu. Dowiem się, czy na studia się dostała.
– Na medycynę. Na lekarza chce iść. Dobra z niej uczennica, pilna, ale na takie studia to trudno, a tu jeszcze w klasie maturalnej szkołę zmieniała. Ale nic, jak się nie dostanie, to za rok spróbuje, ja tu pracować będę, żeby jej pomóc. Sama zresztą też w szpitalu pracowałam jako pielęgniarka. Chorymi, starymi ludźmi się opiekowałam, to pomyślałam, że może taką pracą bym się tu zajęła – Olga wyciąga dokumenty potwierdzające, że ma wykształcenie pielęgniarskie.
– A nie obawia się pani, że bez znajomości polskiego trudno będzie się z seniorami dogadać? No i praca w szpitalu to jednak inaczej niż w domu z niedołężnym człowiekiem...
– Starsi ludzie tu u was rosyjski znają, to jakoś się porozumiemy – śmieje się, ale po chwili poważnieje. – A co to opieka nad starszym człowiekiem, to wiem. Moja mama ma ponad 70 lat i jest po wylewie, częściowo sparaliżowana od czterech lat. Mieszka ze mną i opiekowałam się nią, to wiem wszystko, jak trzeba robić. Teraz brat i moja córka się nią zajmują.
– Ale tu się będzie pani zajmować obcym człowiekiem.
– No tak, taki los. Zresztą jedna z pań, która do mnie dzwoniła, sama jeździ do pracy do Niemiec i nie ma z kim zostawić swojego starego ojca.
Według badań Niemieckiego Instytutu Badań Stosowanych nad Opieką Zdrowotną, 1,5 mln ludzi w Niemczech korzysta z opieki w domu, 10 proc. opiekunek to Polki. Badanie heskiego ministerstwa ds. socjalnych mówi o 200 tys. do pół miliona nielegalnie zatrudnionych opiekunek. Ile Ukrainek pracuje w Polsce, także na czarno, w opiece nad osobami starszymi, nie wiadomo. Brakuje nawet ogólnych szacunków.
Różne historie się słyszy. Maria, z którą na zmianę w Gdańsku pracowałam, to opowiadała, że w poprzedniej pracy wydzielali jej, ile może zjeść w ramach pracy. Dziennie były to np. dwie torebki herbaty, cztery kromki chleba i talerz zupy. Nie głodowała, ale to takie upokarzające było. Mam nadzieję, że lepiej trafię – opowiada Sława
„Ukrainka poszukuje pracy w Warszawie z zamieszkaniem w opiekowaniu się osobą starszą, chorą. Posiada długoletnie doświadczenie i referencje. Wykonuje wszystkie prace związane z chorą osobą jak dbanie o higienę osobistą, sprzątanie, pranie, gotowanie posiłków, zakupy itp.”.