Zawierane w przeszłości tzw. porozumienia okołoprywatyzacyjne, zwane też pakietami socjalnymi, z jednej strony otwierały pokojową drogę do prywatyzacji przedsiębiorstw, z drugiej zaś niejednokrotne na długie lata zamykały drogę do zmian w polityce zatrudnieniowej – od kształtowania wielkości i struktury zatrudnienia stosownie do potrzeb, poprzez wymagania stawiane pracownikom, rozwijanie motywacyjnej funkcji płac, po sprawy związane z organizacją pracy.
W efekcie powstawały enklawy odcięte od rzeczywistości współczesnego rynku, a nad objętymi silnymi gwarancjami zatrudnieniowymi pracownikami w miarę upływu czasu wisiało coraz bliższe i realne widmo końca epoki bezpieczeństwa socjalnego i nierzadko przykre zderzenie z realiami zatrudnienia w firmie działającej w silnym otoczeniu konkurencyjnym. To z kolei mogło prowadzić i prowadzi do identyfikowania wyższych wymagań stawianych pracownikom z mobbingiem i innymi niepożądanymi zjawiskami w środowisku pracy.
Wyższa dyscyplina i efektywność pracy (m.in. za sprawą likwidacji rezerw kadrowych rodem z poprzedniej epoki), niewspółmiernie lepsze wykorzystanie czasu pracy, odejście od egalitaryzmu płacowego na rzecz powiązania wynagrodzeń z jakością i efektywnością pracy, konieczność spełniania różnych oczekiwań pracodawców wymagających niemal ustawicznego podnoszenia kwalifikacji zawodowych – to dla wielu osób (dla których rzeczywistość stworzona przez pakiety była wykładnikiem tego, jak powinno być, czyli tego, co jest normalne) są warunki, z którymi trudno im się pogodzić. Tym większy to problem, że wiele branż, w których interesów pracowników pilnowały silne związki zawodowe, a państwowy właściciel w imię świętego spokoju godził się na różne, czasami wręcz księżycowe gwarancje zatrudnieniowe (np. energetyka), podlega głębokim przeobrażeniom. Dla wielu pracowników oznacza to bolesny kontakt z rzeczywistością.
Dopiero teraz widać, jak krótkowzroczna była to polityka, a zakonserwowanie stosunków pracy uczyniło niektórych pracowników z pakietową przeszłością bezradnymi na rynku pracy, a tych, którzy zachowali pracę – wyjątkowo wrażliwymi na zmiany w firmie. Przekonują się o tym niemal na co dzień przedsiębiorstwa, w których okres obowiązywania pakietu minął i rozpoczęła się droga do normalności. Celowo akcentuję tę normalność, postanowienia bowiem większości znanych mi pakietów, np. zakazujące wypowiadania umów o pracę bez względu na przyczyny przez kilka a nawet kilkanaście lat, aczkolwiek mile widziane przez objętych takim przywilejem, to jednak mają wszelkie znamiona kolizji ze zdrowym rozsądkiem. Trzeba naprawdę dobrej komunikacji w firmie i wyjątkowego wyczucia ze strony menedżerów, aby zmiany wprowadzać skutecznie i minimalizować powstawanie konfliktów na tym tle.
W pewnej firmie w ramach przeprowadzanych zmian konsolidowano stanowiska pracy. Jednym z efektów było wykorzystywanie czasu pracy na... pracę, ktorą trzeba było planować, wykonywać na bieżąco. Wolnych chwil było coraz mniej. Nawet nie można było postawić sobie pasjansa, który w pewnym momencie (ku oburzeniu niektórych) zniknął z ekranów monitorów. Proces odhumanizowania pracy postępował. Dotychczasowe ciepłe, miękkie otoczenie i poczucie bezpieczeństwa gdzieś umknęło. W odbiorze części pracowników firma wkroczyła w epokę bezwzględnego wyzysku, a zaistniałe zmiany to nic innego jak objawy klasycznego mobbingu w środowisku pracy. Słowem – typowe objawy szoku popakietowego.