Inflacja czy rosnące koszty nie są zjawiskami, które wpędzą rynek pracy w długotrwały kryzys. Najważniejszym wyzwaniem będzie demografia - mówi w rozmowie z DGP Stefano Colli-Lanzi, prezes grupy GI zajmującej się pośrednictwem pracy, w Polsce głównego akcjonariusza GI Group Poland (dawniej Work Service).
Inflacja czy rosnące koszty nie są zjawiskami, które wpędzą rynek pracy w długotrwały kryzys. Najważniejszym wyzwaniem będzie demografia - mówi w rozmowie z DGP Stefano Colli-Lanzi, prezes grupy GI zajmującej się pośrednictwem pracy, w Polsce głównego akcjonariusza GI Group Poland (dawniej Work Service).
Światowa gospodarka jest rozpędzona, ale widać niepokojące zjawiska, z wysoką inflacją na czele. Jakie są największe problemy na rynku pracy?
Widzimy wiele nakładających się na siebie trendów, które są rezultatem pandemii. Część z nich faktycznie może nieco utrudnić spokojny wzrost gospodarki i tym samym powrót do stanu sprzed COVID-19, również na rynku pracy. Trzeba jednak pamiętać, że to turbulencje, które nie są efektem normalnego cyklu gospodarczego. Skutkiem wstrząsów związanych z pandemią są dysproporcje w tempie rozwoju poszczególnych państw - jedne już wróciły na ścieżkę wzrostu i rozwijają się nawet szybciej niż wcześniej, inne wciąż borykają się ze skutkami „koronakryzysu”.
Jak przekłada się to na zatrudnienie?
Rynek pracy bardzo się zmienił w zależności od tego, w jakim położeniu znajduje się dany kraj. Nie chodzi tylko o zachowania przedsiębiorstw. Wiele rynków rozwijających się gospodarek, m.in. Polski, dojrzało. Przemiany technologiczne spowodowały, że inne są też wymagania pracodawców, wymagają od zatrudnionych innych kompetencji. Dziś pracownicy muszą być jeszcze bardziej otwarci na nowe umiejętności, odnajdywać się w nowych sytuacjach. Nabywanie nowych umiejętności musi się stać jeszcze szybsze, tak by na bieżąco zaspokajać potrzeby rozwijających się przedsiębiorstw. Jednocześnie pracownicy więcej oczekują od swoich pracodawców - liczą np. na większą elastyczność. To trendy, do których będą musieli się dostosować zarówno pracownicy, jak i pracodawcy.
Które kompetencje są dziś ważniejsze niż przed pandemią?
Pandemia przyspieszyła rozwój cyfryzacji przedsiębiorstw - a to sprawia, że problemy może mieć wiele osób wykonujących dziś proste prace, które będą mogły być automatyzowane.
Dotyczy to przede wszystkim prac fizycznych. We Włoszech aktualnie przez platformy online zarządzamy pracą 95 proc. pracowników tymczasowych. Przed pandemią było to jedynie 40 proc. Podobnie dzieje się w innych branżach. Pracownicy będą musieli się doskonalić - bez nowych kompetencji będą mieli coraz większy kłopot, by odnaleźć się na współczesnym rynku pracy. Coraz większą rolę odgrywa efektywność, a więc liczy się nie sama obecność w pracy, lecz wyniki.
Ponadto niedobory pracowników spowodują, że będą ogromne inwestycje w szkolenia. W przeszłości łatwiej było wymienić pracownika. Teraz nie będzie nawet na kogo, więc podnoszenie kwalifikacji obecnego personelu stanie się jeszcze bardziej powszechne.
Co będzie większym zmartwieniem przedsiębiorców: inflacja czy brak pracowników?
Uważam, że inflacja czy rosnące koszty nie są zjawiskami, które wpędzą rynek pracy w długotrwały kryzys. Moim zdaniem najważniejszym wyzwaniem będzie to, co paradoksalnie pandemia czasowo przykryła. Głównym problemem będzie poradzenie sobie z niekorzystną tendencją demograficzną. COVID-19 wygasił albo spowolnił aktywność wielu przedsiębiorstw, przez co niedobory personelu stały się mniej widoczne. Ale to już przemijające zjawisko. We Włoszech widzimy już, że na rynek pracy wchodzi coraz mniej młodych osób, a to sprawia, że coraz częściej borykamy się z brakiem pewnych kompetencji.
Jak to wygląda w Polsce?
W Polsce czy w Niemczech może to być mniej dostrzegalne, ponieważ wciąż następuje w tych państwach duży napływ pracowników z zewnątrz. Dziś dostarcza ich przede wszystkim Ukraina. Fakt, że wiele osób stamtąd trafia właśnie do Polski, to wielki atut waszego kraju. Spodziewam się, że czeka nas również rosnąca liczba przybyszów z innych kierunków. Europa potrzebuje wielu ludzi, którzy będą mogli zapewnić dalszy rozwój tutejszym firmom. By jednak móc to zrobić, będą musieli mieć odpowiednie kompetencje. Bez nich kłopoty mogą mieć również ci, którzy już są na europejskich rynkach pracy.
Europa obecnie raczej broni się przed napływem imigrantów.
Miliony ludzi bez kontroli, bez kwalifikacji i pomysłu na siebie mogłoby być dużym wyzwaniem dla poszczególnych państw. Dlatego muszą one zadbać o siłę roboczą, która będzie mogła dalej rozwijać ich gospodarki. W przybyszach widzę więcej szans niż zagrożeń. Trzeba zarządzać migracją rozsądnie i z myślą o gospodarce.
Młodzi ludzie mają dziś łatwiejsze wejście na rynek pracy niż ich starsi koledzy czy wręcz odwrotnie?
Młodzi ludzie są często technologicznie zaawansowani, łatwiej im też dostosować się do oczekiwanej przez pracodawców elastyczności. Są otwarci na nowe doświadczenia, choć zdają się być bardziej wahliwi, co również może negatywnie wpływać na działalność firm. Mimo wszystko uważam, że przyspieszenie zmian to szansa dla młodych ludzi na rynku pracy. W obecnej sytuacji cyfrowego skoku ich atuty są jeszcze bardziej widoczne niż wcześniej.
Zamknięcie takich sektorów jak gastronomia czy rozrywka oznacza jednak ograniczenie możliwości.
Ograniczanie działalności takich przedsiębiorstw jest krótkoterminowe. Nawet jeśli część z nich potrzebuje trochę czasu, to prędzej czy później wróci do dawnej działalności. Część młodych ludzi może mieć chwilowe kłopoty z odnalezieniem się na rynku pracy na skutek zawieszenia niektórych branż, ale nie będzie miało to trwałego charakteru. Procesy, które przyspieszyła pandemia, są natomiast trwałe.
Wrócę jeszcze do inflacji i rosnących stóp procentowych - to zjawiska, które muszą się odbić znacząco na rynku pracy.
Inflacja to wynik ogromnych wydatków na ratowanie gospodarki w okresie jej zamrożenia. W dalszej kolejności to również efekt podwyższanych płac i ogólnego odbicia aktywności. I choć oczywiście np. wysokie ceny energii czy drożejące towary w sklepach mogą się dawać we znaki, to uważam to za krótkoterminowe zjawisko. Pandemia mogła przynieść dużo większe straty gospodarcze niż inflacja, którą obserwujemy. Spodziewam się, że kolejne lata upłyną pod znakiem zadowalającego wzrostu gospodarczego. Stopy procentowe to druga strona tego samego medalu. Nie sądzę, żeby zahamowały inwestycje i tym samym stanowiły długoterminowo utrudnienie na rynku pracy. Wszystko, co się dziś dzieje, wciąż pozostaje pod kontrolą, nie należy popadać w panikę.
To, że inflacja może napędzać oczekiwania płacowe, nie jest problemem?
Pensje będą wzrastać nie tylko na skutek inflacji, lecz także wkładu pracy w wartość dodaną - właśnie za sprawą nowych kompetencji, które będą musieli zdobywać pracownicy. W dłuższej perspektywie technologia pozwoli nam tworzyć coraz bardziej wyspecjalizowane miejsca pracy, a usuwać te najprostsze - praca stanie się wydajniejsza. To silniejszy trend niż obecnie występująca inflacja.
Jaki z państwa perspektywy, jako firmy działającej na polskim rynku pracy, może mieć wpływ na jego kształt wprowadzony właśnie Polski Ład?
Nie chcę komentować szczegółów, jednak to interesujące, że w Polsce widać tendencję do podnoszenia płac osób na najniższych stanowiskach. Ludzie stają się coraz ważniejsi, a pracownicy fizyczni otrzymują coraz więcej. W takich zmianach trzeba być jednak ostrożnym, by nie zabijać kreatywności. No i inflacja spowodowana nagłym wzrostem zarobków faktycznie może stać się problemem.
W Polsce Grupa GI chce opuścić giełdę. Dlaczego?
Na całym świecie nie korzystamy z giełdy w poszukiwaniu finansowania i Polska była na tym tle dotychczas wyjątkiem. Nie ma powodu, by pozostawać na parkiecie - nasza strategia nie wymaga takich instrumentów. Podczas ostatniego nadzwyczajnego walnego zgromadzenia, które odbyło się 21 stycznia, został złożony formalny wniosek o wycofanie spółki z obrotu giełdowego i wniosek ten został przyjęty.
Co z mniejszymi akcjonariuszami, którzy mogą czuć się poszkodowani?
Obecnie ich udziały są niewielkie. Mają okazję sprzedać swoje akcje za 15 proc. więcej, niż wynosiła średnia cena z ostatnich siedmiu miesięcy. Uważamy, że to uczciwa stawka, która nie działa na ich szkodę.
Rozmawiał Grzegorz Kowalczyk
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama