Statystyczny bezrobotny szuka pracy prawie 13 miesięcy. Patrząc wstecz, trwa to coraz dłużej, bo w II kw. 2014 r. zajmowało o prawie 10 proc. więcej czasu niż przed rokiem. – Ludzka cierpliwość ma swoje granice – mówi Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP, tłumacząc ludzi, którzy popadają w marazm i rezygnują ze starań o posadę.
Statystyczny bezrobotny szuka pracy prawie 13 miesięcy. Patrząc wstecz, trwa to coraz dłużej, bo w II kw. 2014 r. zajmowało o prawie 10 proc. więcej czasu niż przed rokiem. – Ludzka cierpliwość ma swoje granice – mówi Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP, tłumacząc ludzi, którzy popadają w marazm i rezygnują ze starań o posadę.
Na koniec II kw. takich osób było aż 527 tys. Nie robili nic, aby znaleźć płatne zajęcie, nawet w szarej strefie – wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności prowadzonych przez GUS. To liczba o 11 tys. mniejsza niż przed rokiem, ale jak twierdzi Karolina Sędzimir, poprawa jest nieznaczna, ponieważ w gospodarce wciąż powstaje stosunkowo mało miejsc pracy.
Powodów bierności zawodowej jest więcej. Część bezrobotnych zrezygnowała ze starań o płatne zajęcie, bo uznała, że wyczerpała już wszystkie możliwości. Innych zniechęciły bardzo niskie wynagrodzenia w dostępnych ofertach pracy, zwłaszcza w pośredniakach. – Nie za każde pieniądze są gotowi podjąć pracę – tłumaczy Sędzimir. Dotyczy to zwłaszcza osób w średnim i starszym wieku, które wcześniej zarabiały dość dużo. Wolą żyć z wcześniej zgromadzonych oszczędności albo pozostawać na utrzymaniu rodziny lub korzystać z pomocy społecznej. Z drugiej strony pracodawcy często niechętnie zatrudniają starszych pracowników. Wolą młodsze osoby, bo nie dość, że są na ogół tańsze, to jeszcze – zdaniem niektórych, korzystnie wpływają na wizerunek firmy. Nie jest więc przypadkowe, że w I kw. wśród osób zniechęconych bezskutecznością poszukiwania pracy aż 63 proc. było w wieku 45–64 lata.
Są i tacy, którzy zrezygnowali z poszukiwań nie tylko w wyniku własnych doświadczeń, ale także jałowych wysiłków ich znajomych.
Co ważne, wśród zniechęconych aż 64 proc. to osoby po szkole zawodowej oraz po gimnazjum, podstawówce lub z nieukończoną szkołą podstawową. Ich problemy mogą się więc wiązać z niskimi kwalifikacjami, które nie są dostosowane do ofert na lokalnych rynkach pracy.
W sumie bezrobocie jest większe, niż wynika to z oficjalnych statystyk. Jeśli do prawie 1,6 mln bezrobotnych (według BAEL) doliczy się ponad 500 tys. tych, którzy stracili wiarę w znalezienie zatrudnienia, to okaże się, że w II kw. mieliśmy 2,1 mln osób, które nie miały nawet krótkotrwałego zajęcia choćby w szarej strefie gospodarki, bo jeśli ktoś pracuje zaledwie godzinę w tygodniu, to nie jest już zaliczany do bezrobotnych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama