W zeszłym roku już niemal co dziesiąta rodzina robotnicza żyła poniżej granicy skrajnego ubóstwa. Oznacza to wzrost o 1,5 pkt proc. w ciągu zaledwie dwóch lat. W tym czasie odsetek skrajnie biednych rodzin nierobotniczych zwiększył się dwukrotnie, osiągając 2 proc. – W tym roku biedy mogło jeszcze trochę przybyć – ocenia prof. Henryk Domański, socjolog z PAN. Jego zdaniem jest ona zdeterminowana przez sytuację ekonomiczną kraju.
Minimum egzystencji stosowane do tego typu obliczeń wynosi przy tym zaledwie 1401 zł w przypadku czteroosobowych gospodarstw domowych (z dwójką dzieci do 14. roku życia). W gospodarstwach jednoosobowych jest to zaledwie 519 zł. Przy wyliczaniu tej kwoty uwzględnia się jedynie wydatki związane z zaspokojeniem najbardziej niezbędnych potrzeb związanych ze skromnym wyżywieniem oraz utrzymaniem małego mieszkania. Minimum egzystencji nie obejmuje zaś żadnych wydatków związanych z wykonywaniem pracy zawodowej, komunikacją, kulturą i wypoczynkiem, nawet ponoszenia opłat za telewizję.
Biedy przybyło też ze względu na wzrost bezrobocia. We wrześniu zarejestrowana armia osób bez pracy była o ponad 100 tys. większa niż przed rokiem. W tej sytuacji pracodawcy mogą oferować niskie wynagrodzenia, ponieważ chętni do pracy stoją w bardzo długiej kolejce. Ubóstwo gości przede wszystkim w rodzinach osób o niskim poziomie wykształcenia, pracujących na stanowiskach robotniczych.
Coraz uboższe są też rodziny pracowników niebędących robotnikami. – Dotyczy to przede wszystkim osób z dyplomem wyższej uczelni, które są u progu kariery zawodowej, bez stabilnego zatrudnienia. Odbywają one staże albo wykonują niskopłatne prace, aby zdobyć doświadczenie zawodowe – twierdzi dr Piotr Broda-Wysocki z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Dodaje, że w związku z eksplozją edukacji na poziomie wyższym nastąpiła też pewna dewaluacja wartości tego wykształcenia. – W związku z tym samo posiadanie dyplomu wyższej uczelni już nie gwarantuje sukcesu ekonomicznego – podkreśla dr Broda-Wysocki.
Ubóstwo pracowników nie jest wyłącznie efektem niskich zarobków. Może się na przykład wiązać z dużą liczbą osób w gospodarstwie domowym, wobec czego koszty utrzymania są wyższe niż w przypadku małych rodzin. Potwierdzają to dane GUS. W ubiegłym roku w skrajnym ubóstwie żyło 26,6 proc. rodzin z co najmniej czwórką dzieci na utrzymaniu. – Z takiej biedy można jednak wyjść – uważa prof. Domański. Według niego prawdziwa bieda zaczyna się wtedy, gdy człowiek traci pracę i nie może znaleźć nowej przez kilka kolejnych lat, przez co zaczyna przekazywać postawy związane z bezrobociem i ubóstwem swoim dzieciom. – Niestety, dziedziczenie biedy pogłębia się w Polsce niezależnie od sytuacji makroekonomicznej kraju – podkreśla prof. Domański.
Komentarze(23)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszez doswiadczeni handlowego:"kochaniutka daj mi 2 buleczki,4 piwa i 2 paczki kiepow".i tak codziennie.
serce sie kroilo. dla dziecka na lizaka nie bylo !
segregacja polega na tym -jest bieda to musi byc menelstwo.
znam rodziny bez nalogow zyjace na skraju biedy.zyja godnie.bo chca.
Europosłowanie daje solidną i pewną Euroemeryturę. Osobiście nie znam nikogo kto będąc członkiem PZPR czy nowych Partii by klepał biedę.
- Bo tak:
Był sobie robotnik przodująca klasa
Miał stałą robotę i miał na pół basa
A jeszcze do tego za niewiele kasy
Mógł dostać mieszkanie i jechać na wczasy
Strajkował wiecował wojował z komuną
Wznosił palce w górę śpiewał "mury runą"
W salonach mówiono "ciemny lud to kupi"
Bo polski robotnik jest wielki i głupi
I mury runęły bez większego huku
Trochę go przygniotły znalazł się na bruku
Tak oto zostali zdradzeni o świcie
A w salonach dalej salonowe życie.
Ale za to zbędne i kosztowne stadiony rosną jak grzyby po deszczu. To samo jest z budową wszelkiego typu przybytków kultury, muzyki. A ludzie nie mają co do gęby włożyć. A podatek podatkiem pogania...
Mówi się, że ojczyzna jest tam, gdzie jest nam dobrze. Gdzie chlebek można posmarować.