Włożę jednak łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Po pierwsze, plan reformy działania urzędów pracy może okazać się wydmuszką. Po drugie, mamy do czynienia z niską skutecznością instrumentów aktywizacji bezrobotnych. Po trzecie, należałoby uruchomić więcej pieniędzy z Funduszu Pracy. Resort pracy wskazuje, że trzeba dostosować system kształcenia do potrzeb rynku, położyć większy nacisk na doradztwo zawodowe. Zgodnie z wymogami UE urzędy pracy będą miały cztery miesiące od zarejestrowania bezrobotnego na przedstawienie mu oferty pracy lub aktywizacji zawodowej. Osoby poniżej 30. roku życia mają być też objęte opieką indywidualnego doradcy, a pracodawcy zatrudniający młodych – zwolnieni z niektórych składek.
Pytanie tylko, czy te deklaracje nie pozostaną na papierze. Takie działania wymagają przede wszystkim pieniędzy. W przyszłym roku w Funduszu Pracy (składają się na niego pracodawcy) będzie o 1 mld zł więcej. Tyle że na faktyczną walkę z bezrobociem zostanie z tego przeznaczone 300 mln zł. To może zaś skutecznie blokować działania pośredniaków. W efekcie zamiast szybkiej pomocy bezrobotni, ci faktycznie zainteresowani poszukiwaniem zatrudnienia, zyskają efektowne deklaracje, a nie rzeczywiste wsparcie.