Gdy Południe traci, Niemcy zarabiają
Poza wzrostem bezrobocia najbardziej widocznym objawem kurczenia się rynków pracy był wzrost emigracji. Portugalczycy zaczęli np. szukać szczęścia w swoich dawnych koloniach – Angoli czy Brazylii. Problem ten w sposób szczególny dotknął i tak słabo zaludnionych państw bałtyckich. Najbardziej pesymistyczne dane dotyczą Łotwy, gdzie rząd ratując się przed największym spadkiem PKB w powojennej historii świata zachodniego, ciął etaty we wszystkich segmentach budżetówki – pracuje obecnie 871 tys. osób. W 2008 r. było ich niemal 1,1 mln.
– Liczba zatrudnionych na Litwie spadła ogółem o 16 proc., a w sektorze budowlanym aż o 47,1 proc. Znaczna część tych ludzi wyemigrowała w okolicach 2010 r. do Irlandii i Wielkiej Brytanii. Gdyby nie wyjechali, mielibyśmy dziś 21-proc., a nie 12-proc. bezrobocie – mówi nam Żygimantas Mauricas, główny ekonomista litewskiego oddziału Nordei. Litwini i Łotysze poważnie zastanawiają się, czy w perspektywie kilku pokoleń obu narodom nie grozi wymarcie.
Na drugim biegunie znalazły się Niemcy (pomijamy tu niewielkie rynki Luksemburga i Malty). To kolejny dowód na to, że kryzys strefy euro i wymuszone cięcia na europejskim Południu dla niemieckiej gospodarki okazały się w pewnym aspekcie korzystne. Dzięki wzrostowi konkurencyjności wywołanemu spadkiem wartości euro Berlin wyeksportował własne bezrobocie za granicę.
Słabnące euro było wybawieniem dla niemieckich producentów. Nieprzypadkowo w czasie, gdy bezrobocie w Grecji czy Hiszpanii biło kolejne rekordy, a wśród młodych przekraczało właśnie 50 proc., Niemcy pobiły historyczny rekord wielkości eksportu, który do 2011 r. wzrósł o 107 proc. (w porównaniu z 1999 r., gdy wprowadzono euro jako walutę rozliczeniową) i przekroczył granicę 1 bln euro. Z kolei alarmistyczne nagłówki w gazetach pozwoliły przedsiębiorcom ograniczyć wzrost pensji na lokalnym rynku. Dzięki obu tym czynnikom dzisiaj nad Renem pracuje aż o 1,7 mln, czyli 4,5 proc. więcej ludzi niż w 2008 r., a bezrobocie pozostaje na poziomie 5,3 proc. To najlepszy wynik od 32 lat, a przy tym drugi po związanej gospodarczo z Niemcami Austrii rezultat w UE.
Firmy tworzą niewiele miejsc pracy
W I kw. firmy zatrudniające jedną osobę lub więcej stworzyły 156,1 tys. nowych miejsc pracy – wynika z najnowszych danych GUS. To o 2,3 proc. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Jeśli w następnych kwartałach ten spadek utrzyma się na podobnym poziomie, to w całym roku przybędzie tylko ok. 450 tys. nowych miejsc pracy – aż o 130–160 tys. mniej niż w latach 2010–2011. Z danych GUS wynika również, że w pierwszych trzech miesiącach tego roku firmy zlikwidowały 115,8 tys. miejsc pracy – aż o 20,7 proc. więcej niż przed rokiem. Z tego rachunku widać jednak, że mimo wyraźnego spowolnienia gospodarczego przedsiębiorstwa nadal tworzą więcej etatów, niż ich likwidują. Nadwyżka jest bardzo szczupła – w całym ub.r. wyniosła zaledwie 88,5 tys. Bezrobocie będzie rosło, po tym jak ok. 400 tys. absolwentów szkół zacznie po wakacjach szukać zajęcia.