Policjanci, żołnierze, nauczyciele, akademicy, strażacy z tzw. rezerwy powodziowej. W zasadzie tylko oni w ostatnim czasie mogli liczyć na wzrost wynagrodzeń. Urzędnicy ostatnie podwyżki dostali w 2008 r. Nie powinni ich się spodziewać również w przyszłym roku. Tak wynika z analizy założeń makroekonomicznych do ustawy budżetowej na 2013 r. przyjętych przez rząd.
Policjanci, żołnierze, nauczyciele, akademicy, strażacy z tzw. rezerwy powodziowej. W zasadzie tylko oni w ostatnim czasie mogli liczyć na wzrost wynagrodzeń. Urzędnicy ostatnie podwyżki dostali w 2008 r. Nie powinni ich się spodziewać również w przyszłym roku. Tak wynika z analizy założeń makroekonomicznych do ustawy budżetowej na 2013 r. przyjętych przez rząd.
/>
W lepszej sytuacji niż urzędnicy ministerstw czy województw są pracownicy samorządowi. Tam o ich zarobkach decyduje nie kondycja budżetu państwa, ale konkretnego samorządu, a także radni oraz wójtowie czy np. prezydenci miast
Taki stan rzeczy krytykuje Rada Służby Cywilnej (RCS). I domaga się od premiera odmrożenia płac w administracji rządowej. Podkreśla, że już cztery lata wynagrodzenia nie rosły nawet o wskaźnik inflacji. Dodatkowo chce też, aby system urzędniczych płac miał charakter motywacyjny. Co więcej, proponuje elastyczne kształtowanie funduszu płac w urzędach.
Związki zawodowe reprezentujące pracowników administracji idą jeszcze dalej i żądają od Donalda Tuksa odwołania szefa służby cywilnej. Ich zdaniem nie wykazuje on odpowiednio dużej determinacji do przekonania rządu, że podwyżki dla urzędników są konieczne.
Dyrektorzy generalni przyznają, że ich brak skutkuje często odpływem specjalistów do prywatnych firm lub samorządów, w których płace są często wyższe od pensji w rządowych agendach.
Z kolei organizacje pracodawców prywatnych wskazują, że gdyby dyrektorzy generalni zaczęli redukować zatrudnienie, to znaleźliby środki na wyższe pensje dla wszystkich.
– Rozumiemy trudną sytuację budżetową państwa, ale nie można ciągle pomijać urzędników w podwyżkach. Premier powinien przynajmniej wskazać, kiedy i czy w ogóle zamierza odmrozić dla nich płace – twierdzi prof. Krzysztof Kiciński, wiceprzewodniczący RSC.
Tłumaczy, że oszczędności kosztem urzędników obniżają rangę należną korpusowi służby cywilnej. Jego szeregi mają zasilać najlepsi profesjonaliści, a bez odpowiedniej gratyfikacji jest to co najmniej utrudnione. W efekcie do rady dociera coraz więcej sygnałów o odejściach specjalistów z urzędów.
– Musimy się tej skali bliżej przyjrzeć i wypracować mechanizm, który zatrzymałby odpływ ekspertów – uważa prof. Krzysztof Kiciński.
Dyrektorzy generalni też dostrzegają problem i starają się mu jakoś zaradzić.
– Ci, którzy mają kwalifikacje i wykonują profesjonalnie swoją pracę, dzięki tzw. wartościowaniu mogą liczyć na wyższe pensje – uspokaja Marek Reda, dyrektor generalny Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Jego zdaniem urzędy na pewno nie są konkurencyjne dla dużych firm, ale w sytuacji wysokiego bezrobocia w regionie praca w administracji daje gwarancje stabilności. Szefowie urzędów nie chcą jednak wypowiadać się na temat braku podwyżek i solidaryzują się z rządem.
– Dziwię się innym grupom z sektora publicznego, którzy domagają się w tak trudnym czasie podwyżek – przekonuje Wiesława Chojnacka, dyrektor generalny Ministerstwa Sprawiedliwości.
Tłumaczy, że jeśli wyższych pensji od lat nie otrzymują ministrowie i wiceministrowie, to trudno jest wysuwać argumenty, aby płace rosły ich podwładnym.
Rządowy pomysł zamrożenia wynagrodzeń urzędnikom popierają również organizacje pracodawców prywatnych. Proponują, aby dyrektorzy generalni zredukowali zatrudnienie, wtedy zostaną im środki na podwyżki.
– To jest skrócone myślenie, bo w urzędach nie ma już takiej sytuacji, że są puste etaty, za które się tylko płaci – krytykuje Marek Reda.
Ze strony organizacji pracodawców prywatnych padają też argumenty, że średnia płaca urzędników jest znacznie wyższa od średniej krajowej, która wynosi obecnie około 3,8 tys. zł. W efekcie płace urzędników rządowych są wyższe o blisko tysiąc złotych.
– W 70 proc. członkowie korpusu służby cywilnej mają wyższe wykształcenie. Dodatkowo w urzędach nie ma szarej strefy, jak w prywatnym sektorze – kontratakuje Tomasz Ludwiński, przewodniczący rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ „Solidarność”.
Argumenty organizacji pracodawców prywatnych nie są pozbawione jednak podstaw. Zatrudnienie w administracji rządowej zmniejszyło się w ubiegłym roku o 0,3 proc., czyli ubyło zaledwie 368 etatów. Co więcej, płace, mimo że są zamrożone do tej pory, co roku jednak wzrastały.
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w korpusie służby cywilnej w 2012 r. z uwzględnieniem nagród i dodatkowego wynagrodzenia rocznego kształtowało się na poziomie 4729 zł. Było więc wyższe niż w 2011 r. o 2,1 proc. (o blisko 100 zł). Na podwyżki wpływają różnego rodzaju stałe dodatki, w tym stażowe. I dlatego płace, choć nieznacznie, to jednak wciąż rosną.
Urzędnicy tłumaczą, że jest to tylko wzrost nominalny, bo po uwzględnieniu wskaźnika inflacji sytuacja wygląda odwrotnie.
W ubiegłym roku najwyższe pensje otrzymali urzędnicy zatrudnieni w placówkach zagranicznych (przeciętnie 7,7 tys. zł). Średnio o 700 zł mniej zarabia się w ministerstwach, a w urzędach wojewódzkich przeciętne pensje wyniosły niespełna 4,3 tys. zł.
RSC domaga się od premiera podjęcia decyzji o wprowadzeniu elastycznego kształtowania funduszu płac przez urzędy, a także przywrócenie motywacyjnego charakteru wynagrodzeń i ich dodatków.
– Nie może być tak, jak jest to w wielu urzędach, że nawet 90 proc. załogi otrzymuje nagrody, które pełnią funkcję rekompensaty za brak podwyżek – przekonuje prof. Krzysztof Kiciński.
Według niego o przyznaniu części dodatków powinno decydować zaangażowanie w pracę. Tyle że dotychczasowe próby wprowadzenia zmian zaczynały się i kończyły na papierze. Na przykład w ubiegłym roku Komitet Stały Rady Ministrów zaproponował, aby zmienić system wynagradzania urzędników, który opiera się w większości na stałych niemotywujących dodatkach. Wtedy jeden z pomysłów, jaki się pojawił w kancelarii premiera, miał dotyczyć pomniejszenia trzynastki o 95 proc. W efekcie zaoszczędzone środki miały trafiać na podwyżki i nagrody dla najlepszych pracowników. Reforma nie doszła jednak do skutku.
Sławomir Brodziński, szef służby cywilnej, w przedłożonym premierowi sprawozdaniu o zatrudnieniu i wynagradzaniu urzędników za 2012 r. również pogodził się z brakiem podwyżek dla urzędników. Zaznaczył tylko, że uzasadnione jest kontynuowanie prac nad systemem motywacyjnym, w tym wprowadzeniem nagród za szczególne osiągnięcia i dodatków zadaniowych. Taką postawę krytykują urzędnicze związki zawodowe.
– Szef służby cywilnej nie podejmuje żadnych poważnych inicjatyw na rzecz lepszych warunków dla urzędników. Osoby pracujące w budżetówce domagają się konkretnych rozwiązań, a nie tylko wprowadzania aktów prawnych niskiej rangi w postaci kodeksu etyki czy standardów zarządzania – wskazuje Tomasz Ludwiński.
Podkreśla, że związek podjął już uchwałę w sprawie odwołania Sławomira Brodzińskiego.
– W najbliższym czasie stosowny wniosek trafi do premiera – dodaje.
Związki zarzucają szefowi służby cywilnej brak przeprowadzenia nowelizacji ustawy o służbie cywilnej, która miała m.in. wprowadzić zwiększoną rekompensatę za nadgodziny dla urzędników.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama