Kto kombinuje, ten żyje – to naczelna zasada przyświecająca małym i średnim przedsiębiorcom. Mogą górnolotnie nazywać takie działanie optymalizacją zysków, cięciem kosztów, dywersyfikacją ryzyka itp. Chodzi jednak o to, że gdy przepisy im czegoś wprost nie zabraniają albo wręcz dopuszczają rozwiązanie na ich korzyść, to wycisną z nich najwięcej jak się da, aż do granicy naruszenia ustawy.
Niepisane prawo do kombinowania. Hołdowanie tej zasadzie jest szczególnie proste, jeśli jakiś przepis wprowadzający ogólną zasadę postępowania zawiera jednocześnie wyjątki. Wtedy można robić wszystko, aby pod wyjątek podpadać.
Tak może się stać w przypadku projektowanych przepisów o e-zwolnieniach lekarskich, które przewidują, że zaświadczenia od lekarza w sprawie niezdolności do pracy ze względu na chorobę od razu będą trafiały do ZUS i pracodawcy. Ma to ograniczyć przypadki nadużywania zwolnień, co wydaje się konieczne, skoro tylko w 2012 r. po kontrolach wydano 50 tys. decyzji wstrzymujących wypłatę nienależnie pobieranego chorobowego.