Stopa bezrobocia pierwszy raz od marca 2007 r. przekroczyła poziom 14 proc. Dziś wynosi 14,2 proc., w grudniu sięgała 13,4 proc. Tak źle nie było nawet w czasie pierwszej fali kryzysu pięć lat temu. A będzie jeszcze gorzej
O fatalnej sytuacji świadczy również zachowanie bezrobotnych. Maleje liczba osób, które odmawiają przyjęcia pracy bez uzasadnionej przyczyny. W ubiegłym roku było ich 52,5 tys. To aż o 36,4 proc. mniej niż jeszcze rok wcześniej.
Bezrobocie w styczniu - województwa / DGP
– Mamy stopę bezrobocia najwyższą od sześciu lat. Liczba osób bez pracy wzrosła w ujęciu rocznym o 8,2 proc. i zbliżyła się do 2,3 mln – mówi Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.
Szczegółowe dane z rynku pracy pokazały, że największe spadki zatrudnienia miały miejsce w produkcji komputerów i wyrobów elektronicznych – o 11 proc. r./r., wytwarzaniu i zaopatrzeniu w energię elektryczną, gaz i gorącą wodę – 8 proc., budownictwie – 7 proc., oraz produkcji tekstyliów i odzieży – 5 proc.
Bezrobotni nie przebierają już w ofertach. Do tej pory ich motywacje były różne: jednym nie odpowiadało wynagrodzenie, innym długie dojazdy do pracy, a jeszcze inni nie godzili się na ofertę, bo chcieli się opiekować rodziną (na przykład starszymi rodzicami). Wobec fatalnej sytuacji na rynku pracy te powody schodzą na dalszy plan.
– Zmiana tych postaw nie powinna dziwić. W sytuacji, z jaką mamy do czynienia obecnie, z dużym szacunkiem podchodzi się do każdej propozycji – podkreśla prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego.
Taka opinia znajduje potwierdzenie w danych. O 10,5 proc. spadła liczba bezrobotnych, którzy zostali wykreśleni z rejestrów urzędów pracy, bo nie potwierdzili gotowości do pracy.
Pesymistyczne są również prognozy. W lutym, a także w marcu liczba osób bez zajęcia nadal będzie rosnąć. – Optymizmu dodają jedynie dwie informacje: po pierwsze, w styczniu udało się uruchomić pieniądze na interwencję na rynku w urzędach pracy. Po drugie, w styczniu odnotowaliśmy wzrost konsumpcji, który może wpłynąć pozytywnie na to, co się dzieje – mówi DGP minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.
Zdaniem ministra wzrosty bezrobocia mogą przyhamować w połowie roku. Analitycy są jednak ostrożniejsi. Uważają, że choć pracy – np. na skutek czynników sezonowych – zacznie w połowie roku przybywać, to w grudniu 2013 r. bez zatrudnienia będzie od 14 do nawet 15 proc. Polaków.

Bezrobocie spadnie dopiero za kilkanaście miesięcy

– Jedyny skuteczny sposób na walkę z bezrobociem to poprawa koniunktury gospodarczej. Gdyby były skuteczne inne środki przeciwdziałania, to użyłby ich każdy kraj i nie byłoby, tak jak w Hiszpanii, bezrobocia 30 proc. – mówi prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego.

Dlatego jesteśmy skazani na półśrodki. To zmiany prawa i strumień publicznych pieniędzy. Zmiany prawa mają zarówno charakter doraźny, jak i długofalowy. Resort pracy nowelizuje ustawę o promocji zatrudnienia, by sprawniej zaczęły działać urzędy pracy. Sejm zajmuje się zmianami w rozliczeniu czasu pracy, a w komisji trójstronnej jest konsultowana ustawa antykryzysowa. Wreszcie kodeks pracy ma być systematycznie przeglądany pod kątem uelastyczniania przepisów. – Każdy dział będzie usprawniony, nie tylko pod kątem działań antykryzysowych, lecz także łatwości prowadzenia działalności gospodarczej i ochrony miejsc pracy, by realizować ideę flexicurity – zapowiada minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz.

Drugi kierunek to wydawanie publicznych pieniędzy na interwencję na rynku pracy i inwestycje, by osłabić niekorzystne tendencje w gospodarce. Inwestycje wartości co najmniej kilku miliardów złotych powinien dać program Inwestycje Polskie, jednak ich efekty odczujemy najwcześniej w drugiej połowie roku. Dlatego Kosiniak-Kamysz nie wyklucza, że wystąpi do ministra finansów o kolejne środki z Funduszu Pracy na walkę z bezrobociem. Mimo że ma na ten cel 4,6 mld zł, miliard więcej niż rok temu.

Komisja Europejska przewiduje, że wzrost gospodarczy w tym roku wyniesie 1,2 proc., a w przyszłym – 2,2 proc. Gdy nastąpi ożywienie, jako pierwsze powinny zacząć zatrudniać branże powiązane z eksportem. Jednak nastąpi to dopiero, gdy odczują długotrwały wzrost popytu. Taki sygnał oczekiwany jest z Niemiec, bo to nasz główny partner handlowy. Jednak ten rynek powiązany jest z rynkiem azjatyckim, szczególnie chińskim, a wczorajsze dane o słabym PMI dla tego kraju nie wróżą dobrze naszemu zachodniemu sąsiadowi.