Z winy Zachodu mniej zarobimy
W ostatnich 20. latach realne wynagrodzenia w przedsiębiorstwach rosły stosunkowo szybko nawet w okresach wysokiej inflacji i dużego bezrobocia. Np. w 1993 r. siła nabywcza płac wzrosła o 1,4 proc. przy inflacji przekraczającej 35 proc. i bezrobociu wynoszącym 16,4 proc. Z kolei w 1996 r. zarobki realnie urosły aż o 5,8 proc. i to w sytuacji gdy inflacja wynosiła blisko 20 proc., a bezrobocie osiągnęło poziom 13,2 proc.
Obecnie inflacja jest nieporównywalnie niższa niż w tamtych czasach – w pierwszym półroczu wyniosła 4 proc. Z kolei stopa bezrobocia utrzymuje się poniżej 13 proc. Czemu zatem realne pensje nie rosną?
– Mamy do czynienia z niestandardową sytuacją, bo w naszej historii gospodarki rynkowej nigdy nie mieliśmy tak długiego kryzysu u naszych głównych partnerów handlowych. Trwa od 2007 r. – ocenia dr Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku. W poprzednich dekadach gospodarka światowa funkcjonowała zgodnie z zasadą – krótkie recesje i długie okresy wzrostu. Obecnie nie sposób przewidzieć koniunktury na najbliższe kwartały i lata. – To potęguje niepewność przedsiębiorców, która powstrzymuje ich przed podwyżkami pensji dla pracowników. Nie są oni skłonni do podwyżek również dlatego, że bezrobocie jest na podwyższonym poziomie – twierdzi dr Borowski. W ciągu roku stopa bezrobocia wzrosła o 0,5 pkt proc. – do 12,4 proc. Analitycy oczekują, że w końcu roku może zbliżyć się do 14 proc. Z kolei inflacja, która zjada podwyżki płac, jest trudna do opanowania, bo wynika m.in. z wysokich cen surowców na światowych rynkach.
Efekt – pracownicy przedsiębiorstw nie odczują w tym roku w swoich portfelach planowanego na 3 proc. wzrostu gospodarczego.