Bogusław Kowalski, instruktor Polskiego Związku Alpinizmu
Z uwagą przeczytałem propozycję deregulacji zapowiedzianej przez ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, gdyż dotyka szkolenia wspinaczkowego, którym zajmuję się od 15 lat. Tradycja szkoleniowa Polskiego Związku Alpinizmu sięga lat 40. XX w. i przez długi czas nie było potrzeby posiadania tytułu zawodowego instruktora czy trenera sportu.
Z uwagą przeczytałem propozycję deregulacji zapowiedzianej przez ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, gdyż dotyka szkolenia wspinaczkowego, którym zajmuję się od 15 lat. Tradycja szkoleniowa Polskiego Związku Alpinizmu sięga lat 40. XX w. i przez długi czas nie było potrzeby posiadania tytułu zawodowego instruktora czy trenera sportu.
Tytułem wyjaśnienia: alpinizm, a ściślej mówiąc sporty górskie, składa się z czterech specjalności: wspinaczki sportowej, wspinaczki wysokogórskiej, narciarstwa wysokogórskiego i alpinizmu jaskiniowego.
Ryzyko, jakie ze sobą niesie uprawianie sportów górskich, jest – jak sądzę – bezdyskusyjne. Stąd dotychczasowy wymóg kształcenia na kursach instruktorskich i trenerskich organizowanych przez uczelnie AWF oraz Polski Związek Alpinizmu. Czy konieczne są tu aż uprawnienia państwowe? Zapewne nie, choć moja odpowiedź byłaby bardziej zdecydowana, gdyby pytanie padło w kraju, w którym hasło „Polak potrafi” nie jest zasadą działania. Jeszcze w czasie, gdy instruktor sportu należał do grupy zawodów regulowanych, zdarzały się wypadki, w tym śmiertelne, spowodowane brakiem kompetencji osób podających się za szkoleniowców. Co więcej, nie do końca wierzę we wszechmocny rynek, gdyż moim zdaniem w usługach szkoleniowych prym wiedli będą sprawniejsi marketingowcy aniżeli profesjonalni trenerzy i instruktorzy.
Gwoli ścisłości faktyczna deregulacja na rynku komercyjnym miała miejsce już jesienią 2010 r. Wówczas Sejm, wprowadzając ustawę o sporcie, zrównał szkolenie w sportach górskich z usługami powszechnymi, nieobciążonymi ryzykiem utraty zdrowia i życia. Aby szkolić, nie trzeba mieć uprawnień państwowych, a obostrzenia dotyczą wyłącznie działalności w ramach klubów sportowych.
Dla mnie, wieloletniego praktyka, oczywiste jest, że szkolenie w sportach górskich jest bardzo bliskie wykonywaniu zawodu nauczyciela. Nurtuje mnie pytanie: czy osoba, która jest nawet wybitnym sportowcem, potrafi zrozumiale nauczać w ryzykownej działalności, jaką są sporty górskie? Z mieszanymi uczuciami przyjmuję do wiadomości, że nauczania wspinaczki może podjąć się osoba niemająca pojęcia o technikach asekuracyjnych, zagrożeniach terenowych, lawinowych, bez przygotowania metodycznego. Podkreślam, że wyszkolenie samodzielnego wspinacza w swojej istocie jest nierozerwalnie związane z ryzykiem uszkodzenia ciała, doznania trwałego kalectwa lub śmierci. Zapewnienie podopiecznemu stuprocentowego bezpieczeństwa w czasie szkolenia nie jest możliwe.
Szczerze wątpię, że ogłoszony przez ministra sprawiedliwości projekt deregulacji będzie ostateczny i w ciągu kolejnych lat znowu w sporcie ktoś ponownie nie przerzuci zwrotnicy. Jak dotychczas decydenci w sprawie kadr podejmowali decyzje sprzeczne, co w żaden sposób nie służyło rozwojowi sportu.
Przy okazji należy podkreślić, że projektowana ustawa o zmianie ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów budzi zdumienie, gdyż wbrew deklaracji zderegulowania zawodów proponowane przez ministra sprawiedliwości zmiany utwierdzają monopol w usługach przewodnickich. Dowodem na to jest projekt zmiany brzmienia art. 10 w ustawie z 29 sierpnia 1997 r. o usługach turystycznych: „Zadania polegające na prowadzeniu i szkoleniu turystów podczas wyjść wspinaczkowych i alpinistycznych oraz zjazdów narciarskich i snowboardowych, w szczególności poza zorganizowanymi terenami turystycznymi i narciarskimi, a także podczas pokonywania stromych koryt rwących potoków górskich i wodospadów przy użyciu technik alpinistycznych bez sprzętu pływającego (canyoning), mogą wykonywać przewodnicy górscy, którzy przeszli uzupełniające szkolenie do prowadzenia wycieczek w warunkach wysokogórskich oraz osoby legitymujące się certyfikatem UIAGM”.
Pomijam fakt, że przewodnicy zrzeszeni w Polskim Stowarzyszeniu Przewodników Wysokogórskich należącym do UIAGM nie zostali przeszkoleni w prowadzeniu zajęć z canyoningu. Pozostawienie przewodników górskich i wysokogórskich w ustawie o usługach turystycznych, a jednoczesne zderegulowanie szkolenia sportowego w terenie wysokogórskim jest pozbawione logiki. Zadaniem przewodnika górskiego jest wprowadzenie na szczyt oraz bezpieczny powrót w doliny. Szkolenie wysokogórskie wymaga nie tylko umiejętności wspinaczkowych, lecz także metodycznych, gdyż instruktor wspinaczki wysokogórskiej stoi przed zadaniem wykształcenia samodzielnego alpinisty, który w przyszłości będzie podejmował samodzielną działalność wspinaczkową. Obie działalności odbywają się w tym samym terenie. Dlatego uważam, że instruktor wspinaczki wysokogórskiej musi mieć umiejętności co najmniej dorównujące zawodom, które nie podlegają deregulacji.
Propozycje Ministerstwa Sprawiedliwości postrzegam jako niekonsekwentne, ponieważ w podobnych obszarach działania deregulowany jest zawód instruktora i trenera sportu, a pozostają przewodnik górski oraz wysokogórski. Oczekuję, że ustanowione zostanie prawo, które będzie wypełniało literę art. 32 Konstytucji Rzeczpospolitej Polski: „Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama