Wprowadzenie przepisu, który jednoznacznie umożliwi wysyłanie pracowników na zaległy wypoczynek, w praktyce może ograniczyć uprawnienia zatrudniających
ikona lupy />
DGP
W okresie stanu epidemii firma będzie mogła udzielać zaległych urlopów w wskazanym przez siebie terminie, bez zgody podwładnego i nie oglądając się na plan urlopów. Tak wynika z tarczy antykryzysowej 4.0, która trafiła już do Senatu.
Teoretycznie takie uprawnienie ma ułatwić funkcjonowanie przedsiębiorstw w dobie pandemii, ale w praktyce może przynieść im też szkody. Już teraz wysyłają bowiem samodzielnie zatrudnionych na zaległy wypoczynek, tyle że na podstawie ugruntowanego orzecznictwa (w tym Sądu Najwyższego). Skoro jednak przepisy twardo wskażą, że takie prawo przysługuje w okresie pandemii, sądy mogą dojść do wniosku, że po jej zakończeniu firmy nie mogą samodzielnie decydować o terminie zaległego wypoczynku (zmienić linię orzeczniczą na niekorzyść firm). Na dodatek nowy przepis – w przeciwieństwie do dotychczasowego orzecznictwa – limituje wymiar zaległego urlopu, którego firma może udzielać jednostronną decyzją.

Będą konsekwencje

Rząd tłumaczy omawianą zmianę dość pokrętnie. W uzasadnieniu do projektu tarczy 4.0 wskazuje, że w okresie stanu epidemii pracownicy nie będą zainteresowani wykorzystywaniem wypoczynku (m.in. z powodu ograniczeń związanych z dystansowaniem społecznym lub z działalnością obiektów i usług turystycznych). Skutkiem tego może być kumulacja urlopów. Dlatego firmy zyskają prawo do wysyłania zatrudnionych na zaległy wypoczynek. Problem w tym, że w praktyce firmy od lat już to robią, opierając się na art. 168 k.p. i orzecznictwa sądowego. Z tego ostatniego wynika, że pracownika można wysłać na taki wypoczynek, nawet gdy nie wyraża na to zgody (np. wyroki Sądu Najwyższego z 2 września 2003 r., sygn. I PK 403/02 oraz z 24 stycznia 2006 r., sygn. I PK 124/05).
– To powszechnie znana i usankcjonowana praktyka. Zawsze wskazujemy, że oczywiście warto się porozumieć z pracownikiem co do terminu wykorzystania zaległego urlopu, ale ostatecznie to firma decyduje o nim. Żeby nie popełnić wykroczenia polegającego na nieudzielaniu takiego wypoczynku w terminie, firma ma prawo wysłać pracownika na niego nawet bez jego zgody – tłumaczy Alina Giżejowska, radca prawny i partner w kancelarii Sobczyk i Współpracownicy.
Dodaje, że nowa regulacja może tę ugruntowaną praktykę odwrócić. Skoro teraz ustawodawca wprost wskazuje, że zaległego wypoczynku można udzielać bez zgody pracownika w okresie epidemii, to – a contrario – nie będzie można tego robić po jej zakończeniu. – Takie skutki wywołują nieprzemyślane ingerencje w prawo pracy. Mam nadzieję, że ten przepis będzie interpretowany wyłącznie w kontekście ustawy covidowej – dodaje.
Tego typu obawy mają zrzeszenia firm. Pracodawcy RP w ocenie propozycji tarczy 4.0 przypomnieli, że już teraz – zgodnie z interpretacją SN – zatrudniający może jednostronnie kierować podwładnego na wypoczynek niewykorzystany w poprzednich latach. – To wyważanie otwartych drzwi. Powstaje pytanie, czy te drzwi nie zostaną zamknięte, gdy ustawa przestanie już obowiązywać. Czy wówczas pracodawcy również będą mogli wysyłać pracowników na zaległy urlop? – wskazali w oficjalnym komunikacie.

Strata na limicie

Na dodatek nowe przepisy wskazują, że firma może jednostronnie udzielić maksymalnie 30 dni urlopu niewykorzystanego przez zatrudnionego w poprzednich latach.
– Pod tym względem nowy przepis zawiera więc gorsze rozwiązanie dla firm niż to obowiązujące w praktyce obecnie, na podstawie orzecznictwa – tłumaczy dr Magdalena Zwolińska, adwokat i partner w kancelarii NGL Legal.
Orzeczenia (w tym SN) dopuszczające kierowanie na wypoczynek bez zgody podwładnego dotyczą bowiem zaległego urlopu (w pełnym wymiarze), a nie ograniczonego do 30 dni. A w wielu firmach kumulacja urlopów jest dość powszechną praktyką (także ze strony pracowników, którzy nie zawsze są zainteresowani korzystaniem z wolnego). Przypadki znaczącego nagromadzenia wypoczynku wcale nie są rzadkie.
– Wielu zatrudnionym opłaca się kumulować urlop, bo – w razie wypowiedzenia – zależy im na otrzymaniu wysokiego ekwiwalentu. Trudno z tej perspektywy wskazać, dlaczego wspomniany limit wynosi akurat 30 dni. Sądzę, że to przypadkowa wartość, wskazana w przepisach, bo w jakiś sposób ustawodawca chciał limitować wysyłanie na urlopy. Być może to ukłon w stronę związków zawodowych – tłumaczy prof. Monika Gładoch, radca prawny z kancelarii M. Gładoch Specjaliści Prawa Pracy.
Jej zdaniem zmiany dotyczące prawa pracy przewidziane w tarczy są często wprowadzane bez przemyślenia skutków, jakie wywołają.
– W omawianym przypadku nie sądzę, aby jeden przepis specustawy zmienił całą linię orzeczniczą SN. Ale może dzięki temu ustawodawca dostrzeże, że warto na stałe doprecyzować zasady udzielania zaległego urlopu – podsumowuje.