Jedynie 5 proc. lekarzy i 1,5 proc. pielęgniarek ma pensje niższe niż minimum określone w ustawie z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych (Dz.U. z 2017 r. poz. 1473 – dalej: ustawa). W pozostałych grupach zawodowych branży medycznej jest to ponad 80 proc. osób.
Trwają dyskusje o podwyższeniu kwoty bazowej służącej do wyliczania stawek wynikających z ustawy. Minimalne płace to iloczyn wskaźnika przypisanego danym grupom zawodowym i właśnie kwoty bazowej, która do końca tego roku zamrożona jest na poziomie 3900 zł, a od przyszłego ma być równa średniej krajowej. Do określonego w ustawie minimum dochodzi się stopniowo – co roku 1 lipca podwyższając płace poniżej tej kwoty. Docelowa wartość ma być osiągnięta w 2022 r.
Związkowcy domagają się podwyższenia kwoty bazowej już w tym roku. Niekoniecznie od razu do wysokości średniej krajowej, ale tak, żeby różnica pomiędzy nimi była mniejsza (dziś wynosi już ok. 1 tys. zł).
Minister zdrowia Łukasz Szumowski nie wyklucza tego rozwiązania. Na ostatnim posiedzeniu Trójstronnego Zespołu ds. Zdrowia przedstawił wyliczenia dotyczące skutków finansowych.
– Rozważaliśmy m.in. skokowe uwolnienie kwoty bazowej od lipca tego roku oraz wariant pośredni na poziomie 4200 zł. Dane te przesłaliśmy do Ministerstwa Finansów i w najbliższych dniach będziemy je wspólnie analizować – zapowiada minister.
Jak podaje, ustawa zakłada koszty na ten rok w wysokości ponad 130 mln zł, a w przyszłym – ponad 540 mln zł. Jeśli kwota zostałaby podniesiona do 4200 zł, w tym roku kosztowałoby to 230 mln zł, a w 2020 r. – 630 mln zł.
– Analizowaliśmy dane z ponad 80 tys. stanowisk pracy. Okazuje się, że tylko ok. 5 proc. lekarzy i ok. 1,5 proc. pielęgniarek i położnych z wyższym wykształceniem i specjalizacją ma pensje poniżej minimalnych kwot wynikających z ustawy. Skutki tego ruchu dotyczyłyby więc w ok. 80 proc. innych zawodów medycznych – mówi minister Szumowski.
Zdaniem związkowców to pokazuje, jak ogromne są dysproporcje w płacach. Lekarz zatrudniony w szpitalu powiatowym na kontrakcie może liczyć nawet na 35 tys. zł brutto, pielęgniarka oddziałowa, również na kontrakcie, jest w stanie zarobić 10 tys. zł. Pensja etatowego magistra fizjoterapii to ok. 2500 zł brutto.
– Jest ogromne poczucie niesprawiedliwości w środowisku. Podwyżki tylko dla części personelu powodują poważne problemy również dla pracodawców – przekonuje Maria Ochman, szefowa sekcji zdrowotnej w NSZZ „Solidarność”.
Tomasz Dybek z OPZZ nie ukrywa, że fizjoterapeuci i diagności oczekują co najmniej 1 tys. zł więcej. Przypomina, że podwyżki dla grup zawodowych, z którymi nie zawarto odrębnych porozumień, miały zostać sfinansowane z ostatniego podwyższenia wyceny świadczeń. Zagwarantować im to miało zarządzenie prezesa NFZ. – Tymczasem już w zeszłym tygodniu minister ogłosił, że do szpitali trafią dodatkowe pieniądze, a projektu zarządzenia nadal nie ma – podkreśla Dybek.