75 proc. pracowników ze Wschodu deklaruje, że zarabia u nas ponad 2,5 tys. zł na rękę. Niektóre firmy są gotowe płacić im więcej niż Polakom.
Szybko przybywa krajowych firm, które przyznają się do zatrudniania obywateli Ukrainy w Polsce. W najnowszym „Barometrze imigracji zarobkowej” Personnel Service, firmy specjalizującej się w rekrutacji pracowników z Ukrainy na potrzeby polskich przedsiębiorstw, mówiło o tym 21 proc. ankietowanych przedsiębiorców. Pół roku wcześniej takiej odpowiedzi udzieliło 11 proc. firm.
Kolejnych 17 proc. przedsiębiorstw planuje poszukiwanie kadry ze Wschodu w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Mowa już nie tylko o Ukrainie. – Drugą istotną falę emigracji do Polski stanowić będą Białorusini – przewiduje Arkadiusz Pączka, wicedyrektor generalny Pracodawców RP. Aktualnie tych obywateli zatrudnia 8 proc. przebadanych firm w Polsce. To aż o 6 pkt proc. więcej niż na początku roku.
W minionym półroczu złożono 32,8 tys. oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy Białorusinom. To wzrost o 37 proc. w porównaniu z I półroczem 2017 r.
„Barometr” ukazuje trzy perspektywy – ukraińskiego pracownika, polskiego pracodawcy oraz polskiego pracownika.
Połowa Ukraińców przyjeżdża do nas na okres od jednego do trzech miesięcy. Osoby, które pracują tu więcej niż pół roku, stanowią zaledwie 11 proc. ogółu. Trzech na czterech pracujących w Polsce obywateli Ukrainy deklaruje, że zarabia ponad 2,5 tys. zł netto. A równocześnie 39 proc. na utrzymanie wydaje miesięcznie 200–500 zł. Kolejnych 29 proc. – od 500 do 1 tys. zł.
Dziennik Gazeta Prawna
Wielu Ukraińców transferuje zarobki do swojego kraju, co wymusza oszczędności w Polsce. Mieszkania wynajmują często w kilka osób lub uzyskują lokum w ramach świadczeń pracodawcy (prawie 49 proc. firm mówi, że zapewnia im zakwaterowanie).
Kadr ze Wschodu planuje szukać przede wszystkim przetwórstwo (30 proc.), usługi (19 proc.) i handel (18 proc.). Jako największe bariery w rekrutacji nasi przedsiębiorcy wskazują formalności administracyjne (41 proc.) i maksymalny sześciomiesięczny okres pracy Ukraińca na podstawie zezwolenia.
– Pracodawcy i sami Ukraińcy oczekują wydłużenia czasu legalnej pracy w ramach uproszczonej procedury zatrudniania. Z jednej strony, dzięki zmniejszeniu rotacji, zwiększyłaby się płynność pracy w polskich firmach. Z drugiej zaś pracownicy z Ukrainy, spędzając u nas więcej czasu, jeszcze mocniej wesprą naszą gospodarkę – mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service.
W związku z trudnościami rekrutacyjnymi wzrósł odsetek pracodawców skłonnych płacić obywatelowi Ukrainy więcej „na rękę” niż Polakowi. Taką możliwość obecnie zakłada niemal co trzeci pracodawca. Pół roku temu mówiło o tym 24 proc. ankietowanych.
Równocześnie dwóch na pięciu ankietowanych polskich pracowników uważa, że napływ obywateli Ukrainy hamuje wzrost wynagrodzeń w Polsce. Mniej niż 10 proc. krajowych pracowników biorących udział w badaniu wyraziło obawę, że przybysze ze Wschodu odbierają pracę Polakom. Negatywny stosunek do Ukraińców wykazuje ponad 11 proc. badanych. To wynik zbliżony do poprzedniej edycji badania. Wzrósł jednak udział odpowiedzi o „zdecydowanie negatywnym” stosunku z 1 do 6 proc.
Siergii Kravchenko, zastępca szefa Państwowej Służby Zatrudnienia Ukrainy, wskazuje, że jego kraj zarówno wygrywa, jak i przegrywa na masowej emigracji zarobkowej.
– Do pozytywnych tendencji należy zaliczyć spadek bezrobocia czy zmniejszenie ubóstwa. Ponadto przekazy pieniężne umacniają krajową walutę. Nie można jednak zapomnieć o negatywnych zjawiskach, takich jak zmniejszenie potencjału produkcyjnego kraju czy drenaż specjalistów – mówi Kravchenko. Jak dodaje, Ukraina pod kątem migracji jest w tym samym miejscu, co Polska dekadę temu, gdy wielu naszych rodaków wyjechało na Zachód w poszukiwaniu lepszego życia.
Badanie „Barometr imigracji zarobkowej – II półrocze 2018 r.” przeprowadzono wśród pracowników ukraińskich, którzy mieli doświadczenia z pracą w Polsce w ciągu ostatnich 5 lat (400 osób przebadanych w ramach indywidualnych wywiadów pogłębionych). Przepytano także przedstawicieli 300 małych, średnich i dużych firm (metodą CATI) oraz 544 polskich pracowników (przy pomocy wspomaganych komputerowo wywiadów telefonicznych).