Uważają, że aparat państwowy najpierw pozwolił oferować kredyty na nieuczciwych warunkach, a już po stwierdzeniu niedozwolonych praktyk nie pomógł ludziom w walce z wyzyskującymi ich bankami.
Uważają, że aparat państwowy najpierw pozwolił oferować kredyty na nieuczciwych warunkach, a już po stwierdzeniu niedozwolonych praktyk nie pomógł ludziom w walce z wyzyskującymi ich bankami.
– Jesteśmy w trakcie zbierania pierwszej grupy. Zainteresowanie wyraziło kilkaset osób. Zakładamy, że powództwo trafi do sądu na początku 2019 r. – mówi DGP Arkadiusz Szcześniak, prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu.
Szykowany jest pozew zbiorowy. Grupa powodów będzie chciała wykazać wiele zaniechań po stronie państwa i jego instytucji. Zdaniem Szcześniaka powinno to być łatwiejsze niż jeszcze kilka miesięcy temu, ponieważ w niedawnym raporcie Najwyższa Izba Kontroli nie pozostawiła suchej nitki na działaniach administracji w sprawie udzielania kredytów.
Podstawowe zarzuty są dwa. Jeden dotyczy działań Komisji Nadzoru Bankowego (KNB) w połowie pierwszej dekady XXI w. Urzędnicy wówczas w oficjalnie publikowanych dokumentach wskazywali, że wahania kursu walut, w tym przede wszystkim franka szwajcarskiego, nie powinny przekroczyć 20 proc. wartości. Zdaniem kredytobiorców w ten sposób wyspecjalizowani fachowcy wprowadzili ludzi w błąd. Ci bowiem – wbrew temu, co się dziś mówi – doskonale wiedzieli, że zaciągając kredyt w walucie obcej (lub denominowany w tejże walucie), są narażeni na ryzyko kursowe. Tyle że nie mieli świadomości – wskutek błędnych działań KNB – że będzie ono aż takie. Największe zastrzeżenia dotyczą rekomendacji S wydanej w 2006 r.
1 mln umów kredytów objętych ryzykiem walutowym zawarli Polacy
Drugi zarzut dotyczy sytuacji po udzieleniu kredytów. – Szczególne zastrzeżenia mamy do implementacji dyrektywy nr 93/13/EWG w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich. Przez lata wpisywano do rejestru kolejne klauzule niedozwolone, lecz nie przekładało się to na los samych konsumentów. Kończyło się na wpisie, nie było zaś skutecznej egzekucji, by przedsiębiorcy nie wykorzystywali klauzul abuzywnych – wyjaśnia Arkadiusz Szcześniak.
Kredytobiorcy, chcący pozwać Skarb Państwa, uważają więc, że choć formalnie prawo unijne zostało implementowane do polskiego porządku prawnego, zrobiono to wadliwie. Nie zadbano bowiem o ochronę konsumentów w razie nieuczciwych działań przedsiębiorców.
– Pomysł pozywania Skarbu Państwa uważam za pozbawiony sensu. Oznaczałoby to bowiem, że kredytobiorcy chcieliby, aby państwo uniemożliwiło im w przeszłości zawieranie umów. Jestem skrajnie przeciwny poglądowi, który sprowadzałby się do tego, że instytucje państwowe powinny na siłę chronić obywateli przed zawieraniem umów, które chcą oni zawrzeć – komentuje inicjatywę Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich.
Podkreśla, że dziwi się profesjonalnym pełnomocnikom, którzy chcą reprezentować frankowiczów przy tak niedoskonałej argumentacji.
– Tłumaczę to sobie tylko posuchą na rynku i chęcią zarobienia. Frankowicze powinni jednak pamiętać, że pełnomocnicy niezależnie od rozstrzygnięcia zarobią, a kredytobiorcy poniosą jedynie koszty – zaznacza prezes Bańka.
Mieszane uczucia ma adwokat dr Tomasz Ludwik Krawczyk, partner w kancelarii GKR Legal. Zaznacza, że pomysł wytoczenia powództwa pod względem intelektualnym jest interesujący.
– Rozumiem zastrzeżenia frankowiczów w zakresie, w jakim kwestionują oni umowy, w których bank przyznał sobie prawo jednostronnego określania kursu wymiany walut lub oprocentowania kredytu – podkreśla prawnik.
Mimo to kredytobiorcom nie wróży powodzenia. Powód? Trudno będzie wykazać, że państwo polskie błędnie implementowało dyrektywę unijną. Same regulacje krajowe wydają się bowiem – zdaniem mec. Krawczyka – zgodne z treścią dyrektywy. Nie można więc mówić o bezprawiu legislacyjnym.
– Faktem natomiast jest, że wydawane przez wiele lat wyroki sądów – uzależniające abuzywność klauzuli zmiennego oprocentowania lub ustalanego jednostronnie kursu wymiany od praktyki jej stosowania przez bank – wzbudzają uzasadnione wątpliwości co do zgodności z treścią i celem regulacji wspólnotowej. Sęk w tym, że aby powodowie mieli szansę wygrać w postępowaniu grupowym, najpierw powinni formalnie wykazać wadliwość orzeczeń, które pogorszyły ich sytuację, czyli uzyskać prejudykat – wyjaśnia mec. Krawczyk.
Powodowie powinni więc w pierwszej kolejności skorzystać z instrumentów prawnych, które doprowadziłyby do stwierdzenia np. przez Sąd Najwyższy lub Trybunał Sprawiedliwości UE, że przepisy dyrektywy 93/13/EWG na gruncie polskiego porządku prawnego były stosowane w sposób niewłaściwy, a dopiero potem wystąpić z powództwem grupowym.
Arkadiusz Szcześniak podkreśla, że pomysł postępowania grupowego nie ma wcale na celu doprowadzenia do zapłaty powodom odszkodowań przez Skarb Państwa. Choć to rzecz ważna, dziś jest drugorzędna. Dlatego złożone zostanie powództwo o ustalenie, a nie o zasądzenie.
– Chcemy po prostu wykazać, że aparat państwowy ponosi odpowiedzialność za bankowe bezprawie. W razie korzystnego dla nas wyroku każdy z kredytobiorców może samodzielnie złożyć powództwo z żądaniem zapłaty wskazanej przez siebie kwoty – wyjaśnia prezes stowarzyszenia.
Dla kredytobiorców najważniejsze jest, by zainicjowana przez nich sprawa sądowa zamieniła się w swoistego rodzaju komisję śledczą, dzięki której udałoby się ustalić fakty mogące służyć w indywidualnych sprawach z bankami.
– Mamy problem z tym, że urzędnicy i bankierzy od lat unikają odpowiedzi na pytania. W sądzie musieliby odpowiadać zgodnie z prawdą – spostrzega Arkadiusz Szcześniak.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama