Firma, która sprzeda grę na konsolę w złej wersji językowej, powinna oddać pieniądze na konto bankowe.
Nasz czytelnik kupił grę na konsolę w internetowym sklepie Sony PlayStation Store. Po ściągnięciu gry ze strony okazało się, że jest ona po angielsku, chociaż miała być to wersja polska. Po interwencji Sony PlayStation zwróciło mu kwotę, którą wydał, jednak nie na konto bankowe, lecz do tzw. wirtualnego portfela. Znalazła się ona na specjalnym koncie producenta, a nabywca przeznaczyć ją może jedynie... na zakup innej gry tej samej firmy. Takie działanie to łamanie prawa.
– Jeśli okazuje się, że produkt ma wadę, która zmniejsza jego przydatność – a brak tłumaczenia można tak potraktować – kupujący na podstawie przepisów o rękojmi może odstąpić od umowy i żądać zwrotu pieniędzy, domagać się obniżenia ceny lub wymiany towaru – przypomina Tomasz Lustyk, adwokat prowadzący własną praktykę. Dodaje, że sprzedający, jeśli zdecyduje się na zwrot gotówki, musi oddać nabywcy prawdziwe pieniądze. Umożliwienie jedynie zakupu kolejnej gry, wszelkie bonusy i promocje, jakie firmy często oferują niezadowolonym klientom, w tej sytuacji problemu nie rozwiązują.

Usługa czy towar

Internauta może mieć podobne roszczenia finansowe, nawet jeśli uznamy udostępnienie gry jako usługę. Ponieważ prawo nie nadąża za rozwojem technologii, istnieje dziś poważny problem z tym, jak traktować ściąganie plików ze stron za opłatą. Przekonali się o tym już nabywcy e-booków. Okazało się, że nie mogą oni zwracać elektronicznych książek, które odpłatnie ściągnęli z firmowej strony. Właściciele internetowych sklepów z e-bookami uważają bowiem, iż nie sprzedają towarów, a świadczą usługi. W analogicznej sytuacji jest nasz czytelnik, który również nie zakupił gry na nośniku, np. na płycie CD, a ściągnął ją ze strony producenta.
– Jeśli uznamy, że udostępnienie gry to usługa, w sytuacji gdy kupujący otrzymuje grę anglojęzyczną, mamy do czynienia z nienależytym wykonaniem zobowiązania – tłumaczy adwokat Andrzej Michałowski.
W takim przypadku gracz może żądać naprawienia szkody przez np. zwrot gotówki. Oczywiście nie powinny być to wirtualne środki przelane do wirtualnego portfela.

Prawo angielskie

Jeśli producent nadal będzie ignorował żądania internauty, pozostaje droga sądowa. Tyle że w regulaminie firmy Sony Playstation znalazło się zastrzeżenie, że wszelkie spory z firmą będą rozstrzygane w oparciu o prawo angielskie.
– Europejski Trybunał Sprawiedliwości w grudniu 2010 r. wypowiadał się już w dwóch podobnych sprawach i stwierdził, iż osoba korzystająca z usług zagranicznej firmy może w razie problemów skierować się do sądu w swoim kraju – przypomina jednak mecenas Michałowski.
Zanim sąd zajmie się sprawą, będzie musiał najpierw zbadać, czy jest właściwy do jej rozpatrzenia. Chodzi o ustalenie, czy należy uznać, że zagraniczny kontrahent kierował swoją ofertę do polskiego klienta. W tym celu powinien np. przeanalizować, czy strona sklepu była w języku polskim, czy ceny produktów lub usług zostały opisane w złotówkach lub jakie rozszerzenia mają domeny tych stron. W tym przypadku nie powinno być jednak problemu – nasz czytelnik korzystał z cennika w złotych, i w tej walucie dokonał transakcji.
To, że sprawa rozpatrywana będzie w polskim sądzie, nie oznacza, że wyrok zapadnie w oparciu o polskie przepisy.
– Najbardziej korzystną dla gracza sytuacją będzie taka, w której sąd uzna go za konsumenta – mówi Michałowski. Wówczas zastrzeżenie w regulaminie, że właściwym prawem jest angielskie, może zostać potraktowane przez sędziego jako klauzula niedozwolona. Sąd nie weźmie go wtedy pod uwagę i rozstrzygnie spór w oparciu o polskie regulacje.
Podstawa prawna
Ustawa z 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz.U. nr 16, poz. 93 z późn. zm.).