Już w przyszłym roku mają zniknąć blokady, które dziś uniemożliwiają oglądanie za granicą filmów w płatnych serwisach. Osoby, które zakupią online wadliwe aplikacje czy pliki muzyczne, zyskają też więcej praw w starciu ze sprzedawcami.
„Ten film nie jest dostępny w twoim kraju” – na takie komunikaty wciąż natykają się w czasie podróży po Europie unijni konsumenci, którzy wykupili abonament w jednym z portali VoD czy serwisie streamującym wydarzenia sportowe. Na przykład Polacy, którzy zapłacili za dostęp do rodzimych kanałów telewizyjnych na popularnej platformie internetowej Ipla, nie skorzystają z nich w innych państwach UE (wyjątkiem jest pakiet Ipla World, dzięki któremu można śledzić cztery polskie stacje). Podobnie ograniczenia licencyjne nie pozwalają Polonii za granicą oglądać programów czy seriali na TVN Player. Z kolei posiadacz subskrypcji na polskim Netfliksie w Bułgarii wypożyczy tylko filmy oferowane miejscowym użytkownikom.
Ryzyko cyfrowych zakupów / Dziennik Gazeta Prawna
Problemy te mają zniknąć od początku 2018 r. wraz z wejściem w życie nowego unijnego rozporządzenia, które zakazuje płatnym platformom online blokowania treści i funkcjonalności na podstawie adresu IP internauty (usługodawcy oferujący bezpłatne materiały będą to robić opcjonalnie). – Każdy, kto wykupił w swoim kraju abonament na ulubiony serial, muzykę lub wydarzenia sportowe, będzie miał do nich dostęp podczas podróży po Europie – zapewniał niedawno europejski komisarz do spraw jednolitego rynku cyfrowego Andrus Ansip. W technokratycznym języku Brukseli nazywa się to „transgranicznym przenoszeniem usług online w zakresie treści”.
Co ważne, nowe przepisy nie zobowiązują właścicieli praw autorskich i usługodawców do rewizji umów licencyjnych. Po prostu wprowadzona zostaje zasada, że abonent, który czasowo przebywa w innym kraju UE, korzysta z serwisu w swoim państwie zamieszkania. Zgodnie z art. 5 rozporządzenia wszelkie warunki umowne sprzeczne z zakazem geoblokowania będą bezskuteczne.
Lepsza pozycja konsumentów
Regulacje dotyczące przemieszczania filmów i muzyki online mają dopełnić wspólne europejskie przepisy określające, jakie uprawnienia przysługują w razie niezgodności z umową zakupionych treści cyfrowych. Chodzi tu nie tylko o pliki audio i wideo, lecz także transmisje imprez sportowych, gry, oprogramowanie, aplikacje i e-booki. Innymi słowy wszystko, co może zostać zapisane na dysku komputera, udostępnione na zasadzie strumieniowania (streaming) czy przechowywane w chmurze, a nie dostarczane na materialnym nośniku, takim jak płyta CD czy DVD.
Pojęcie treści cyfrowych pojawiło się w polskim ustawodawstwie stosunkowo niedawno, wraz z nowelizacją ustawy o prawach konsumenta z 30 maja 2014 r. (Dz.U. poz. 827), która z kolei wdrożyła unijną dyrektywę konsumencką (2011/83/ UE). I tak oferowanie plików filmowych czy programów utrwalonych na nośniku materialnym jest zwykłą sprzedażą. Inaczej jest w przypadku treści cyfrowych udostępnianych klientom online. Nie uznaje się ich formalnie ani za towar, ani za usługę. – W takich przypadkach stosuje się ogólne przepisy ustawy o prawach konsumenta, wyłączając możliwość odstąpienia od umowy w ciągu 14 dni od jej zawarcia. Przedsiębiorca musi jednak poinformować o tym konsumenta – wyjaśnia Wojciech Dziomdziora, radca prawny w kancelarii DZP, ekspert prawa medialnego i nowych technologii.
O ile na poziomie unijnym od ponad dwóch lat obowiązują regulacje określające obowiązki informacyjne przedsiębiorców przy zawieraniu umów na odległość dotyczących zakupu programów czy e-booków, o tyle przepisy o odpowiedzialności za wady takich produktów są w całej UE bardzo zróżnicowane. Biorąc pod uwagę, że coraz więcej Europejczyków robi zakupy u sprzedawców internetowych w innych państwach członkowskich, luka ta staje się bardzo uciążliwa. Ma ją wypełnić dyrektywa w sprawie niektórych aspektów umów o dostarczanie treści cyfrowych, nad którą pracuje obecnie Parlament Europejski. Dotyczy ona zarówno plików udostępnianych płatnie, jak i tych przekazywanych np. w zamian za dane osobowe.
Rabat już nie wystarczy
Zgodnie z projektem to na przedsiębiorcy będzie spoczywał ciężar udowodnienia, że w momencie zakupu produkt nie był wadliwy. Chyba że to klient nie miał wymaganego systemu operacyjnego lub jego komputer nie spełniał parametrów technicznych sprecyzowanych w umowie. Jeśli wina leżałaby jednak po stronie sprzedawcy, konsument będzie mógł zażądać natychmiastowego i nieodpłatnego rozwiązania problemu, a nie tylko, jak to często bywa, przyjąć ofertę rabatu na przyszłe zakupy w ramach rekompensaty. Gdyby wiązało się to z ogromnymi kosztami dla przedsiębiorcy bądź zabierało masę czasu, klienci uzyskają prawo do proporcjonalnego obniżenia ceny bądź odstąpienia od umowy. W tym ostatnim przypadku w ciągu 14 dni od otrzymania stosownego powiadomienia sklep będzie musiał zwrócić pieniądze (to samo dotyczy sytuacji, gdy produkt nie zostanie po prostu dostarczony). Jeśli wadliwe oprogramowanie spowodowałoby uszkodzenie komputera czy smartfona nabywcy, konsument będzie mógł także wystąpić o odszkodowanie. Co więcej, w przypadku zawarcia umowy długoterminowej (np. rocznej subskrypcji w serwisie VoD), możliwe stanie się jej wypowiedzenie w dowolnym momencie po upływie 12 miesięcy.
– Kierunek poszczególnych rozwiązań zaproponowanych w projekcie rząd ocenia pozytywnie – komentował na komisji sejmowej propozycję UE Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości.