Wczoraj minął 14-dniowy termin na wniesienie protestów wyborczych po ogłoszeniu przez Państwową Komisję Wyborczą wyników II tury wyborów prezydenckich.

– W poniedziałek rano do Sądu Najwyższego wpłynęło około 15 worków z korespondencją. Szacujemy, że jest w nich około 3 tys. protestów. W połączeniu z tymi, które wpłynęły wcześniej, daje to łączną liczbę ok. 4 tys. W kolejnych dniach spływać będzie jeszcze korespondencja pocztą, więc przypuszczam, że skończy się to na podobnej liczbie jak pięć lat temu – niecałe 5850 protestów – mówi DGP sędzia dr hab. Aleksander Stępkowski, rzecznik Sądu Najwyższego.

Protesty wyborcze. Wzór był dostępny w internecie

Do składania protestów w ostatnich dniach zachęcali politycy Koalicji Obywatelskiej. „Od wielu dni analizujemy wyniki wyborów, komisja po komisji. Przeanalizowaliśmy 31 627 obwodowych komisji wyborczych w całej Polsce. (…) Wybory wymagają ponownej weryfikacji, wszędzie tam, gdzie wykazane są nieprawidłowości” – przekonywał Cezary Tomczyk, wiceszef MON i wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej. Jak stwierdził, w niektórych komisjach miało dojść do „niewytłumaczalnego wzrostu głosów nieważnych” lub „podejrzanie wysokiego wyniku Nawrockiego”. Z kolei w komisjach w Krakowie i Mińsku Mazowieckim „wykryto, że kandydatom przypisano wyniki odwrotnie”.

„Nie chodzi o to, by podważać demokrację. Chodzi o to, by ją uratować” – tłumaczył Tomczyk, udostępniając w sieci wzór protestu wyborczego do wypełnienia i przesłania do Sądu Najwyższego. Zarzut „fałszowania wyborów” formułował z kolei Roman Giertych, były wicepremier, dziś poseł KO, który również treścią wniosku podzielił się w mediach społecznościowych.

Poglądów tych nie podziela jednak opozycja. – Czytałem protesty, które pojawiały się w sieci. Wydaje się, że nie ma dużej szansy, aby zostały uwzględnione. Protest wyborczy musi zawierać udokumentowane podstawy do tego, aby zakwestionować wynik. Tymczasem wzór Romana Giertycha bardziej przypomina tekst publicystyczny. Pada tam np. sformułowanie, że Karol Nawrocki, mówiąc na wieczorze wyborczym, że wygra wybory, dawał „sygnał do działania”. To nie ma nic wspólnego z rzetelnym pismem procesowym – komentuje w rozmowie z DGP poseł PiS Paweł Jabłoński.

Błędy w protestach. Rzecznik SN o „niechlujstwie”

Na błędy w części pism zwraca też uwagę rzecznik SN. – Część protestów jest sporządzona niechlujnie. Autorzy nie podali swoich danych lub nie podpisali się. Takim protestom nie zostanie nadany właściwy bieg. Poza tym zdecydowana ich większość jest powieleniem wzoru protestu udostępnianego w internecie. Z racji tego, że są one jednobrzmiące, będą one rozpatrywane łącznie na jednym posiedzeniu. Warto zaznaczyć, że nie ma znaczenia, czy ten sam protest został złożony raz czy dwa tysiące razy. W żadnym stopniu nie wpływa to na efekt. Oczywiście każdy wyborca ma prawo złożyć protest, ale powielanie tych samych zarzutów w wielu protestach jest bezcelowe – wskazuje sędzia Stępkowski.

Za rozpatrzenie protestów odpowiada Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Zgodnie z kodeksem wyborczym sędziowie wydają opinię w formie postanowienia w składzie trzyosobowym. – Patrzę nieco z dystansem na wszystko, co dzieje się w mediach społecznościowych. Część protestów w swojej treści zawiera wiele hipotez, ale nie przesuwa żadnych twardych dowodów, aby – mówiąc kolokwialnie – wybory miały zostać „ukradzione”. Nie wykluczam, że doszło do jakichś nieprawidłowości w małej skali, ale póki co nic nie wskazuje na to, żeby można było mówić o stwierdzeniu nieważności wyborów, a – w konsekwencji – ich powtórzeniu – mówi DGP Krzysztof Izdebski, prawnik z Fundacji im. Stefana Batorego.

Po rozpatrzeniu protestów wyborczych Sąd Najwyższy – zgodnie z kodeksem wyborczym – wyda uchwałę o ważności wyboru prezydenta RP. Ostatnim dniem, w którym musi zapaść rozstrzygnięcie, jest 2 lipca. Uchwała podlega ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw.

Do objęcia urzędu przez prezydenta elekta dojdzie 6 sierpnia. W tym dniu nowo wybrana głowa państwa złoży ślubowanie przed Zgromadzeniem Narodowym.