W serwisie Gazeta Prawna ukazał się artykuł mec. Włodzimierza Chróścika, prezesa Krajowej Rady Radców Prawnych, na temat tego, dlaczego radcowie nie przyłączą się do protestu adwokatów („Radcowie prawni nie przyłączą się do protestu adwokatów”). Powodem rzekomo jest to, że nie chcą zostawiać swoich klientów bez pomocy. Nie można tego artykułu pozostawić bez odpowiedzi.

Dlaczego adwokaci chcą protestować?

Zacznijmy od kilku faktów.

Fakt pierwszy – w ostatnich miesiącach zgromadzenia kilku izb adwokackich (m.in. częstochowsko-piotrkowska, łódzka i warszawska) podjęły uchwały zobowiązujące właściwe okręgowe rady adwokackie do protestu przeciwko niskim wynagrodzeniom za tzw. urzędówki. Protest ma polegać m.in. na okresowym zaniechaniu wyznaczania pełnomocników z urzędu. O proteście zdecydowały więc najbardziej demokratyczne gremia w strukturze organów samorządowych, które gromadzą wszystkich adwokatów z terytorium danej izby adwokackiej.

Fakt drugi – rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości stanowiące podstawę do zasądzenia wynagrodzenia za prowadzenie spraw z urzędu obowiązuje od 2015 r. i w zdecydowanie przeważającej mierze zawarte w nim stawki pozostały w tym czasie niezmienione. W porównaniu z poprzednio obowiązującym rozporządzeniem podwyżki wynagrodzeń też były minimalne, jeżeli uwzględnimy liczby bezwzględne. Oznacza to w istocie utrzymanie stanu, nie tyle nawet sprzed dziesięciu, ile sprzed kilkunastu lat.

Fakt trzeci – kilka drobnych przykładów:

  • za prowadzenie sprawy o rozwód stawka minimalna (w istocie niemal zawsze zasądzana przez sądy) wynosi 720 zł, co dotyczy również wieloletniej sprawy z orzeczeniem winy;
  • obrona w śledztwie, np. o zabójstwo to 600 zł,
  • sprawa o uchylenie uchwały organu spółdzielni – zawrotna kwota 360 zł.

To tylko wybrane przykłady, ale w rozporządzeniu znajdziemy wiele innych równie jaskrawych.

Fakt czwarty, aktualna minimalna stawka godzinowa to 30,50 zł za godzinę pracy. Innymi słowy, obronę w sprawie karnej o zabójstwo Skarb Państwa wycenia na niecałe 20 godzin pracy. Biorąc pod uwagę czas, jaki niejednokrotnie oczekuje się na widzenie z aresztantem oraz czas trwania samego widzenia, oznacza to mniej więcej trzy do czterech takich widzeń. Nie uwzględniając zapoznawania się z aktami i uczestnictwa w przesłuchaniach, a są to przecież czynności bardzo czasochłonne. Państwo Polskie wycenia więc prawo do obrony na kwotę niższą od minimalnego wynagrodzenia. Pokazuje tym samym również (podobnie jak w przypadku pensji nauczycielskich oraz kadry akademickiej) brak szacunku dla wykształcenia. Pamiętajmy bowiem, że wykształcenie adwokata to 20 lat nauki.

Podobny szacunek wykonany dla sprawy o uchylenie uchwały spółdzielni to niecałe 12 godzin pracy. W praktyce wystarczyłoby to być może na przygotowanie pozwu.

Fakt piąty – skumulowana inflacja od 2015 r. to ok. 60 proc. Wzrost płacy minimalnej wyniósł w tym czasie ok. 160 proc.

Fakt szósty – stawki za niektóre sprawy z urzędu zostały w 2024 roku podwyższone, przy czym w komunikatach na temat tego podwyższenia zastosowano sprytny wybieg, mówiący o podwyższeniu stawek o 100 proc. Laik mógłby to odczytywać jako istotny postęp. Niestety tylko laik, ponieważ w liczbach bezwzględnych mówimy o podwyżkach od kwoty 80 do 360 zł za sprawę. Innymi słowy, Ministerstwo Sprawiedliwości dokonało takich podwyżek, aby mogło mówić, że coś zrobiło, a jednocześnie, aby nie wpłynęło to na budżet państwa i w żaden sposób nie zmieniło sytuacji, ani nie uzdrowiło istniejącego systemu.

W tym czasie (i to jeszcze przed 2015 r.), jak to określa mec. Chróścik, oba samorządy uczestniczyły „aktywnie w debacie publicznej” i „skupiały się na działaniach merytorycznych i konstruktywnych”. I co – i nic?

Koszty nieodpłatnej pomocy prawnej są przerzucane na adwokatów i radców prawnych

Teraz przejdźmy do komentarza – stwierdzenie pana Zagłoby: „a ja ofiaruję jego szwedzkiej jasności Niderlandy!” stanowi w języku polskim synonim darowywania czegoś, co nam nie przysługuje. Jest to w ostatnich kilkunastu latach ogólny obraz realizacji funkcji publicznych przez polską władzę państwową.

Zamiast obniżyć podatki dla najgorzej zarabiających, podnosi ona wysokość minimalnego wynagrodzenia, przerzucając ciężar z tym związany na przedsiębiorców. Jednocześnie za tymi podwyżkami nie idą podwyżki wynagrodzeń w sferze budżetowej, gdyż to obciążałoby już budżet państwa.

Zamiast zapewnić odpowiednie pomoce naukowe, rodzice dzieci w szkołach publicznych składają się na papier do drukarek i muszą płacić za korepetycje, aby państwo polskie mogło nadal udawać, że edukacja jest bezpłatna.

W ten sam schemat wpisuje się kwestia wynagrodzeń za sprawy z urzędu, gdzie państwo – formalnie zapewniając dostęp do obrońcy (pełnomocnika) z urzędu – faktycznie przerzuca ciężar ekonomiczny świadczonej pomocy prawnej na adwokata (radcę prawnego).

Takie zachowania prowadzą stopniowo do systemowej zapaści poszczególnych sektorów państwa, co najlepiej obrazuje sytuacja szkolnictwa, borykającego się z niedoborem nauczycieli.

Jeżeli więc chcemy, aby system nieodpłatnej pomocy prawnej funkcjonował, a nie uległ całkowitemu rozkładowi, konieczna jest zmiana. Skoro kolejne rządy systemowo ignorują postulaty zmiany, konieczny staje się protest.

Stawki za urzędówki muszą być zmienione

Konstruktywny dialog, trwający od co najmniej 10 lat, a w istocie dłużej, nie przynosi efektu. Jeżeli do zmian nie dojdzie, system nieodpłatnej pomocy prawnej stanie się całkowicie niewydolny. W konsekwencji protest ma na celu zarówno ochronę interesów adwokatów, radców prawnych, jak i ich klientów, skoro inne ścieżki zostały wyczerpane.

Przywołaną na początku wypowiedź prezesa bratniego samorządu radcowskiego można chyba podsumować fragmentem piosenki Lombardu „Przeżyj to sam”:

„Ktoś inny zmienia świat za ciebie,

Nadstawia głowę, podnosi krzyk.

A ty z daleka, bo tak lepiej

I w razie czego nie tracisz nic.”

Nadal tli się we mnie nadzieja, że jednak samorząd radcowski zajmie inne stanowisko niż jego prezes i nie pozwoli, aby to wyłącznie adwokaci zmieniali świat za niego. ©℗