Wczoraj miało się odbyć Zgromadzenie Ogólne Sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, którego celem był wybór prezesa tej izby. Przewodniczyć mu miał wyznaczony przez prezydenta sędzia Krzysztof Wesołowski. Aby tak się stało, decyzja prezydenta musiała uzyskać akceptację premiera, co nastąpiło. Decyzja Donalda Tuska spotkała się z ostrą krytyką ze strony środowiska prawniczego, gdyż osoba wskazana przez prezydenta to neosędzia. Premier przyznał się do błędu, a w poniedziałkowe popołudnie, po tym jak dwóch sędziów IC SN zaskarżyło prezydenckie postanowienie o wyznaczeniu Wojciechowskiego do sądu administracyjnego, obwieścił, że cofa swoją kontrasygnatę dla prezydenckiego postanowienia.
Mimo tego zgromadzenie się odbyło i jak poinformował rzecznik SN Aleksander Stępkowski wybrało trójkę kandydatów: Joannę Misztal-Konecką, Marcina Łochowskiego i Marcina Krajewskiego. Starzy sędziowie SN wydali specjalne oświadczenie, w którym stwierdzili, że dokonanie takiego wyboru jest obecnie pod względem prawnym niemożliwe i na razie nie będą brać udziału w obradach tego organu. ©℗
Premier nie mógł się wycofać
Kontrasygnata, której podstawę realizacji stanowi art. 144 konstytucji, poprzedza czynność prezydenta i warunkuje jej dojście do skutku. Tak więc premier, udzielając kontrasygnaty, stworzył warunki dla działalności prezydenta. I w tym momencie jego aktywność w tym postępowaniu zmaterializowała się i uległa całkowicie zakończeniu. Nie ma więc możliwości prawnej, aby decyzja, którą podejmuje prezydent, mając zgodę premiera, mogła ulec wzruszeniu wskutek zmiany zachowania premiera. Postępowanie w zakresie kontrasygnaty nie ma niczego wspólnego z postępowaniem, w ramach którego organ może przeprowadzić samokontrolę. To są całkiem inne postępowania, przewidziane na inne okoliczności. Postępowanie w zakresie autokontroli jest ukierunkowane na ochronę praw i wolności przede wszystkim osób fizycznych i prawnych przed skutkami działalności władzy publicznej. Ta instytucja pozwala organowi władzy publicznej, w sytuacji gdy jego rozstrzygnięcie rodzi wątpliwość co do tego, czy ma ono umocowanie w prawie, w każdej chwili naprawić swój błąd. Natomiast nie ma niczego wspólnego z sytuacją, w której jeden z organów władzy publicznej, będąc w stosunku z innym organem władzy publicznej, rozmyślił się co do zdarzeń, które miały miejsce w przeszłości. Kontrasygnata jest ukierunkowana przede wszystkim na związanie prezydenta, aby jego akty były oparte na konstytucji, żeby to nie były akty samowolnie podejmowane. ©℗
Kontrasygnata nie jest decyzją administracyjną
Pod względem prawnym ocena decyzji prezesa Rady Ministrów o uchyleniu kontrasygnaty udzielonej aktowi prezydenckiemu w drodze autokontroli, a także jej ewentualnych skutków, jest złożona. Należy zacząć od tego, że – w mojej ocenie – kontrasygnata nie jest decyzją administracyjną, gdyż nie zawiera samoistnego przedmiotu rozstrzygnięcia, a w konsekwencji nie znajduje tu zastosowania domniemanie działania organu w drodze decyzji, o ile ustawa nie przewiduje dla danej czynności odrębnej formy. Kontrasygnata jest natomiast czynnością z zakresu administracji publicznej dotyczącą uprawnień lub obowiązków wynikających z przepisów prawa i jako taka stanowi niezbędny element podjęcia końcowej decyzji przez prezydenta. Z uwagi na powyższe kontrasygnata podlega zaskarżeniu do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Nie podlega natomiast uchyleniu w drodze samokontroli, gdyż organ nie może uwzględnić skargi na czynność, podejmując w to miejsce czynność odmienną. Można to uczynić wyłącznie w przypadku decyzji administracyjnej. By podsumować: obecnie nie mamy do czynienia z aktem pozbawionym kontrasygnaty. Akt prezydenta został podjęty w prawidłowej procedurze i o ile WSA nie uchyli czynności kontrasygnaty na skutek wniesionej skargi, to mamy do czynienia z aktem prawidłowym, wywołującym skutki prawne. Nie ukrywam jednak, że jako prawnik specjalizujący się w prawie administracyjnym jestem niezmiernie ciekaw, jakie będzie rozstrzygnięcie wojewódzkiego sądu administracyjnego. ©℗
Wykorzystano pewną szczególną ścieżkę
Kontrasygnata jest formą współdziałania premiera i prezydenta funkcjonującą w wielu systemach prawnych i umożliwiającą szefowi rządu kontrolowanie pewnych działań prezydenta. Jej celem jest zachowanie pewnej jednolitości prowadzonej polityki. Premier może w zasadzie w sposób swobodny decydować, kiedy udziela, a kiedy odmawia udzielenia kontrasygnaty. Jednocześnie, dla zachowania pewności i stabilności prawa, wycofywanie się z jakiejkolwiek czynności prawnej jest w prawie absolutnym wyjątkiem. Jeśli bowiem czynności prawne nie byłyby stabilne, mielibyśmy chaos. Dlatego jedynie w pewnych szczególnych sytuacjach prawo dopuszcza wycofanie się z nich czy ich unieważnienie lub uznanie za bezskuteczne. Tak jest np. w przypadku wyroków, umów czy decyzji administracyjnych. W przypadku kontrasygnaty nie mamy tej specyficznej procedury. Istnieje jednak pewna szczególna ścieżka, którą premier wykorzystał, gdy sędziowie Sądu Najwyższego złożyli skargi do sądu administracyjnego m.in na jego kontrasygnatę. Otworzyło to możliwość wycofania się przez premiera ze swojej decyzji w trybie samokontroli, przewidzianej w art. 54 par. 3 prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. Ta procedura budzi jednak pewne wątpliwości, które będzie musiał rozstrzygnąć sąd administracyjny. Premier nie działał więc bez trybu, ale czy zadziałał skutecznie, to się okaże. ©℗
Przyzwyczaiłem się do sytuacji bez precedensu
O tym, czy premier Donald Tusk miał prawo cofnąć kontrasygnatę, zdecyduje Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, który będzie musiał zakończyć wszczęte postępowanie. Sytuacja jest bez precedensu, ale ja przez ostatnie osiem lat przyzwyczaiłem się do sytuacji bez precedensu. Powstało pytanie, jak z niej wyjść – zostało zaproponowane pewne działanie na skutek skargi bądź co bądź znakomitych sędziów Sądu Najwyższego, którzy zainicjowali to postępowanie. Daleki jestem więc od huraosądów, zwłaszcza że nie jestem największym specem od prawa administracyjnego. Poczekajmy na to, co zrobi sąd i co się będzie dalej działo w Sądzie Najwyższym. Wiem jedno – jestem zwolennikiem działania i tego, żeby zawsze robić wszystko, co się da, żeby zatrzymać to bezprawie, które i tak już jest na bardzo wysokim poziomie, szczególnie w Sądzie Najwyższym, z którego zostały zgliszcza. Gdybym miał być w sytuacji przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN, to przy tak daleko idących wątpliwościach uznałbym, że dobre samopoczucie osoby, która ma zostać prezesem izby, nie jest takie ważne jak to, żeby zapewnić przekonanie, iż podjęte działanie jest legalne. Należy przy tym podkreślić, iż uprawnienie prezydenta do wyznaczania przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN jest niezgodne z konstytucją. Tego uprawnienia Prezydent RP nie ma. Dlatego apelowałem do premiera, by nie udzielał żadnej kontrasygnaty bez względu na to, czy dotyczy to nowego, czy starego sędziego. ©℗