Każde – nawet najbardziej uzasadnione politycznie – działanie władz musi mieć podstawę prawną.

Czasami badacz prawa jest szczęściarzem. W kilku państwach jednocześnie wystąpi identyczny, a do tego szczególnie ważny problem wymagający znalezienia własnego rozwiązania przez każdy z systemów prawnych. Tak było z niedawną wymianą więźniów między USA a Federacją Rosyjską, w której uczestniczyły też: Białoruś, Niemcy, Norwegia, Polska i Słowenia. Można powiedzieć – i takie głosy słyszano – że mieliśmy do czynienia ze „zdarzeniem politycznym”, i to wyjątkowym. Oznaczałoby to, że prawo nie ma tu zastosowania i rządzi jedynie wola polityczna. Nie musielibyśmy wtedy szukać rozwiązania prawnego.

Nie zgadzam się na taką abdykację prawa. Wymiany więźniów nie są nagłe. Poprzedzają je długotrwałe negocjacje, czasami nawet kilkuletnie. Nie ma więc zaskoczenia; można się przygotować z adekwatną kwalifikacją prawną. I tego wymaga państwo prawa. Inaczej będzie, gdy terroryści uprowadzą samolot i zagrożą zabijaniem zakładników, jeśli uwięzieni towarzysze sprawców nie zostaną uwolnieni. Władze państwowe, gdy zgodzą się na wymianę (czego nie muszą robić, bo z terrorystami co do zasady się nie negocjuje), mogą wyjść poza gorset prawa i jego procedur. Ale to wyjątek.

Jak to robią w Ameryce?

Stany Zjednoczone opuściło w wyniku wymiany trzech Rosjan – jeden prawomocnie skazany i dwóch dopiero tymczasowo aresztowanych. Identycznie jak we wcześniejszych przypadkach, np. „handlarza śmiercią” Wiktora Buta (2022 r.) czy Mariana Zacharskiego (1985 r.), zwolnienie i wymianę poprzedzał prezydencki akt łaski. Ten akt jest warunkowy, a więc określa, kiedy ułaskawienie zostanie cofnięte. Tak stanie się m.in. w razie ponownego znalezienia się na terytorium USA, a więc także na amerykańskim statku lub w samolocie, popełnienia innego przestępstwa przeciwko Stanom Zjednoczonym, uzyskania jakichkolwiek przychodów związanych bezpośrednio lub pośrednio z publikacją książki lub innego materiału dotyczących popełnienia przestępstwa lub udziału w wymianie (zarządzenie prezydenta Bidena w sprawie ułaskawienia Buta). Analogiczne warunki znalazły się zapewne w aktach dotyczących ułaskawienia trójki Rosjan uwolnionych 1 sierpnia. Na razie nie ma ich jednak na stronie Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych.

Prezydencki akt łaski nie jest ograniczony do przypadków prawomocnego skazania. Ułaskawieniowa prerogatywa głowy amerykańskiego państwa jest szeroka. Prezydent może z niej skorzystać także wobec osoby tymczasowo aresztowanej, a nawet przed wszczęciem postępowania karnego. Lista takich przypadków jest długa – wskażę tylko ułaskawienie byłego prezydenta Nixona po zgodzie na jego impeachment (prezydent Ford), kilkuset tysięcy uchylających się od służby wojskowej w Wietnamie (prezydent Carter) czy osób uwikłanych w tzw. aferę Iran-Contras (prezydent George H.W. Bush).

Gwałt na prawie w Niemczech?

Z Niemiec wyjechał Wadim Krasikow. To żaden hacker, informatyk czy „złodziej technologii” (jak trójka Rosjan z USA), lecz zabójca zwany „cynglem Putina”. W 2021 r. został skazany na dożywocie za zastrzelenie dwa lata wcześniej w środku dnia w berlińskim Tiergarten Zelimchana Changoszwilego, jednego z dowódców sił czeczeńskich podczas drugiej wojny z Rosją. W rozmowie z dziennikarzem telewizji Fox Tuckerem Carlsonem Władimir Putin nazwał Krasikowa człowiekiem, „który wyeliminował bandytę w jednej z europejskich stolic z pobudek patriotycznych”. Zapewne z bardziej interesownych pobudek „wyeliminował” też biznesmenów Aleksandra Kozłowa w Karelii w 2007 r. i Alberta Nazranowa w Moskwie w 2015 r.

W celu „legalizacji” wydania Krasikowa Niemcy użyli paragrafu 456a kodeksu postępowania karnego. Przepis ten dotyczy odstąpienia od dalszego wykonywania kary w przypadku ekstradycji, przekazania lub deportacji. Zastosowano ostatni wariant, czyli deportację, bo przecież Rosja nie domagała się ekstradycji albo przekazania Krasikowa w celu ścigania.

Praktyka dotycząca tego, kiedy może dojść do zwolnienia połączonego z deportacją, jest utrwalona. Dopuszczalne jest to wobec skazanego cudzoziemca po odbyciu połowy kary pozbawienia wolności. Krasikow został jednak skazany na dożywocie, więc w jego przypadku brakuje jakichkolwiek wskazówek. Można przez analogię przyjąć, że skoro do przedterminowego zwolnienia skazanego na dożywocie może dojść najwcześniej po 15 latach spędzonych w więzieniu, tak samo powinno być i w przypadku deportacji. Oznaczałoby to, że Rosjanin mógłby skorzystać z omawianego środka najwcześniej w 2034 r. Tylko że w 2022 r. na zlecenie niemieckiego ministerstwa sprawiedliwości powstała opinia prawników, w której uznano, że zwolnienie w celu deportacji nie obejmuje skazania za morderstwo.

To jednak nie koniec zastrzeżeń prawnych wypowiadanych w Niemczech na kanwie „sprawy Krasikowa”. Chociaż prokuratura jest tam traktowana jako część władzy wykonawczej (rządu), podkreśla się jednocześnie, że musi zachować autonomię, a procedura poleceń wydawanych prokuratorom ma być przejrzysta. Temu ma służyć nowelizacja prawa, jaka w kwietniu (z inicjatywy resortu sprawiedliwości) trafiła do niemieckiego parlamentu. Celem tej zmiany jest zapobieżenie wszelkiemu „nieuprawnionemu wpływowi politycznemu”.

Decyzja o zwolnieniu Krasikowa nie została podjęta przez Jensa Rommla, federalnego prokuratora generalnego odpowiedzialnego za takie sprawy, ale przez federalne ministerstwo sprawiedliwości. W odpowiedzi na zapytanie jego rzeczniczka stwierdziła, że federalny prokurator generalny „jest zasadniczo odpowiedzialny” za zawieszenie wykonania wyroków. Jednakże federalne ministerstwo sprawiedliwości poinstruowało prokuratora generalnego w piśmie przesłanym 29 lipca, aby ten zawiesił wykonanie wyroku w celu stworzenia warunków do wymiany więźniów.

Zostało to poddane ostrej krytyce przez komentatorów i prawników. Mówiono o podważaniu konstytucyjnej zasady rządów prawa. Wskazywano jednocześnie, że należało użyć, w sposób zgodny z prawem, innej procedury – ułaskawienia przez prezydenta. Korzystano z niej wielokrotnie podczas wymiany więźniów z komunistyczną Niemiecką Republiką Demokratyczną.

Jak to zrobili inni?

W Federacji Rosyjskiej i na Białorusi prezydenci ułaskawili przed wymianą przekazywane osoby. Kilka z nich nie zostało jeszcze prawomocnie skazanych. Ze względu na charakter obu państw nie napiszę jednak niczego więcej.

Słowenię opuściło małżeństwo Dulcewów, dwoje tzw. nielegałów, czyli migrujących Rosjan, którym stworzono fałszywą tożsamość argentyńską. Aresztowano ich w grudniu 2022 r. Proces małżeństwa był błyskawiczny i zakończył się 31 lipca 2024 r. wydaniem skazującego wyroku, po przyznaniu się oskarżonych do winy. Interesująca jest wysokość kary. To 19 miesięcy, czyli dokładnie tyle, ile spędzili w areszcie tymczasowym. Dzień po skazaniu – 1 sierpnia – byli już w samolocie lecącym do Turcji, czyli miejsca transferowego w drodze do Moskwy. Aby jednak skazanym jako osobom, które odbyły całość kary, nie przyszło do głowy pozostanie w Słowenii, orzeczono zakaz wjazdu do tego kraju przez pięć lat. Zakaz oznaczał nakaz opuszczenia kraju.

Koincydencja czasu spędzonego w areszcie i długości kary w wyroku skłania do refleksji związanej z zasadą niezależności i niezawisłości sądu (sądownictwa). Pozostawię to jednak czytelnikom.

W Norwegii – tu kolejny nielegał, tym razem pozorowany Brazylijczyk – nie doszło jeszcze do skazania osoby objętej wymianą (proces miał się rozpocząć we wrześniu). Oznaczało to, że ze względu na wyraźne wskazanie zawarte w art. 20 norweskiej konstytucji nie mogło dojść do ułaskawienia przez króla Haralda V (akt łaski dopuszczalny jest dopiero po skazaniu).

Co się więc stało? Jak wyjaśniła mi Służba Policji Politycznej (norweski odpowiednik ABW), użyto nowego art. 62a tamtejszego kodeksu postępowania karnego. Stanowi on, że prokuratura może umorzyć postępowanie karne bez kontroli sądu, „jeśli ściganie nie leży w interesie publicznym”. Takie rozwiązanie wpisuje się w nordyckie podejście do prawa – pragmatyczne, a nie legalistyczne. Ale Norwegowie dodają – to groźne otwarcie prawa na politykę i na korupcję.

Polski wkład…

Polska też wniosła swój wkład do wymiany – to Paweł Rubcow vel Pablo González Yagüe, zatrzymany w lutym 2022 r. na granicy z Ukrainą. Osoba utrzymująca, że jest dziennikarzem, i mająca też dwa paszporty – rosyjski i hiszpański, wystawione na różne nazwiska. Już po wymianie Dmitrij Pieskow, rzecznik prasowy prezydenta Putina, powiedział, że w grupie wracających patriotów znalazł się mający ojca w Rosji agent GRU, czyli wywiadu wojskowego. Odpowiada to charakterystyce Rubcowa. Jego aresztowanie w Polsce było wcześniej krytykowane przez pozarządowe organizacje międzynarodowe, m.in. Amnesty International. Rubcowa nazywano np. „polskim zakładnikiem”. Wytyki dotyczące aresztowanego znalazły się też w raporcie Komisji Europejskiej w sprawie praworządności w Polsce.

Po wymianie premier Donald Tusk dziękował prezydentowi Andrzejowi Dudzie „za wzorową współpracę”. W oświadczeniu rzecznika prasowego ministra koordynatora służb specjalnych pojawiła się zaś informacja, że „Prezydent, Premier i rząd (…) z przestrzeganiem przepisów polskiego prawa” podjęli działania, aby włączyć aresztowanego do wymiany. Akcentowanie roli prezydenta mogło wskazywać, że przed wymianą doszło do ułaskawienia Rubcowa przez Andrzeja Dudę. Ale wkrótce pojawiło się dementi prezydenta.

Polska „czarna dziura”

Po prezydenckim dementi dziennikarze zaczęli pytać prokuraturę o prawną podstawę dla działań związanych z Rubcowem. Ta odpowiadała, że prezydent nie ułaskawił… Nie mówiła natomiast niczego o własnych decyzjach. Zaczęło się więc samodzielne poszukiwanie podstawy prawnej.

Nie mogła nią być umowa z 1996 r. o pomocy prawnej między Federacją Rosyjską a Rzecząpospolitą Polską. Określa ona, że przekazanie osoby tymczasowo aresztowanej jest możliwe w razie przejęcia ścigania karnego przez państwo wzywające do wydania. Federacja Rosyjska musiałaby jednak wezwać Polskę do przekazania jej obywatela rosyjskiego, aby prowadzić przeciw niemu dalsze postępowanie o szpiegostwo na rzecz Rosji – tyle że byłby to absurd.

Do wydania rosyjskiego szpiega mogłoby dojść także w razie umorzenia postępowania karnego. Dochodzi do tego w razie wystąpienia którejś z przesłanek z art. 17 par. 1 k.p.k. Te przesłanki są w punktach 1–10 wyraźnie nazwane. W sprawie Rubcowa nie zachodzi żadna z nich. Jest ponadto pkt 11, który stanowi, że do umorzenia postępowania dochodzi, jeśli „zachodzi inna okoliczność wyłączająca ściganie”. Tylko że i tu nie ma dowolności. Taka inna, pozakodeksowa okoliczność musi zostać określona w ustawie. Tak byłoby w przypadku aktu łaski, bo prawne źródło takiej prezydenckiej prerogatywy znajduje się w Konstytucji RP. Tylko że ułaskawienia nie było.

Cudowne remedium

Artykuł oddaję do druku, gdy prokuratura nadal nie zdradza, co zrobiła. Do momentu zamknięcia tego wydania nie odpowiedziała jeszcze na moje pytanie, które złożyłem w trybie dostępu do informacji publicznej. Wskażę jednak, co moim zdaniem optymalnie mogłoby i powinno się zdarzyć, gdyby nie pewne nieszczęsne polityczne zawieruchy.

Wielu polskich prawników pisało, że prezydencka prerogatywa ułaskawieniowa nie jest ograniczona do prawomocnych skazań, że akt łaski jest dopuszczalny także przed uprawomocnieniem się skazującego wyroku, a nawet przed skazaniem w ogóle (tak m.in. Stanisław Waltoś). Niestety wybuchła sprawa ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i Michała Wąsika – i „ustawiła” spojrzenie wielu prawników na zakres prezydenckiego prawa łaski.

Jego ograniczenie zaczęto uzasadniać zasadą podziału władz. Piastun władzy wykonawczej nie mógłby wkraczać, gdy swojej roboty nie wykonały sądy. Tyle że w dwóch państwach przedstawianych jako modelowe realizacje zasady trójpodziału władz – w USA („równoważenie władz”) i w Zjednoczonym Królestwie (dla Monteskiusza wzór podziału) prawo łaski odpowiednio prezydenta i monarchy nie jest ograniczane horyzontem prawomocnego wyroku sądowego.

Gdyby sekwencja wydarzeń była inna, a więc do wymiany z udziałem Gonzáleza doszłoby po prezydenckim ułaskawieniu, ale przed sprawą Kamińskiego/Wąsika, nikt by nie protestował. Byłaby podręcznikowa realizacja prezydenckiej prerogatywy.

Żałuję, że dla wielu prawników prezydenckie prawo łaski stało się wąskie. A przydałoby się w przypadku wymiany więźniów oraz w innych „sprawach politycznych”. Przykład? Proszę bardzo. W Polsce istniało tajne więzienie CIA. Trzymano w nim osoby podejrzewane o działalność terrorystyczną i poddawano je torturom, choć – zgodnie z amerykańskimi pragmatykami – w sposób kontrolowany i w obecności lekarza. Najwyższe polskie władze, a więc premier i prezydent, musiały o tym co najmniej wiedzieć. Gdyby realnie pojawił się pomysł pociągnięcia tych osób do odpowiedzialności karnej, „racje państwowe” skłaniałyby do zakończenia tego pomysłu możliwie najszybciej, nawet przed postawieniem zarzutów. Tak jak postąpił prezydent Ford w przypadku prezydenta Nixona, czyli aktem łaski.

Wytrych prawa łaski jest bardzo przydatny. Dostrzegli to Niemcy, widząc ekstrawagancje towarzyszące użyciu par. 456a k.p.k. Jedynie wtedy, gdy prawo wyraźnie zabrania lub ogranicza zastosowanie prawa łaski – jak w Norwegii – trzeba by szukać innego narzędzia prawnego. Pragmatyczni Amerykanie i Brytyjczycy podsunęli rozwiązanie. Zapomnijmy więc o dogmatykach.

Zamiast zakończenia

Demokratyczne państwo prawa to również przejrzystość życia publicznego. Obywatele powinni wiedzieć, jak rządzący sprawują władzę. Jest to też niezbędne, by tę władzę kontrolować. Milczenie i kluczenie naszej prokuratury nazwano rozczarowującym. Ja będę w krytyce ostrzejszy. To nie rozczarowanie, to skandal. ©℗